[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pięści czy nawet pasami  Procha załatwiłby go w mig. Ale czy na
darmo ćwiczył się Sieńka w japońskiej sztuce walki?
Kiedy Masa zrozumiał, że nie zrobi zeń prawdziwego wojownika,
gdyż Sieńka był na to zbyt leniwy i za bardzo bał się bólu, powiedział:
nie będę cię uczył, Sieńka kun, męskiej walki, ale walki dla kobiet.
Teraz właśnie Skorik przypomniał sobie taką lekcję. Masa pokazał mu,
jak powinna się bronić kobieta, którą napastnik chwycił od tyłu za szyję,
by ją zniewolić.
 To proste jak cep  oświadczył sensei.
Kantem lewej dłoni należało od dołu uderzyć atakującego w nos, a
kiedy jego głowa odskoczy do tyłu  zadać cios knykciami prawej w
grdykę. Sieńka tysiące razy młócił rękami powietrze, ćwicząc: raz dwa,
lewa prawa, nos grdyka, nos grdyka, raz dwa, raz dwa.
I teraz właśnie wykonał ten manewr  wszystko trwało może pół
sekundy i udało się.
Jak piszą w książkach, rezultat przeszedł jego najśmielsze
oczekiwania.
Uderzenie w nos, czyli  raz , niezbyt silne, raczej muśnięcie, sprawiło,
że głowa Prochy odskoczyła do tylu, a z nozdrzy trysnęła krew. Kiedy
Sieńka zadał cios  dwa , w grdykę, Procha zachrypiał i przewrócił się.
Siedział na ziemi, jedną ręką trzymał się za gardło, drugą zaciskał nos;
usta miał otwarte, błyskały białka oczu. A wszędzie wokół było pełno
krwi!
Skorik naprawdę się przestraszył  a może zabił Prochę na śmierć?
Ukucnął przy nim.
 Ej, Procha, co z tobą, będziesz umierał, czy co?
I potrząsnął nim lekko.
Tamten tylko wychrypiał:
 Nie bij& Nie bij już! Aaa!  Chciał nabrać powietrza, ale nie
udało się.
Sieńka, nie pozwalając mu się opamiętać, wsiadł na niego i zaczął
krzyczeć:
 Gadaj, szpiclu, dla kogo pracujesz! Bo jak nie, to tak zarobisz w
michę, że ci gały na wierzch wyjdą! No już! Dla Księcia, tak?
I zamachnął się oburącz (tego prostego sposobu też nauczył go Masa
 trzeba było uderzyć rękami poniżej uszu).
 Nie, nie dla Księcia&  Procha dotknął ostrożnie zakrwawionego
nosa.  Złamany& Złamałeś mi nos& Auuu!
 A dla kogo? Gadaj, mówię ci!
I trzasnął Prochę pięścią w sam środek czoła. Takiego ciosu sensei mu
nie pokazywał, wyszło jakoś samo z siebie. Procha specjalnie nie
ucierpiał, ale Sieńka miał boleśnie poobijane wszystkie palce. Zabieg
jednak odniósł skutek.
 Nie, to ktoś inny, o wiele gorszy od Księcia  zachlipał Procha,
osłaniając twarz rękami.
 Gorszy od Księcia?  powtórzył Skorik. Głos zadrżał mu lekko.
 Kto?
 Nie wiem. Ma czarną brodę aż do pępka. Oko też czarne,
błyszczące. Boję się go.
 Ale kto to jest? Skąd się wziął?  Sieńka był przestraszony nie na
żarty. Broda do pępka, czarne oko. Potwór!
Procha ścisnął nos palcami, żeby zatamować krew. Wydusił
niewyraznie:
 Gdo i zgąd, die wieb, a jak chdzesz go zobadżyć, do ci bogażę. Bab
z nib sbodganie. Zaraz, w bodziemiach Jerochy&
A więc znowu te podziemia! Co za przeklęte miejsce! Zamordowano
w nim Siniuchinów, a Sieńka też omal nie stracił tam życia.
 A po co masz się z nim spotkać?  zapytał, niezdecydowany
jeszcze, co dalej robić.  %7łeby opowiedzieć, jak łaziłeś za Zmiercią?
 Tak.
 A co ten twój brodacz do niej ma?
Procha wzruszył ramionami i pociągnął nosem. Krwotok już ustał.
 Mnie tam nic do tego. To co, zaprowadzić cię do niego czy nie?
 Prowadz  zdecydował się Sieńka.  Tylko pamiętaj, że jak
skrewisz, zabiję cię gołymi rękami. Jeden czarownik mnie tego nauczył.
 Niezła nauka, teraz kogo chcesz, możesz załatwić  próbował się
podlizać Procha.  Ja, Sienia, zrobię, co każesz. Na razie jeszcze mi
życie miłe.
Doszli do szynku  Tatarskiego , gdzie było wejście do Jerochy.
Skorik profilaktycznie zaaplikował swemu jeńcowi parę szturchańców,
żeby ten nabrał większego moresu, i jeszcze go ostrzegł, żeby
przypadkiem nie próbował uciekać. Prawdę mówiąc, sam miał niezłego
stracha, że jak Procha się odwinie, to on, Sieńka, tylko się nogami
nakryje. Ale jego obawy okazały się płonne. Japońskie sztuczki
sprawiły, że Procha odnosił się do dawnego kumpla z pełnym
szacunkiem.
 Poczekaj no  powtarzał  sam zobaczysz, co to za człowiek. Ja
tylko ze strachu zgodziłem się zrobić, co kazał. A jak uwolnisz mnie od
tego bandyty, to ci jeszcze powiem  dziękuję .
W podziemiach skręcili raz, potem drugi. Z miejsca, gdzie się znalezli,
było już bardzo blisko do pomieszczenia, skąd prowadziło wejście do
kryjówki. I do korytarza, gdzie Sieńka omal nie rozstał się z życiem, tak
że Skorik na samo wspomnienie potężnej łapy, która wyrywała mu
włosy i usiłowała skręcić kark, aż zatrząsł się cały i przystanął. Z
początkowego przypływu odwagi, który sprawił, że chłopak postanowił
sam rozwikłać całą sprawę, niewiele zostało. Eraście Pietrowiczu i Maso
sensei, wybaczcie, przeceniłem swoje siły i możliwości.
 Dalej nie pójdę& Gadaj z nim sam& Potem mi opowiesz.
 Nie łam się!  Procha pociągnął go za rękaw.  To już niedaleko.
Jest tam taki zakamarek, schowasz się.
Ale Sieńka nie zgodziłby się za żadne skarby.
 Idz sam. Beze mnie.
Chciał zawrócić, lecz Procha trzymał mocno, nie puszczał. I nagle jak
nie złapie go za ramiona i nie wrzaśnie:
 To on, Skorik! Mam go! Tutaj, szybko!
Z taką siłą wczepił się w Sieńkę, że ten nie mógł ani się wyrwać, ani
mu przyłożyć.
A w ciemności rozległy się pospieszne, ciężkie kroki. Zbliżały się
nieubłaganie.
Sensei uczył Sieńkę: jeżeli silny przeciwnik trzyma cię za ramiona,
najprościej jest uderzyć go kolanem w słabiznę, a jeżeli stoi zbyt blisko,
by zadać mu taki cios, trzeba odchylić się możliwie jak najdalej i
trzasnąć go głową w nos.
Sieńka tak właśnie zrobił. Raz i jeszcze raz. Bódł jak baran.
Procha wrzasnął (i tak już miał złamany nos) i osłonił gębę rękami, a
wtedy Skorik  chodu! Ledwie zdążył, bo z tyłu ktoś zdążył złapać go
za kołnierz. Licha tkanina zatrzeszczała, zetlałe nici puściły i Sieńka,
zostawiwszy w ręku znajomka Prochy strzęp koszuli, ruszył pędem
przed siebie, w ciemność.
Z początku biegł bez tchu, byle dalej. Dopiero kiedy tupot buciorów za
nim nieco ścichł, błysnęła Sieńce myśl: dokąd uciec? Przed nim było
pomieszczenie z kamiennymi przyporami, a to przecież ślepy zaułek!
Oba wyjścia pozostawały odcięte  i główne, i drugie, przy szynku
 Tatarskim .
Tamten zaraz go dogoni, zapędzi w kąt i wykończy.
Sieńka rzucił się w stronę tajemnego przejścia. Szybko, łamiąc sobie
paznokcie, wyszarpnął dwa dolne kamienie, wpełzł do dziury i zamarł.
Usta otworzył szeroko, żeby oddychać jak najciszej.
Pod łukami niskiego sklepienia zahuczało echo kroków  jedne były
ciężkie i głośne, drugie o wiele lżejsze.
 Dalej już nie ma dokąd uciekać!  rzucił zasapany Procha. 
Musi tu gdzieś być, gnida! Ja sprawdzę pod ścianą na prawo, a ty idz na
lewo. Zaraz go znajdziemy!
Skorik uniósł się na łokciach, żeby odpełznąć dalej, ale ledwie się
poruszył, zatrzeszczały pod nim pokruszone cegły. Nie, musi być cicho,
bo inaczej zdradzi swoją obecność, no i miejsce kryjówki. Nie wolno mu
nawet drgnąć. Trzeba tylko prosić Boga, żeby tamci nie zauważyli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •