[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przedpotopową strzelbę. Padłem na ziemię i garść śrutu gwizdnęła mi nad głową.
- Brać ich, piętnastu na lewo, a reszta niech im odetnie drogę do szosy! - wrzasnął po
rosyjsku Michaił przedzierając się przez krzaki. Ruszyłem w pościg za tajemniczym
szpiegiem, ale już było za pózno. Do moich uszu dobiegł tętent szybko oddalającego się
konia.
- Jesteś ranny? - zawołał Pan Samochodzik.
- Chyba nie...
- Kto to był? - zapytał nasz przyjaciel
- Nie wiem, jakiś chłopak, na oko dwanaście lat - wyjaśniłem. - Położył konia tam
trochę dalej. Wskoczył na siodło i uciekł...
- Ciekawe - mruknął.
Wróciliśmy do ogniska.
- Kogoś interesują nasze badania - zauważył szef.
- Niekoniecznie - zaprotestowałem. - Po prostu ktoś mógł zobaczyć poblask ogniska
na pagórku i wysłał syna, aby sprawdził, co my za jedni...
- Raczej mało prawdopodobne - uśmiechnął się Michaił. - Gdybyśmy kogoś
zainteresowali, to przyjechałby całkiem jawnie, wszedł między nas, przywitał się,
poczęstował tabaką, my dalibyśmy mu herbaty, a potem nawiązałby rozmowę. Ludziska tutaj
są prostoduszni. Poza tym jest jeszcze coś - wręczył szefowi cos w rodzaju małej anteny
satelitarnej z długim kabelkiem.
- Cóż to takiego? - zdumiał się pan Tomasz. - Laser bojowy?
- To mikrofon kierunkowy. Za jego pomocą ten chłopak podsłuchiwał nas. A sądząc
po kształcie wtyczki, wyniki nasłuchu nagrywał na magnetofon. Ty, Pawle, widziałeś go
najlepiej. Sądzisz, że to był miejscowy?
- Tak wyglądał...
- Bratanek Vandersyfta jest pół-Buriatem - zauważył szef. - Sądzisz, że to mógł być
on?
- Nie. Ten, który nas śledził, był wyraznie niższy...
- Nagrywał na magnetofon. To pośrednio sugeruje, że szpieg, niezależnie ile miał lat,
nie znał polskiego... Musiał zawiezć kasetę komuś, kto ją odsłucha... - rozważałem.
- Ile osób w Mongolii może władać naszą ojczystą mową? - zamyślił się Pan
Samochodzik.
- Owsianow? - podsunąłem.
- Owszem, umie się po naszemu przywitać.
- Rauber nigdy nie chwalił się, że zna wasz język - uzupełnił Michaił. - Ale po byłym
agencie czy też raczej konsultancie KGB, można się wielu rzeczy spodziewać...
- Nie mamy dowodów, że to oni - westchnął pan Tomasz.
- Co więcej, nawet nie mamy poszlak - dodałem. - Jeśli doktor przywiózł ze sobą CD-
Rom z kilkoma tysiącami dokumentów KGB, to nasza wiedza na nic mu się nie zda.
- Ungern? - zadumał się Michaił. - Tego nie da się wykluczyć... Chociaż sądzę, że po
prostu pojedzie na miejsce i wykopie depozyty. Wspominał coś o listach swojego ojca...
Nasz przyjaciel wyciągnął z walizki telefon komórkowy. Uruchomił go, wystukał
jakiś numer i przez dłuższą chwilę rozmawiał w miejscowym narzeczu. Wreszcie wyłączył
aparat.
- Samolot dostaniemy jutro - powiedział. - Poszukamy szlaku z powietrza. A teraz
chodzmy spać...
ROZDZIAA SZSTY
MICHAIA WYNAJMUJE SAMOLOT " POCZTKI PRZEMYSAU
LOTNICZEGO W MONGOLII " POWIETRZNY REKONESANS "
ZNOWU JESTEZMY ZLEDZENI
Obudziłem się o świcie. Michaiła nie było, ale na jego posłaniu leżała kartka:
Pojechałem po samolot.
Wyszedłem przed jurtę. Nasze konie spokojnie pasły się nad rzeką. Wierzchowca
Michaiła nie było. Stanąłem na skraju wzgórza i obserwowałem szosę. Wszędzie panowała
cisza. Mongolia. Przebyliśmy tysiące kilometrów, aby siedzieć na pagórku. Umyłem się w
rzece i zagotowałem wody na kawę. Szef także wygramolił się z wnętrza namiotu.
- I znowu mamy dzień - powiedział w zadumie. - Gryzie mnie ta piramidka...
- Ta z książki Ossendowskiego?
- Właśnie. Zastanawiam się, czy Mongołowie w ogóle budowali coś podobnego...
- Może wznieśli ją Ossendowski z Giżyckim? - zasugerowałem.
Zjedliśmy śniadanie, popiliśmy kawą. Potem wziąłem konia i przejechałem się
kawałek szosą wypatrując zjazdu na dawny szlak karawanowy. Nigdzie jednak nie było widać
ani rozjazdu, ani kamiennych słupków. Zawróciłem. Michaiła jeszcze nie było, ale za to
niebawem przyjechała rozklekotana półciężarówka. Wysiadło z niej dwóch Mongołów
- Przywiezliśmy benzynę - powiedział wyższy, niemiłosiernie kalecząc język rosyjski.
- Trzeba pokwitować.
Pokwitowałem i zaraz wytoczyli z samochodu cztery solidne beczki. Poczęstowaliśmy
ich herbatą i pojechali. Pół godziny pózniej na niebie pojawił się niewielki punkcik.
- Chyba jest obiecany samolot - zauważył Pan Samochodzik. - Ale Michaiła jeszcze
nie ma...
- Może przyleci tą maszyną - zauważyłem. - Swoją drogą sądzę, że archeologię
lotniczą można by uprawiać za pomocą motolotni.
- Chyba będę musiał zmienić pogląd o stanie twojego umysłu - pan Tomasz
poweselał. - To chyba niezły pomysł.
Samolot zbliżał się. Widać już było, że to dwupłatowiec. Wreszcie z wdziękiem
wylądował na szosie.
Ruszyliśmy w jego stronę. Michaił wysiadł z kabiny i po skrzydle zeskoczył na
ziemię.
- Archeologia lotnictwa - mruknął pan Tomasz. - A raczej skansen...
Faktycznie, pojazd był dziwny. Kadłub wykonano ze sklejki pomalowanej lakierem na
czarno. Skrzydła zrobiono z aluminiowych kratownic obciągniętych brezentem. Konstrukcją
przypominał latające etażerki z czasów pierwszej wojny światowej.
- Czyżby nie podobał wam się mój samolot? - zagadnął Michaił złowrogo, ale w jego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Odnośniki
- Strona startowa
- Cykl Pan Samochodzik (05) Niesamowity dwĂłr Zbigniew Nienacki
- Cykl Pan Samochodzik (15) Nieuchwytny Kolekcjoner Zbigniew Nienacki
- 02 Zbigniew Nienacki Pan Samochodzik i Skarb Atanaryka
- Cykl Pan Samochodzik (19) ZĹoto InkĂłw (2) Jerzy Szumski
- 58 Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i Szaman
- Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Gocki ksiÄ ĹźÄ
- Iga Karst Pan Samochodzik i Eldorado
- Janota Tomasz Dzieci Ziemi
- (40) Olszakowski Tomasz Pan Samochodzik i ... Potomek szwedzkiego admiraĹa
- Stworzenie śÂwiata w folklorze polskim XIX i poczć tku XX wieku
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- starereklamy.pev.pl