[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tani) Hotel Krakowiak i zarezerwować dwa pokoje. Ostatecznie nie wiedzieliśmy, jak długo
będziemy w Krakowie tropić Józefa %7łuka.
Wpół do dwunastej byliśmy pod sklepem pana Kasińskiego. Zaparkowałem Rosynanta w bocznej
uliczce, by nie rzucał się w oczy, a jednocześnie był gotów do natychmiastowego wyjazdu. Przez
chwilę pomyślałem, co to będzie, jeśli z właścicielką krokodylka przyjedzie do sklepu sam %7łuk,
który mój samochód zna dobrze, ale po namyśle odrzuciłem tę myśl. %7łuk wie, że jest poszukiwany
i nie będzie się narażał na wyjazd z kryjówki po naprawiony wisiorek ukochanej.
Poprosiłem Zośkę i Janusza, aby nie ruszali się z wozu, bo w każdej chwili możemy odjeżdżać.
Zaopatrzyłem też Zośkę w narożnym kiosku w kilka biletów autobusowych i tramwajowych.
Poprzedzony dyskretnym dzwoneczkiem umieszczonym na drzwiami wszedłem do sklepu.
Naprawdę swym wyglądem dawał odczuć piękno, elegancję i, co tu ukrywać, duże pieniądze.
Zasłonięte kotarą drzwi prowadziły na zaplecze.
Z fotela za ladą podniósł się dystyngowany starszy pan. Sygnet na jego palcu i szpila wpięta w
krawat stanowiły kolejną dyskretną reklamę jego firmy.
- Dzień dobry panu. Czym mogę służyć?
- Dzień dobry - wyciągnąłem legitymację. - Paweł Daniec, podwładny pana Tomasza.
Nie spojrzawszy nawet na legitymację wyciągnął do mnie dłoń.
- Andrzej Kasiński. Bardzo mi miło. Zawsze będzie pan u mnie serdecznie witany, jako
zwalczający złodziei dzieł sztuki. Proszę, proszę za mną... - odsunął kotarę.
Weszliśmy do niewielkiego pokoiku umeblowanego antykami z czasów Ludwika XIV. W
przeciwległej ścianie widać było drzwi prowadzące do właściwego warsztatu.
Siedliśmy na wyściełanych krzesłach przy stoliczku o wygiętych na kształt łabędzich szyi nogach.
Ledwo zdążyliśmy wymienić uwagi na temat pogody, która zapowiadała długotrwały upal, a już
gospodarz nalewał smolistą kawę z ekspresu.
- Pani, na którą pan czeka, powinna zjawić się w sklepie lada chwila, o ile ceni czas swój i
innych - uśmiechnął się gospodarz. - W razie czego dzwoneczek nas ostrzeże, a ja dam panu
znać, o którą z klientek chodzi...
Gwarzyliśmy właśnie z panem Kasińskim o ulubionym naszyjniku z pereł Marii Antoniny, który
ponoć miał być ukryty gdzieś w Polsce, gdy srebrzyście odezwał się dzwoneczek u drzwi.
Pan Kasiński wybiegł do sklepu, a ja przysunąłem się do kotary tak, by widzieć sklepowe wnętrze.
W sklepie była tylko jedna klientka. Wysoka, szczupła brunetka lat około dwudziestu o
uderzającej, wschodniej urodzie. Ubrana była w jedwabny kostium.
- Ależ oczywiście, krokodylek jest już gotowy - usłyszałem słowa Kasińskiego. - Zaraz go
zapakuję.
- Nie, dziękuję - zabrzmiał gardłowy śmiech - udekoruję się nim.
To powiedziawszy młoda kobieta przewlokła przez kółko krokodylka złoty łańcuszek i zawiesiła
breloczek na szyi.
- Czy tak jest dobrze? - zwróciła się do jubilera.
- Wspaniale! - odparł ten z niekłamanym zachwytem.
- Teraz więc tylko pieniążki? - zaśmiała się piękność.
Kasiński odchrząknął jakby z zażenowaniem.
Rachunek został uregulowany i kobieta wyszła ze sklepu. Wybiegłem za nią.
Zobaczyłem ją stojącą przy fordzie, który dziwnie przypominał mi widziany w Nowym Targu.
Przeszedłem obok i ruszyłem w stronę Rosynanta.
- Proszę pana! - usłyszałem.
W sekundzie przeleciała mi przez głowę myśl: Czyżbym został rozpoznany? Ale to było
nieprawdopodobne. Nawet jeśli ta śliczna pani miała coś wspólnego z %7łukiem, to niemożliwe, żeby
on jej opisywał ze szczegółami wszystkich swoich przeciwników! I nagle pomyślałem o zdjęciach
robionych z dorożki, ale było już za pózno, odwróciłem się bowiem w stronę wołającej.
- Czym mogę pani służyć?
- Wołam i wołam - odęła kształtne usta - a tu jedyny mężczyzna w okolicy nie chce
zwrócić na mnie uwagi!
- Ależ zwracam - uśmiechnąłem się najszczerzej jak umiałem.
- To proszę przenieść teraz uwagę na tylne koło mego forda - piękność zaczęła mną
komenderować. Ale to dobrze! Utwierdzałem się w przekonaniu, że nasze spotkanie na
chodniku przed sklepem jubilera to przypadek.
- Widzi pan, złapałam gumę. A ja sobie z tym wszystkim nie poradzę - pociągnęła noskiem.
Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.
- Za chwileczkę koło będzie wymienione. Tymczasem pozwoli pani, że się przedstawię:
Arek Brzeski jestem.
- Anna Janik - wyciągnęła niepewnie rękę.
Rzeczywiście wymiana koła trwała niedługo. Wóz panny Janik posiadał w bagażniku hydrauliczny
podnośnik.
Uratowana przeze mnie ofiara motoryzacji po solennych podziękowaniach szykowała się do
odjazdu, ja zaś z umorusanymi rękoma musiałem przynajmniej udawać, że szukam miejsca, gdzie
te ręce mógłbym umyć. A najbliższym takim miejscem był sklep Kasińskiego, który wyraznie
zaniepokojony wyglądał zza firanki.
- I jak ja teraz zostawię pana z tak brudnymi rękoma - biadała (daję słowo, że nieszczerze),
panna Janik.
- Nie ma problemu - rozłożyłem dłonie - mam tu obok w samochodzie wodę i gąbkę. Jakoś
sobie poradzę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Odnośniki
- Strona startowa
- Joe Haldeman Cykl Wieczna Wojna (2) Wieczna WolnoĹÄ
- Juliusz Verne Cykl Robur (1) Robur Zdobywca (KrĂłl przestworzy)
- (40) Olszakowski Tomasz Pan Samochodzik i ... Potomek szwedzkiego admiraĹa
- 02 Zbigniew Nienacki Pan Samochodzik i Skarb Atanaryka
- (33) Olszakowski Tomasz Pan Samochodzik i ... Ĺup barona Ungerna
- PS36 Pan Samochodzik i Zaginione Miasto Olszakowski Tomasz
- 58 Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i Szaman
- Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Gocki ksiÄ ĹźÄ
- Iga Karst Pan Samochodzik i Eldorado
- Margit Sandemo Cykl Saga o Ludziach Lodu (45) KsiÄ ĹźÄ czarnych sal
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- szczypiorkow.pev.pl