[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Siedząc na pływaku samolotu spuściłem powietrze z pontonu, zwinąłem go, a potem
wsiadłem do kokpitu.
Pilot natychmiast wystartował i zawiózł nas na inne jezioro, gdzie przesiedliśmy się
do innego hydroplanu, większego.
- Gdzie Bytes? - pytałem Alison.
- Obaj są już w Miami, zajmują się przygotowaniem łodzi.
- Myślałem, że na Haiti polecimy samolotem.
- My tak, ale łódz musi tam być jako dodatkowy środek transportu. Nie wszędzie
dolecisz samolotem.
Hydroplanem dolecieliśmy do Seattle, skąd odrzutowcem Bytesa do Miami. Po drodze
musiałem wszystko opowiedzieć Alison.
- Nie rozumiem tej historii z niedzwiedziem - przyznałem się.
- Możesz wierzyć lub nie, ale niektórzy szamani stają się zwierzętami - odpowiedziała
patrząc w okno. - Widziałeś niedzwiedzia z czarnym kłem i nie zabiłeś go. Tak ci
podpowiedziało serce. Albo to był potulny misio, albo znalezliście nić porozumienia, albo to
było wcielenie Czarnego Kła. Uwierz w to, co wydaje ci się bardziej prawdopodobne. Taniec
niedzwiedzia był bardzo sugestywny?
- Tak.
- I o to w szamanizmie chodzi - Alison uśmiechnęła się tajemniczo.
***
Na Florydzie byliśmy wczesnym popołudniem 3 stycznia. Willy Bytes czekał na nas
na lotnisku przy hangarze. Miał ponurą minę.
- Chyba nie będziemy mieli łodzi - tłumaczył się Alison.
- Jak to? - oburzyła się dziewczyna.
- Miałem tu w porcie wspaniały jacht, ale wczoraj wieczorem Bruce poszedł do
kasyna... Dziś przyszedł ten jego wierzyciel, jak mu tam...
- Moody - wtrąciła Alison. - Jak szybko wynajmiemy łódz?
- Nieprędko, minimum dwa dni - Bytes wściekle zacisnął pięści.
- Ubezpieczenia, opłaty portowe, wynajęcie nowej załogi.
- Nie można spłacić tego Moody ego? - zapytałem.
- Pawle, nawet milioner nie ma takiej kwoty, żeby wytrząsnąć ją z rękawa. W grę
wchodzi tylko gotówka, której dawno na oczy nie widziałem. Używam karty kredytowej albo
za wszystko płaci firma.
Na lotnisko zajechał sportowy maserati. Za kierownicą siedział Latynos w białym
garniturze. W butonierce miał czerwoną różę, a na nosie wąski pasek okularów
przeciwsłonecznych. Obok niego jak gimnazjalista w krótkich spodenkach siedział Bruce.
Miał skruszoną minę.
- Witam resztę rodzinki - Moody uśmiechnął się na nasz widok.
- Podobno jedziecie po piracki skarb. Może zrobimy wymianę. Jacht za mapę. Wy
będziecie szukać czarowników i znachorów, a ja złota.
- Może mapa za twój samochód? - zaproponowałem.
Moody przyglądał mi się żując gumę. Splunął nią pod moje nogi.
- Ty jesteś ten komandos z Polski? - zapytał.
- Bruce ma za długi język - odpowiedziałem.
- Może stoczysz walkę z moim chłopakiem? - zaproponował Moody.
- Ile płacisz?
- W parę miesięcy zarobisz na przyzwoite życie, o ile będziesz wygrywał. To są walki
dla ekskluzywnej klienteli.
- Paweł, nie! - krzyknęła Alison.
- Jacht za zwycięstwo, a walka będzie jeszcze dziś, przed wieczorem - powiedziałem.
- Zgoda, człowieku! - ucieszył się Moody i podał mi dłoń na znak zawarcia umowy.
ROZDZIAA DZIEWITY
SPOTKANIE Z ZAAOG JACHTU BYTESA " WSPACZEZNI GLADIATORZY
MIAMI " WYZCIG O WSZYSTKO " LDOWANIE NA SAN DOMINGO "
POZNAJEMY PILOTA AWIONETKI " CO ZROBI, %7łEBY PRZE%7łY NA HAITI
Moody podał mi adres, gdzie miałem stawić się na walkę. Wygnał z samochodu
Bruce a i odjechał, dzwoniąc jednocześnie do kogoś.
- Zgłupiałeś? - spytał Bruce.
Willy Bytes natychmiast stanął pomiędzy mną a nim, chroniąc syna przed moim
atakiem. Byłem w takim stanie, że spokojnie przyjmowałem wydarzenia i obojętne mi były
opinie jakiegoś hazardzisty, wyrodnego syna milionera.
- Słyszałam, że Polacy mają jakąś dziwną fantazję, czasami nadzwyczajną odwagę, ale
teraz wiem, że jest to brawura - oceniła Alison.
Wzruszyłem ramionami.
- Bruce, jeśli chcesz się na coś przydać, to powiedz, jakiego rodzaju walki organizuje
Moody? - zapytałem chłopaka.
-Walki gladiatorów, przed śmiercią uchroni cię jedynie poważna kontuzja lub utrata
przytomności - odparł Bruce.
- Jaką bronią trzeba walczyć?
- Na jaką cię tylko stać.
Nie rozumiałem odpowiedzi i na razie się tym nie zajmowałem. Namówiłem Bytesa i
Alison, żebyśmy spotkali się z naszą przyszłą załogą.
- Tak jesteś pewien wygranej? - zdziwił się Bytes. - Dobrze, lubię takich, którzy
wiedzą, czego chcą.
Pojechaliśmy limuzyną firmy Bytesa do hotelu blisko portu w Miami. Po drodze
widziałem wspaniałe wille wybudowane nowocześnie, przeszklone, z odkrytymi tarasami i
dużymi patio, gdzie parkowały sportowe samochody, oraz eleganckie domy utrzymane w
stylu hiszpańskiej architektury kolonialnej. Zza wysokich murów wystawały jedynie
klasycystycznie zakończone ryzality pałaców. Przez bramy z grubych, kutych prętów
dostrzegłem limuzyny i czarnoskórą służbę. Pod palmami, na skwerach, wzdłuż plaż
spacerowały, jezdziły na rowerach i wrotkach śliczne dziewczyny w bikini, z których
niejedna mogłaby bez trudu zdobyć Hollywood.
- Studentki - wyjaśniła mi Alison, zauważywszy moje zainteresowanie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •