[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nadgryzając croissanta, zmarszczyła czoło.
Nigdy. To znaczy, właściwie nie mam sąsiadów. Obok jacyś państwo sprzedają ramy
do obrazów. Zdaje się, że piętro wykorzystują jedynie na warsztat.
Chodzi mi o sąsiadów z budynku obok.
Właśnie.
Bez słowa odstawiłem filiżankę z espresso, wyszedłem z mieszkania i nacisnąłem
przycisk, wzywający windę. Kuzynka Frances zawołała za mną:
Co się stało? Co ja takiego powiedziałam?
Nie odpowiedziałem jej, nie mogłem tego zrobić przed obejrzeniem sąsiedniego budynku.
Kiedy wyszedłem na ulicę, zobaczyłem, że kuzynka miała rację. Sąsiedni budynek mieścił
galerię o nazwie A Sense of Gilt . Nie było wąskiego domu z zadaszoną werandą. Nie było
łuszczących się, czarnych drzwi, nie było żadnych dzwonków.
Wróciłem i napiłem się kawy.
Przepraszam. Chyba muszę już wracać na Florydę.
* * *
Wzdłuż całego wybrzeża Atlantyku od Norfolk do Savannah szalały burze z piorunami i
mój lot był opózniony o sześć godzin. Próbowałem przespać się na ławce obok dobrodusznie
spoglądającego ze swojego popiersia Fiorello La Guardii, jednak nie mogłem usunąć z
pamięci ani krzyku chłopca, ani wizji wąskiego domu z zadaszonym wejściem.
Właściwie, co mogłem o tym wszystkim sądzić? W sumie tylko tyle, że jestem
przewrażliwiony po stracie babci. Przecież domy nie mogą przenosić się z jednego miasta do
drugiego. Zmierć babci musiała zwolnić we mnie jakieś hamulce, spowodować załamanie,
które wywołało halucynacje i hiperrealistyczne sny. Dlaczego jednak w moich halucynacjach
pojawiało się krzyczące dziecko i jakie znaczenie miał ten dom? Było w nim coś znajomego,
ale nic takiego, co potrafiłbym gdziekolwiek umiejscowić.
Mieliśmy polecieć prosto do Fort Lauderdale, ale burze były tak potężne, że samolot został
skierowany do Charleston. Dolecieliśmy tam dopiero o pierwszej trzydzieści pięć po północy,
pogoda wciąż się pogarszała, United Airlines postanowiły więc wsadzić nas do autobusów i
zawiezć do hotelu w mieście. Kobieta siedząca obok mnie pociągała nosem i przecierała oczy.
Miałam dziś zobaczyć mojego syna. Nie widziałam go od piętnastu lat.
Deszcz uderzał o szyby autobusu i zamieniał światła uliczne w skrzące gwiazdy.
Kiedy dotarliśmy do hotelu Radisson na Lockwood Drive, zobaczyłem ponad setkę
zmęczonych pasażerów, tłoczących się już przed recepcją. Wolnym krokiem doszedłem do
końca kolejki, nogą popychając moją starą, zniszczoną torbę. Jezu. Było już prawie wpół do
trzeciej, a przede mną czekało jeszcze około siedemdziesięciu osób.
W tym momencie zobaczyłem kobietę w czarnej sukni, przemierzającą hotelowy hol. Nie
wiem, dlaczego zwróciłem na nią uwagę. Miała może 32, a może 33 lata, fryzurę a la Jackie
Kennedy, a jej sukienka sięgała niewiele za kolana. Na dłoniach nosiła rękawiczki, czarne
rękawiczki. Niespodziewanie podeszła prosto do mnie i powiedziała:
Przecież nie chcesz tutaj czekać. Pokażę ci, gdzie przenocować.
Słucham?
No, chodz ponagliła mnie. Jesteś zmęczony, prawda?
Pomyślałem: aha, dziwka. Lecz w gruncie rzeczy nie wyglądała na dziwkę. Była ubrana
zbyt prosto i zbyt tanio, poza tym, która dziwka nosi małe perłowe klipsy i małą perłową
broszkę na sukience? Bardziej niż dziwkę, kobieta przypominała czyjąś matkę.
Podniosłem torbę i wyszedłem z nią z Radissona na chodnik Lockwood Drive. Choć wciąż
panowała burzowa atmosfera, noc była ciepła. Wyczuwałem unoszący się w powietrzu
zapach oceanu i ten wyrazny, niemal tropikalny aromat mchu i pleśni. W oddali pioruny
przecinały niebo jak naelektryzowane włosy.
Kobieta poprowadziła mnie ulicą, przez cały czas idąc dwa, trzy kroki przede mną.
Nie wiem, czemu zawdzięczam ten honor odezwałem się.
Od niechcenia odwróciła głowę.
Aatwo jest się zagubić. I trudno jest znalezć drogę, w którą powinno się skręcić.
Czasami potrzebny jest ktoś do pomocy.
Jasne odparłem.
Byłem całkiem ogłupiały, jednak tak cholernie zmęczony, że nie miałem najmniejszej
ochoty się z nią kłócić.
Mniej więcej po pięciu minutach marszu dotarliśmy do rogu Broad Street w historycznej
dzielnicy miasta. Wskazała przez ulicę na rząd starych szeregowych domów. Okrywająca je
sztukateria pomalowana była na kolor bladoróżowy, ciemnożółty i jasnoniebieski. Rosnące
przed nimi juki rzucały na nie cień.
To ten dom pokazała mi. Dom pani Woodward. Przyjmuje gości na noc.
To było bardzo miłe z pani strony. Dziękuję.
Zawahała się, patrząc na mnie zwężonymi oczami, jakby chciała zapamiętać mnie na
zawsze. Wreszcie odwróciła się i zaczęła się oddalać.
Halo! zawołałem. Jak mogę pani podziękować? Nie zareagowała. Weszła w cień
rzucany przez kolejne budynki i wkrótce zniknęła mi z oczu.
* * *
Pani Woodward otworzyła drzwi ze szpilkami we włosach, bez makijażu i w kwiecistym
szlafroku. Natychmiast zorientowałem się, że absolutnie nie jest zaskoczona tym, że obudził
ją o trzeciej nad ranem zmęczony i spocony facet, marzący jedynie o prysznicu i wygodnym
łóżku.
Ma pani znakomite rekomendacje powiedziałem, chcąc, żeby poczuła się trochę
lepiej.
Naprawdę? Cóż, niech pan wejdzie lepiej do środka. Został mi jednak już tylko jeden
pokój na strychu.
Chciałbym się tylko wygodnie przespać, nic więcej.
W porządku. Do książki meldunkowej wpisze się pan rano.
Dom pochodził z osiemnastego wieku i pełen był mahoniowych antyków i ciężkich,
onieśmielających gobelinów. W holu wisiał ponury portret olejny jakiegoś mężczyzny z
zadartym nosem, w kolonialnym mundurze marynarza, z lunetą pod pachą. Pani Woodward
poprowadziła mnie stromymi schodami aż na trzecie piętro, do małej sypialni z ukośnym
sufitem i widokiem skrzącego się Charleston, docierającym przez okno w dachu.
Rzuciłem torbę na dywanik i usiadłem na pościelonym łóżku.
Wspaniale powiedziałem. Gdybym tu nie trafił, wciąż jeszcze bym czekał w
kolejce do recepcji w hotelu Radisson.
Wypije pan filiżankę czekolady?
Nie, dzięki. Nie chcę pani sprawiać żadnych kłopotów.
Aazienka jest piętro niżej. Byłabym wdzięczna, gdyby z prysznicem poczekał pan
jednak do rana. Odgłosy kąpania rozchodzą się po całym domu.
Umyłem się w niewielkiej umywalce pod okapem i wytarłem się ręcznikiem wielkości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Odnośniki
- Strona startowa
- Saga o Ludziach Lodu 37 Miasto strachu
- Janelle Taylor W sieci strachu
- Bevarly Elizabeth Trzy serca zśÂć czone Dzieciaki i my 3
- Tracy Falbe The Rys Chronicles 04 The Borderlands Of Power
- Beppe Fenoglio Primavera di bellezza
- DEM Extraction
- Opozycja Kosciola w PRL
- Ebook Murzyn Piotra Aleksander Puszkin
- Jarvis Cheryl Naszyjnik
- Dreissig, Georg Der Sohn des Spielmanns
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- assia94.opx.pl