[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Badania, które jeszcze kilka godzin temu przesłaniały mu cały świat, teraz
wydały mu się śmiesznie nieistotne. Dla nich wymyślał wszystkie kłamstwa,
mnożył sekrety, a nie był nawet o krok bliżej celu.
Znowu przegrał. Przez niego zamordowana została Alana, zginął
Geoffrey, a teraz Cathlynn...
Do pracy mógł wrócić, kiedy tylko zechciał, zawsze czekało na niego
sterylne, zimne laboratorium, ale ona, Cathlynn! Jeśli zginie, nigdy sobie tego
nie wybaczy. Ona nie może umrzeć. W niczym nie zawiniła. Chciała tylko
dostać to przeklęte  Serce Aidana . Kawałek szkła, który miał sprawić, że jej
babcia znowu się uśmiechnie.
Tymczasem on zgotował jej los, na jaki nie zasłużyła. Sam zamknął ją w
pułapce kłamstw, z której nie było wyjścia. Odebrał jej rzezbę, której pragnęła, a
teraz zostawił ją sam na sam z mordercą.
 Nie ujdzie mu to na sucho, Cathlynn! Przyrzekam ci.
Zamajaczyły przed nim bramy klasztoru. Zahamował i wyskoczył z wozu,
nie wyłączając nawet silnika. Kiedy wbiegł do środka, opadła go panująca w
domu nienaturalna cisza. Choć na ten dzień zaplanowano przyjęcie, próżno by
szukać roześmianych gości. Dostawcy pozostawili ogromne tace z jedzeniem,
ale nigdzie nie pobrzękiwały sztućce ani kieliszki.
Jonas poruszał się ostrożnie i cicho, żeby nie uprzedzić Davida o swojej
obecności. Wolno wszedł po schodach na górę i zaczął przeszukiwać pokój po
pokoju, szukając śladu Cathlynn. Nie znalazł nic, oprócz rozrzuconych w pralni
koców i kropli krwi na podłodze.
Pomknął w dół schodów. Zajrzał do biblioteki, kuchni, biura. Nigdzie nie
było żywego ducha. Gdzie, do diabła, podziewał się Valentin? Niezdecydowany
zatrzymał się dłużej w głównym korytarzu. Nie miał pojęcia, gdzie Pavid mógł
ukryć Cathlynn. Ile czasu minęło od chwili, w której odebrał telefon?
Przerażony zbiegł do piwnicy. Nienawidził własnej bezsilności. Kiedyś
nie potrafił ocalić swych rodziców, potem pozwolił, by umarła Alana, a teraz
wszystko wskazywało na to, że nie uda mu się powstrzymać Davida. Pod
powiekami przemykały mu straszliwe obrazy, wizje śmierci Cathlynn.
Paraliżowała go myśl, że przybył za pózno.
 Cathlynn  szepnął ochrypłym głosem.  Gdzie jesteś?
Dobry Boże, daj mi jakiś znak. Ona nie może tak po prostu... Drgnął, bo
w ciemności usłyszał ciche skrobanie. Z bijącym sercem ruszył w stronę, z
której dochodziło.
Kiedy pękło ostatnie włókno liny, ręce Cathlynn uderzyły o mur.
 Dobrze. Myślę, że to wystarczy.  David wrzucił kielnię do wiadra z
zaprawą i wytarł ręce o habit.  Muszę załatwić jeszcze kilka spraw, zanim
wróci Jonas. Nie może stracić takiego przedstawienia.
Wyjął z kieszeni długą linę.
 Chciałbym móc ci zaufać, ale nauczyłem się, że nie warto ufać nikomu.
Wobec tego wymyśliłem dla ciebie świetną motywację, żebyś tu została.
Spodoba ci się.  Zaśmiał się groznie  Alana bardzo potrzebuje towarzystwa. A
ty... Cóż, gdziekolwiek pójdziesz, będziesz musiała zabrać ją ze sobą.
 Nie!  krzyknęła. Ten człowiek był chory. Musiał być, skoro zamierzał
przywiązać ją do trupa.
David ruszył w jej kierunku. Ramieniem potrącił żarówkę. Zaczęła się
kołysać, rzucając na ściany chybotliwe cienie.
Serce Cathlynn biło jak oszalałe. W gardle jej zaschło. Chciała
natychmiast zerwać się i uciec, wiedziała jednak, że musi poczekać na
odpowiedni moment. Miała tylko jedną szansę.
Patrzyła na niego, uważnie obserwując każdy jego ruch. Czuła, jak poci
się w oczekiwaniu na to, aż on podejdzie do niej dostatecznie blisko. Napięła
mięśnie nóg. Teraz!
Kopnęła, uderzając obcasami w jego kolano. Zawył z bólu. Zerwała się na
równe nogi, przeskoczyła nad częściowo zbudowanym murkiem, w pośpiechu
rozwalając część cegieł, i zaczęła uciekać. Z głośnym okrzykiem wściekłości
David ruszył za nią.
W ciemności korytarza biegła, obijając się o ściany. W pewnym
momencie uderzyła ramieniem o ostry brzeg wystającego kamienia. Prawie nic
przed sobą nie widziała. Bolały ją nogi i przeciążone ciężkim oddechem płuca.
Nie miała pojęcia, gdzie jest ani w którą stronę zmierza, ale liczyło się tylko to,
żeby umknąć Davidowi i śmierci.
Tuż za sobą usłyszała ciężkie kroki. David złapał jej za ramę i szarpnął do
tyłu. Upadła, boleśnie uderzając się w biodro. Przewracając się na plecy,
wymierzyła cios nogą w jego goleń. Odskoczył do tyłu.
 O nie, nie zrobisz tego.
Kopnął ją, odsuwając jej stopy od siebie. Potem pochylił się i szarpnął za
jej sweter podnosząc ją do góry.
 Puść mnie!  krzyknęła.
 Oooo... Na pewno nie.
Zanim zdołała odzyskać równowagę, David owinął linę wokół jej szyi i
przytrzymał mocno, przyciskając do siebie.
 Puść ją, David.  Dobiegł ją niski, rozkazujący głos Jonasa. W samą
porę! Jeszcze nigdy nie była tak szczęśliwa, że go widzi.  Ona nie ma z tym nic
wspólnego.
Sznur zacisnął się mocniej na jej szyi. Jęknęła.
 Ona ma z tym bardzo wiele wspólnego.
Jonas, Jonas, spójrz na mnie, błagała go w myślach. Na próżno. Patrzył
tylko na Davida, obserwując każdy jego ruch, niczym drapieżnik przygotowany
do skoku. Nie zauważył znaków, jakie próbowała mu dać.
Z jej gardła wydobył się charkot. Usiłowała kopać Davida w łydki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •