[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rezydencji?
 Niestety, nie. Wiedziałem, że pani Chilton nie żyje, ale nie sądziłem, że policja może
sie tym interesować.  Jake popatrzył mi w oczy.  Nie miałem pojęcia, że Simon widział
moją furgonetkę. Na Boga, on wie, że nie mam z tym nic wspólnego. A może on to wszystko
zaaranżował?
 Masz rację, Jake  powiedziałam pojednawczo.  Przepraszam, że pytałam o to. Po
prostu chciałam wiedzieć. O, nadjeżdża pociąg.
 W porządku, Jenny  wstał i chwycił moją walizkę.
 Dario Pavan jest bardzo zmartwiony z powodu Zmerci Julii  dodałam.
 A ja jestem zmartwiony z jego powodu  powiedział z uśmiechem na ustach.  To
znaczy, jeśli chodzi o ciebie. Ale trudno, niech wygra lepszy. Nadal jesteśmy przyjaciółmi?
 Oczywiście, Jake.
Poczułam się lepiej. Wsiadłam do pociągu i zabrałam się do czytania gazet, które
przyniósł mi Jake. Schrupałam miętowego cukierka  również podarunek od sympatycznego
Amerykanina.
Po pewnym czasie poczułam głód. Dowiedziałam się, że wagon barowy znajduje się za
przedziałami pierwszej klasy. Wzięłam torebkę z pieniędzmi i ruszyłam do baru.
Idąc korytarzem, zauważyłam, że przedziały są prawie puste. Nagle w jednym z nich, na
siedzeniu blisko drzwi zauważyłam marynarkę Daria. Osłupiałam. Byłam zbyt
zdenerwowana, by móc zastanowić się nad sytuacją. Dario siedział plecami do drzwi, na
półce nad nim leżała jego torba, obok stała jakaś paczka.
Przeglądał katalog z antykami; jego palec sunął w dół po wersach tekstu. Pewnie
zdecydował się na nocleg w Trelisie i pojechał porannym pociągiem. Wyobraziłam sobie
przerażenie Simona, gdyby dowiedział się, że jedziemy tym samym pociągiem.
Gdy zastanawiałam się nad tym po powrocie z Londynu, zdałam sobie sprawę, że
gdybym wtedy weszła do przedziału Daria, mogłabym uniknąć wielu nieprzyjemnych, a
nawet niebezpiecznych chwil.
ROZDZIAA 11
Odwróciłam się szybko i wróciłam do swojego przedziału. Wiedziałam, że Simon nie
życzył sobie, by ktokolwiek wiedział o mojej misji. Tymczasem pociąg wtoczył się na peron
w Paddington. Zabrałam swoje rzeczy i schowałam się w toalecie. Przez okno ukradkiem
obserwowałam peron. Wpatrywałam się w wejście do podziemnego tunelu, czekając, aż
Dario w nim zniknie. Nagle dostrzegłam znajomą sylwetkę  to była Maria. Skąd tu się
wzięła? Simon powiedział, że Włoszka zadzwoni do mnie do hotelu w Chelsea. Pojawił się
Dario. Tuż za nim szedł bagażowy, niosąc jego torbę. Maria, zobaczywszy go, błyskawicznie
obróciła się na pięcie i zniknęła w tłumie.
Odczekałam jeszcze chwilę, po czym wysiadłam z pociągu i skierowałam się do stacji
metra. Pojechałam prosto na Sloane Square. Nie byłam aż tak nierozsądna, by jechać
taksówką  kosztowałaby znacznie więcej.
Wysiadłam z metra i bez trudu znalazłam hotel według wskazówek, jakich udzielił mi
Simon. Mój pokój sprawiał ponure wrażenie. Zciany miały brudno-beżowy kolor, okna
zasłaniały niechlujne kotary. W rogu pokoju umieszczono schludny, biały zlew  całość
przypominała twarz starego człowieka z nową sztuczną szczęką.
Zjadłam lunch i chciałam zejść do głównego hallu, gdy zadzwonił telefon.
 Signorina Granton?  zapytał głos.
 Tak?
 Jestem gospodynią signora Lombardi, mam na imię Maria. Czy Simon uprzedził panią?
 Tak.
 Wobec tego proszę się przygotować do wyjazdu, zaraz po panią przyjadę.
 Jestem gotowa.
 Proszę czekać.  Odłożyła słuchawkę.
Po kilku minutach przyjechała taksówką, zapłaciła i pospiesznie weszła do hallu.
 Jenny Granton?
 Tak.
 Wyglądasz zupełnie jak na zdjęciu.
 Na zdjęciu? U fotografa ostatnio byłam kilka lat temu.
Maria niecierpliwym ruchem ręki wyciągnęła fotografię przedstawiającą mnie stojącą na
zewnątrz sklepu z antykami w Trelisie.
 Trzymaj  powiedziała z rozdrażnieniem  już mi się nie przyda. A teraz chodzmy!
Ruszyła prawie biegiem, a ja podążyłam za nią. Ta kobieta była kłębkiem nerwów.
 Zimno, prawda?  powiedziałam, starając się dotrzymać jej kroku.  Myślałam, że o tej
porze w Londynie jest cieplej. Pewnie tęskni pani za Włochami?
Maria nie odpowiedziała.
 Czy daleko jeszcze?  zapytałam.
 Niezbyt  rzuciła przez ramię.
Doszłyśmy do Kings Road i wmieszałyśmy się w tłum ludzi ubranych w najróżniejsze
stroje.
 Bardzo dziwne ubrania, prawda?
 Tak, to angielskie dziewczyny  pokręciła głową z dezaprobatą.
Doszłyśmy do skrzyżowania. Maria wbiegła na jezdnię i machając rękoma przeciskała się
między samochodami. Potem skręciłyśmy w boczną uliczkę, zostawiając kolorowy tłum za
sobą. Trafiłyśmy na rząd bielonych wapnem domków, przedzielonych klombami białych róż.
Przed ich bramami stały luksusowe samochody. Maria gwałtownie skręciła w kolejną uliczkę.
Tutaj było już mniej przyjemnie, domy były zaniedbane. Zatrzymałyśmy się przed drzwiami
jednego z nich, pod wąskim balkonem, który ciągnął się przez całą ścianę domu. Maria
wyciągnęła klucz i otworzyła drzwi. Znalazłyśmy się w małym korytarzyku z oknami
wychodzącymi na podwórze. Zauważyłam, że jedynymi meblami były stół i wiklinowe fotele.
Wskazała na jeden z nich.
 Poczekaj tu, proszę.
Usiadłam na fotelu w rogu, by móc obserwować podwórze. Maria zrobiła zdecydowany
ruch ręką.
 Nie na tym!
Z niechęcią przeniosłam się na drugi fotel, naprzeciwko drzwi.
 Trochę boję się spotkania z panem Lombardi  powiedziałam.
 Może dzisiaj jeszcze do niego nie dojdzie  odparła ostro.  Chwileczkę...  Zamknęła
za sobą drzwi i znikła we wnętrzu domu.
Nie wiedziałam, co mam myśleć o słowach Marii. Usiadłam tyłem do okna i rozejrzałam
się dookoła. Maria nie była dobrą gospodynią: wszędzie zalegał kurz, a wysoko pod sufitem
wisiały pajęczyny. Odechciało mi się oglądać krzesło Grantona. Byłam coraz bardziej
zdenerwowana. Chciałam jak najszybciej dokonać transakcji i opuścić ten dom.
Minuty mijały wolno jak godziny. Zastanawiałam się, dokąd poszła Maria. Nagle
zorientowałam się, że jestem obserwowana; byłam tego zupełnie pewna. Blisko siebie
usłyszałam wyraznie czyjś oddech. Spojrzałam na drzwi  deski były już naruszone zębem
czasu, gdzieniegdzie wciśnięto nowe klocki. Teraz wiedziałam, dlaczego Maria nalegała, bym
usiadła w tym fotelu. Czułam wzrok Lombardiego na swoim ciele. Nie mogłam już dłużej
tego znieść. Otworzyłam torebkę, wyjęłam gazetę i zaczęłam udawać, że czytam. Po chwili
pojawiła się Maria; była wyraznie zmartwiona.
 Masz jakiś dokument?  spytała.
Z jej zachowania wywnioskowałam, że powinna była zapytać o to wcześniej.
Wręczyłam jej mój paszport. Gdy wyszła, usiadłam na krześle w rogu, ale natychmiast
wróciłam na miejsce przed drzwiami. Nie mogłam się uspokoić. Niech się to wszystko jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •