[ Pobierz całość w formacie PDF ]

miał na to ochotę.
Skąd coś podobnego przyszło mu do głowy? Kiedyś była to sprawa
młodzieńczych hormonów. Ale dziś był dojrzałym mężczyzną, w pełni
panującym nad odruchami. Nie, nie chciał pocałować Maddy Saunders-Garrett.
Za żadne skarby.
Jeśli to prawda, szeptał mu wewnętrzny głos, to czemu zrobiło ci się tak
dobrze, kiedy położyła rękę na twojej dłoni?
Bo marzłem, odparł szybko. Nawet taka zimna kobieta jak Maddy potrafi
osłonić człowieka od chłodu.
Ogarnęło go rozbawienie. Nie uznał tego wyjaśnienia. Próbował go
stłumić, ale w głębi serca musiał przyznać, że z Maddy było mu dobrze. Nawet
bardzo dobrze. Odruchowo obrócił dłoń i splótł palce z jej palcami.
- Będę potrzebował ciągłego wsparcia, żeby z tym wszystkim sobie
poradzić - odezwał się po chwili.
Podniósł głowę, spojrzał na Maddy i zobaczył niepokój malujący się na jej
twarzy. Powoli cofnęła rękę.
- Mogę polecić ci dobrego doradcę do spraw rodzinnych - powiedziała,
podnosząc do ust kubek z kawą.
Nie zrażony Carver stukał palcami w stolik.
- Byłoby mi trudno rozmawiać o takich sprawach z kimś zupełnie obcym.
- Będziesz zdziwiony, ale na ogół dzieje się wręcz przeciwnie. Wielu ludzi
łatwiej otwiera się przed nieznajomymi niż przed przyjacielem.
- Ja do tej grupy nie należę.
- A ja nie jestem licencjonowanym doradcą.
- Ale za to przyjacielem.
Maddy westchnęła głęboko. Pragnęła zaprzeczyć, ale nie potrafiła. Była to
przecież prawda. Nie chciała jednak, by Carver się domyślił, że uważa go nie
tylko za przyjaciela.
- No, dobrze - zgodziła się z ociąganiem. - Gdy poczujesz potrzebę
pogadania, zadzwoń do mnie.
- Będę wolał się z tobą zobaczyć.
- Jestem bardzo zajęta.
- Ale co stanie się ze mną? I z Rachel? - prawie jęknął. Był to chwyt
poniżej pasa, uznała Maddy. Jak teraz powinna odpowiedzieć?
- Dałam ci moją wizytówkę - oznajmiła, podnosząc się z miejsca. - Na
odwrocie zapisałam swój domowy telefon.
Znała reakcje Carvera i mogłaby przysiąc, że zamanifestowaną przez nią
chęć pożegnania się przyjął niemal z przestrachem.
- Nie upłynęło jeszcze pół godziny - stwierdził.
- Nie szkodzi. Ale na mnie już czas.
Spojrzała na leżący przed nią paczek nadziewany malinową galaretką,
którego nawet nie tknęła. Odwróciła się i nie oglądając za siebie, ruszyła w
stronę samochodu. Dopiero wówczas, kiedy siedziała za kierownicą, czekając,
aż silnik się nagrzeje, uprzytomniła sobie, że jej apetyt zniknął tak samo
szybko, jak się pojawił.
Tak to jest z apetytami, pomyślała. Nigdy nie wie się dokładnie, kiedy
najdą człowieka.
ROZDZIAA CZWARTY
- Mówiłaś, że mogę zadzwonić, jeśli będą kłopoty.
Maddy westchnęła do słuchawki i popatrzyła na zegarek stojący na
nocnym stoliku. Dziesiąta trzydzieści. Po raz pierwszy od wielu miesięcy udało
się jej dziś przed północą położyć do łóżka. Kiedy tylko zgasiła lampę, odezwał
się dzwonek telefonu. Pomyłka, uznała. Po ciemku podniosła słuchawkę.
I wtedy z drugiego końca linii usłyszała głos brzmiący tak ciepło,
cudownie i z bliska, jakby Carver leżał obok, na łóżku.
Obraz był niepokojący. Maddy szybko z powrotem zapaliła lampkę.
Sypialnię zalało światło. Poczuła ulgę. Znajdowała się w dobrze znanym
otoczeniu. Spokojnym i cichym. Tylko drugie, nie zajęte miejsce w łóżku
zdawało się z niej drwić. Było tak puste jak ona sama.
Potarła czoło.
- Carver, nie przypuszczałam, że będziesz dzwonił po nocy.
- Maddy, wcale nie jest pózno. Dopiero wpół do jedenastej.
- Wyjątkowo dziś wcześniej położyłam się spać.
Na drugim końcu linii zapanowała cisza. Po chwili Carver zapytał:
- Jesteś w łóżku?
Zbyt pózno zorientowała się, że popełniła błąd. %7łeby jej dokuczyć, Carver
potrafił wykorzystać każdą sytuację. Teraz przynajmniej będzie się z niej
nabijał.
- Aha  odrzekła.
- Sama? Westchnęła ciężko.
- A co to cię obchodzi? Teraz i on westchnął.
- Jeśli ci w czymś przeszkodziłem...
Wiedział świetnie, że w niczym jej nie przeszkodził, pomyślała Maddy.
Odrzekła szybko:
- Mam pomysł. Zadzwonisz do mnie ponownie, gdy tylko będę wolna.
- Nie pozostaje mi nic innego - mruknął, wyraznie rozczarowany. - Byłoby
jednak lepiej, gdybyś na te parę minut odłożyła na bok słuchawkę...
Maddy odetchnęła głęboko i żeby się uspokoić, policzyła do dziesięciu.
Carver dawał jej do zrozumienia, że to, co ona robi teraz w łóżku z mężczyzną,
potrwa zaledwie parę chwil.
- Nie będzie konieczne - oznajmiła po chwili.
- Nie... nie masz żadnego gościa?
- Jasne, że nie.
- A więc nie musiałaś tak ze mną rozmawiać.
- To znaczy: jak?
- Jakbyś obok siebie miała kochanka. A to jest tak prawdopodobne jak
trup zakopany w twoim ogródku.
- Skąd wiesz, że nie mam trupa w ogródku?
Jak zawsze, niewinna z początku rozmowa z Carverem przeistoczyła się w
słowną potyczkę. Maddy nie potrafiła sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek ich
spotkania przebiegały inaczej. Drażnili się nawzajem. Działali na siebie jak
czerwona płachta na byka.
- Maddy...
- Słucham.
- Mówiłaś, że mogę zadzwonić, jeśli będą kłopoty - powiedział łagodnym
głosem.
- Tak. A więc się pogorszyło. W przeciwnym razie byś nie zadzwonił.
Mam rację?
Carver nie podjął dalszej gry.
- Możesz przyjść jutro do nas na kolację? %7łeby się dogadać. Rachel i ja
potrzebujemy buforu.
- Powiadasz: buforu? - syknęła przez zęby Maddy.
Oto, kim miała być. Buforem. Pomiędzy Carverem Vennerem a
dwunastolatką. Co za wyróżnienie! I jaka frajda!
- Tak - potwierdził, nie reagując na jej irytację. - Rachel nie jest osobą
szczególnie komunikatywną. Prawdę powiedziawszy, nie zdarza się jej używać
słów, które mają więcej niż dwie sylaby. Liczę na to, że pomożesz nam
przełamać lody.
Maddy poczuła na plecach chłód. Podciągnęła koc.
- Sam powinieneś to zrobić. Wcześniej czy pózniej musicie się przecież
dogadać.
- I dogadamy się. Ale na początku potrzeba nam twojej pomocy.
Na następny dzień Maddy zaplanowała wiele spraw. Rozmów z ludzmi,
telefonów i wizyt domowych. Nie miała czasu na kolację z Carverem i jego
córką. Rachel Stillman była jednak jej podopieczną. Nadal w jakimś sensie
Maddy za nią odpowiadała. Powinna więc pomóc dziewczynce.
- O której przyjść? - spytała niechętnie.
- Odpowiada ci szósta?
- Tak.
- A więc przyjedziesz?
- Postaram się być w miarę punktualna.
- Dziękuję, Maddy.
- Nie ma za co.
Na linii zapanowała cisza. Już Maddy miała zamiar się pożegnać i odłożyć
słuchawkę, gdy nagle odezwał się Carver:
- A więc co, Maddy, leżysz sobie w łóżku?
- Tak.
- A co masz na sobie? - W jego głosie przebijała nuta rozbawienia.
Na wargach Maddy ukazał się uśmiech. Od dawna z nikim takich rozmów
nie prowadziła.
- Ja? - Zajrzała pod koc i popatrzyła na flanelową piżamę i grube
skarpetki. - Jestem ubrana normalnie. Jak zawsze, gdy kładę się do łóżka. Mam
na sobie kosmiczną bieliznę pancerną, pantofle na wysokich obcasach, a na
głowie hokejowy kask.
- O, to brzmi podniecająco. Roześmiała się lekko.
- Właśnie myślałam o tobie przed pójściem do łóżka, ubierając się w te
rzeczy.
- Naprawdę?
Posunęła się za daleko. Carver wydawał się zbytnio zainteresowany tym
wątkiem rozmowy.
- No tak... - zastanawiała się, co by tu powiedzieć - właśnie
przypomniałam sobie, jak po rozdaniu świadectw o mało nie wysadziłeś w
powietrze całej szkoły.
- A przypomniałaś też sobie, że to ty na mnie doniosłaś i zadzwoniłaś na
policję?
Na twarzy Maddy wystąpiły krwiste rumieńce.
- To... to nie ja ją wezwałam.
- Czyżby? Wiem z wiarygodnego zródła, że tobie zawdzięczam noc
spędzoną w areszcie.
- Nie mnie. - Carverowi nigdy nie uda się dowieść, że była to jej sprawka.
- Tobie.
- Nie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •