[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szermierz czynił to tylko dla swego dobra. Nie obchodziło go życie obera, barmana, czy
105
kogokolwiek z zebranych w tawernie. W przeciwieństwie do nich, on był inteligentny.
Wiedział, że ciężko będzie mu znalezć drugiego takiego  Jeremiasza , który będzie tolerował
jego zbrodnie dopóty, dopóki pieniądze wpływać będą na czas.
Zaznaczyć muszę, że po zakończeniu śledztwa dotyczącego tajemniczych zaginięć
mieszkańców Gandratorundu ostrzegałem, aby uważano na przybysza. Początkowo dawało to
efekt, jednak tylko u niewielkiej części społeczeństwa. Sprawy pogorszyły się jeszcze
bardziej, gdy cudzoziemiec wyraził chęć walki z Ludwigiem Wolfem poza murami stolicy.
Wtedy, niemalże wszyscy, przestali mnie słuchać. Tłumaczyłem im swoje racje, jednak one
do nich nie docierały, lub po prostu nie chcieli, aby dotarły.
Od dawna nie byłem już śledczym, powoli również przestawałem ostrzegać ludzi
przed grożącym im niebezpieczeństwem. Wróciłem do swych normalnych zajęć. W sprawie
właściciela tajemniczej szabli stałem się zwyczajnym obserwatorem.
Aowca próbował się wyrwać, jednak daremny był to trud. Jego przeciwnik silnym
ruchem powalił go na podłogę. Dobył czarnej szabli i kilkoma, jak mi się wydawało, lekkimi
zamachnięciami zmusił go do opuszczenia tawerny. Znalezli się na szerokiej ulicy, pośród
wielu przypadkowych przechodniów.
 Wyjdzmy poza mury miasta. Tam będziemy mogli walczyć spokojnie 
zaproponował nasz  znajomy .
 Czyżbyś się obawiał  włożył ręce pod płaszcz  walczyć w ograniczonym
przeszkodami terenie?  Gwałtownie wyjął ręce i wypuścił z nich dwa jakby wirujące dyski.
Nie trafił, pomyślałem w pierwszej chwili. Dwa dyski o zaostrzonych krawędziach
rozeszły się w przeciwnych kierunkach, lecz w połowie drogi do celu zaczęły zakręcać. Już
wcześniej widziałem podobny efekt podczas używania drewnianych bumerangów, ale taki
manewr w wykonaniu elementów o lśniącej powierzchni wywołał u mnie zachwyt.
Tory lotu dysków przecięły się w miejscu, gdzie stał szermierz. Ten jednak dzięki swej
zwinności zdołał uniknąć trafienia, czego nie można powiedzieć, o ludziach, stojących nieco
dalej, albowiem zostali pozbawieni głów.
Ciała przypadkowych ofiar nie zdążyły jeszcze opaść na ziemię, a Al-Hariri w jednej
ręce trzymał już szamszir, a w drugiej coś, co przypomniało kilkunastocentymetrowy nóż. Nie
czekając ani chwili dłużej, ruszył na przeciwnika, który, mocno trzymając swój oręż,
oczekiwał w gotowości.
Starli się.
106
Rad byłem, że mogłem tę walkę oglądać na własne oczy, jednak prawda jest taka, że
mimo tego nie jestem w stanie jej opisać. Zarówno szermierz, jak i jego przeciwnik poruszali
się w sposób wręcz nieludzki, niczym dwie dzikie bestie. Broń jednego dziwniejsza była od
oręża drugiego, a to, co z nią wyczyniali, przekraczało wszelkie wyobrażenia. Nie sadzę, aby
ktoś kiedykolwiek, wcześniej czy pózniej doświadczył tego, co ja podczas oglądania
pojedynku tych dwóch istot.
Starcie było dynamiczne, prowadzane w zatrważającym tempie, ale stosunkowo
krótkie. Tego, co działo się na tej ulicy, nie można było pojąć naszym ludzkim umysłem. Tym
straszniejsze było żniwo, które zebrało. Uszkodzone budynki, powybijane okna oraz
kilkudziesięciu martwych ludzi, którzy znalezli się w złym miejscu. Ten przerażający widok
prześladował mnie w snach przez wiele miesięcy. Tym bardziej zadowolony byłem, że
zabójca wszystkich tych ludzi, Narimejczyk, padł martwy z rozprutą klatką piersiową.
Trudno jest mi coś więcej powiedzieć o tym zajściu. Prawda jest taka, że Fadi Al-
Hariri podczas tych kilku minut zabił więcej ludzi, niż jego oponent podczas pobytu
w Gandratorundzie.
6
Zmierć tylu stołecznych mieszkańców przeważyła szalę. Król przywołał do siebie
generała trzeciego batalionu  Eduarda Ubema. Rozkaz był jasny:  zebrać najlepszych
rycerzy wchodzących w skład trzeciego batalionu i zabić szermierza .
Wszystko utrzymywane było w największej tajemnicy. To, co więc teraz przekażę
opieram na domysłach oraz częściowo ocenzurowanych raportach, do których, dzięki swemu
stanowisku, miałem wgląd.
Z tego, co się dowiedziałem, do starcia doszło jakieś dziesięć kilometrów na wschód
od stolicy, niedaleko wsi Korben. Jak zdołali zwabić tam szermierza? Tego niestety nie udało
mi się ustalić. Z raportów wynikało również, że okrojony skład  galopującej śmierci liczył
dwudziestu czterech najbardziej doświadczonych w boju wojowników.
Niezwłocznie opuściłem Gandratorund. Mieszkańcy wsi nie byli skorzy do udzielania
jakichkolwiek odpowiedzi na me pytania. Stanowczo im tego zakazano i zagrożono
więzieniem. Dopiero po okazaniu królewskiego upoważnienia udało mi się uprosić ich na
tyle, aby wskazali mi miejsce, w którym doszło do rzezi. Niegodny był to czyn z mej strony,
107
jednak tutejsze, niezbyt wykształcone, społeczeństwo nawet nie zwróciło uwagi na brak
królewskiej pieczęci.
Nieopodal znajdowało się kilka niewysokich pagórków, a tuż za nimi, jak okiem
sięgnąć rozciągała się zielona dolina. Gdy dotarłem do celu zrozumiałem ogrom tragedii,
która rozegrała się pośród wysokich traw. Na obszarze o promieniu około stu metrów
odnajdywałem odłamane elementy mieczy oraz zbroi. Na wschód znalazłem ślady kopyt,
które ciągły się przez spory odcinek i nagle urywały. Zapewne rozpoczęto odwrót, na który
było już zbyt pózno. Bestia ich również dopadła.
W niektórych miejscach trawa nadal pokryta była krwią, której poranna rosa, ani
deszcz nie zdołały zmyć. Zdziwiło mnie to zjawisko. Przecież minęło już tyle dni,
pomyślałem. Przyglądając się ciemnoczerwonym plamom zaschniętej substancji, odnosiłem
wrażenie, że walczy ona z każdą kroplą wody o przetrwanie, i walkę tę bezsprzecznie
wygrywa. Wszystko dlatego, aby przypominać przypadkowym ludziom o straszliwej
masakrze.
Niedaleko usypano dwadzieścia cztery niewielkie kopce. Podejrzewałem czym tak
naprawdę były, a pasterze, którzy wyprowadzali w pobliżu swe owce, potwierdzili me
przypuszczenia. Mówili, że dzień po przybyciu rycerzy, przybyli następni. Zebrali ciała
z polany i odprawili uroczystą, na ile oczywiście było to możliwe w tych warunkach,
ceremonię pogrzebową.
Z przeczytanych dokumentów jasno wynikało, że generał Ubem powierzył
dowodzenie jednemu ze swych zastępców. Przyczyny nie podano, jednak dzień przed całym
zajściem widziałem generała utykającego na prawą nogę. Najprawdopodobniej skręcił kostkę
podczas treningu. Po wyrazie jego twarzy śmiem twierdzić, że ta sytuacja mocno go
zdenerwowała, lecz z pewnością ocaliła życie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •