[ Pobierz całość w formacie PDF ]

setny, patrząc na synka radośnie wierzgającego w powietrzu nogami. - Wygląda tysiąc
razy lepiej niż wtedy, gdy go tam zobaczyłam.
- Z całą pewnością wygląda lepiej niż ty - skomentowała matka. - Przypominasz
ducha.
- Martwiłam się.
R
L
T
W rzeczywistości ogarnęła ją panika. Zwiadomość, że Mateo mogłoby się coś stać,
napawała ją przerażeniem. Równie silne było poczucie winy z powodu tego, że zostawiła
go z matką, a sama poszła bawić się na walentynkowym balu.
- Nie powinnam była iść na ten bal.
- Lekarz powiedział, że drgawki są częste u dzieci podczas gorączki. Mateo ma in-
fekcję gardła i antybiotyk wkrótce poprawi jego stan. Nic mu nie będzie, Lauren.
- Wiem. Zastanawiam się tylko, co by było, gdyby stało mu się naprawdę coś po-
ważnego. Gdyby coś zagrażało jego życiu. Nie zniosłabym jego straty. - Jej głos niebez-
piecznie się załamał. Wzięła synka w ramiona i przytuliła do siebie. - Tak bardzo go ko-
cham.
Nogi się pod nią ugięły i musiała usiąść na sofie.
Odkąd przyjechały ze szpitala, czuła się słabo. Bolała ją głowa i wszystkie mięśnie.
Uznała, że to skutek stresu, ale teraz poczuła także, że boli ją gardło i że ma dreszcze.
Możliwe, że złapała wirusa, który dziesiątkował kolegów w pracy. Tego tylko brakowa-
ło. W tym momencie rozległ się dzwonek u drzwi.
- To pewnie moja taksówka - mruknęła Frances, wstając z krzesła. - Jesteś pewna,
że dasz sobie radę sama?
- Oczywiście. Jeśli masz zdążyć na statek jutro o ósmej rano, musisz ruszać. Po-
dróż dookoła świata nie będzie czekać.
Oparła głowę o zagłówek, wdzięczna, że Mateo przez chwilę zajął się nową za-
bawką. Z holu dobiegły ją jakieś głosy. Może to sąsiad, który widział rano karetkę, przy-
szedł spytać o zdrowie Matty'ego? Usłyszała czyjeś kroki i spojrzała na drzwi salonu,
które właśnie się otworzyły. Do pokoju weszła Francesca za nią wysoki, ciemnowłosy
mężczyzna, którego mina nie wróżyła nic dobrego.
Ramon!
Instynktownie przytuliła do siebie synka.
Ramon przeniósł wzrok z jej twarzy na dziecko, które trzymała w ramionach.
R
L
T
ROZDZIAA PITY
- Lauren, pan Velaquez powiedział, że jest jednym z twoich klientów. - Frances
przeniosła wzrok z twarzy córki na twarz przystojnego mężczyzny, który wpatrywał się
w Lauren trzymającą w ramionach Mateo.
W pokoju panowała pełna napięcia cisza. Lauren prawie nie dostrzegła obecności
matki. Nie spuszczała wzroku z Ramona. Ten zaś pobladł, a na jego twarzy pojawił się
wyraz wściekłości.
- Czyli to prawda. Masz dziecko. - Jego głos był zmieniony, a akcent wyrazniejszy
niż zwykle. Lauren nie odezwała się. - To jest mój syn.
Nie było to pytanie, tylko stwierdzenie. Podobieństwo między Ramonem a Mattym
było uderzające. Lauren nawet gdyby chciała, nie mogłaby temu zaprzeczyć. Skinęła
głową.
Ramon zaklął.
- Ukryłaś to przede mną - powiedział z niedowierzaniem.
Patrzył na dziecko i widział samego siebie w miniaturze. Jego umysł próbował
przyswoić to, co widziały oczy.
Podszedł bliżej. Jego serce rozpoznało ciało z jego ciała, krew z jego krwi. Nie ro-
zumiał, jak to się stało, ale nie miało to teraz większego znaczenia. Lauren urodziła jego
syna i nie powiedziała mu o tym. Po raz drugi w życiu poczuł się zdradzony. Pierwszy
raz doświadczył tego uczucia, kiedy w wieku osiemnastu lat stanął w drzwiach hotelo-
wego pokoju, w którym kobieta, którą kochał, leżała naga w łóżku z innym mężczyzną.
- Teraz rozumiesz, dlaczego nie możesz poślubić tej kobiety? - spytał go wtedy oj-
ciec. - Catalina Cortez nigdy cię nie kochała, synu. Chodziło jej tylko o twoje pieniądze.
Po rozwodzie z tobą byłaby bardzo majętną kobietą. Zrobiła z ciebie głupca. - Esteban
Velaquez mówił to, co myślał. - Na szczęście ucierpiała jedynie twoja duma. Poważniej-
szych szkód udało nam się uniknąć.
Rozczarowanie, jakie dostrzegł w oczach ojca, pogłębiło jego upokorzenie. Posta-
nowił wówczas, że już nigdy nie zaufa żadnej kobiecie. Przez całe lata dobrze na tym
wychodził. Większość kobiet, które poznał, nie była godna zaufania. Ale Lauren była in-
R
L
T
na. Jedną z cech, którą najbardziej u niej podziwiał, była jej szczerość. Teraz jednak
przekonał się, że nie zasługiwała na większe zaufanie niż Catalina. Nie zdradziła go z
innym mężczyzną, ale pozbawiła pierwszych miesięcy z życia jego syna. Zastanawiał
się, czy kiedykolwiek będzie jej w stanie to wybaczyć.
- Ile on ma? - spytał, z trudem wydobywając słowa z zaciśniętego gardła.
- Dziesięć miesięcy.
Lauren przygryzła wargę. Ramon sprawiał wrażenie mocno zszokowanego tym, co
zobaczył. Zaczęła się zastanawiać, czy nie popełniła błędu, ukrywając przed nim prawdę.
Był playboyem, hiszpańskim księciem, dla którego małżeństwo było przykrym obowiąz-
kiem, jednak kiedy dostrzegła w jego oczach wyraz prawdziwej rozpaczy, zaczęła się za-
stanawiać, czy postąpiła słusznie.
- Dziesięć miesięcy? Chcesz powiedzieć, że prawie przez rok ukrywałaś przede
mną fakt, że mam syna? Tej nocy, kiedy się rozstaliśmy, wiedziałaś, że jesteś w ciąży,
prawda? Dios! - Zamknął oczy i zaczął głęboko oddychać. - Dlaczego, Lauren?
- Lauren, co się tu dzieje? - przerwała im Frances. - Kim jest ten mężczyzna? -
Spojrzała z niepokojem na nieznajomego. - Mam wezwać policję?
- Nie. Wszystko w porządku, mamo. Ramon jest... Jest ojcem Matty'ego. Muszę z
nim porozmawiać. Możesz spokojnie jechać. Chyba przyjechała twoja taksówka. Nie
martw się o nas, wszystko będzie dobrze. - Starała się uspokoić matkę, która sprawiała
wrażenie bardzo zdenerwowanej. - Wszystko będzie dobrze - powtórzyła.
Gdybym tylko sama w to wierzyła, pomyślała kilka minut pózniej, machając Fran-
ces na pożegnanie. Miała ból głowy, który niemal rozsadzał jej czaszkę, i marzyła jedy-
nie o tym, by wziąć tabletkę i położyć się do łóżka. Zamiast tego wzięła głęboki wdech i
weszła do salonu.
Ramon stał obok kominka, przyglądając się fotografii, na której Mateo miał zaled-
wie kilka dni.
- Nawet nie wiem, jak ma na imię - powiedział cicho, widząc, że weszła do pokoju.
- Mateo.
- Mateo - powtórzył z zadumą.
R
L
T
Jego syn. Ciągle nie mógł uwierzyć w to, czego się dowiedział. Do tej pory ojco-
stwo kojarzyło mu się z obowiązkiem, który będzie musiał wypełnić pewnego dnia. Nig-
dy nie zastanawiał się, co tak naprawdę oznacza posiadanie dziecka. Teraz jednak, kiedy
patrzył na syna, tak bardzo podobnego do niego samego, odczuwał dziwny niepokój wy-
nikający z faktu, że ten mały człowiek był jego dzieckiem.
Na dzwięk swego imienia chłopczyk podniósł głowę z ramienia Lauren i uśmiech-
nął się bezzębnymi ustami do Ramona. Malec zazwyczaj nieufnie odnosił się do obcych, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •