[ Pobierz całość w formacie PDF ]

42 43
pary oczu na Cullowa i zaczął lekko kołysać wężowymi gło- Podróż na skraj kosmoportu trwała tak krótko, że Vince
wami.  Nessanie nie powiedzieli mi, jakie mają plany wobec nawet nie zdążył się dobrze przyjrzeć zaparkowanym w po-
ciebie, ale myślę, że jakieś jednak mają. bliżu rozmaitym statkom. Większość wyglądała jak krótsze
Vince uśmiechnął się mimo woli. lub dłuższe pękate cylindry, z różnie rozmieszczonymi otwo-
 Ja też tak przypuszczam  powiedział.  No cóż, bardzo rami i wypukłościami kadłuba  niektóre zapewne stanowiły
dziękuję. Czy jeszcze się zobaczymy? furty armatnie. Kilka miało własne dzwigi z wnękami, w któ-
Nie ukrywając rozbawienia, onsjański pirat wydał serię rych można je było chować, kiedy były niepotrzebne. Niektó-
urywanych syków, po czym zaczerpnął następną porcję gazu re wyposażono (tak jak jego statek) w zwyczajne poręcze
z pojemnika. i klamry do schodzenia i wchodzenia.
 A zatem, nawet nie wiesz, czy mają jakieś zadania dla Jedynymi statkami, które nie miały kształtu cylindra, były
mnie! Nie mają. Ponieważ jednak chcę tu przeprowadzić kil- trzy jednostki podobne do ogromnych hantli. Kadłub każdej
ka transakcji, co zajmie mi trochę czasu, możliwe, że znów wyglądał jak dwie dwudziestometrowej średnicy kule, wsparte
się zobaczymy. Rzecz jasna, pod warunkiem, że twoja kura- na wciąganych łapach lądowniczych i połączone krótkim, gru-
cja nie potrwa bardzo długo. %7łyczę ci powodzenia. bym korytarzem.
Tym razem Vince powstrzymał się od uśmiechu. Nie za- Vince nie zauważył ani jednego smukłego statku o opły-
mierzał mu zdradzać jakichkolwiek szczegółów swojej umo- wowym kadłubie. %7ładen nie był podobny do tego, którym
wy z Nessanami. wylądował na powierzchni Shanny. Zaczynał czuć coś w ro-
 Ja także życzę ci powodzenia  odparł. dzaju zażenowania, że przyleciał na pokładzie tak nietypo-
Odwrócił się i czując już większe ciążenie Shanny, ruszył wego pojazdu.
w stronę zewnętrznej śluzy. Zobaczył natomiast w ciągu zaledwie kilku minut wiele
Nie musiał korzystać z klamr ani poręczy, żeby znalezć obcych istot różnych ras  załogi statków. Oszołomiło go to
się na płycie lądowiska. Na zewnątrz, na wysokości otworu trochę i obudziło w nim instynktowny, pierwotny niepokój.
włazu, unosił się niewielki pojazd, który wyglądał jak pozba- Niektórzy Ziemianie wyobrażali sobie, że obce istoty są
wiony kół jeep. Siedzieli w nim dwaj Vredanie, kierowca ogromne jak góry albo maleńkie jak mrówki; te, które Vince
i strażnik, uzbrojeni i ubrani podobnie jak ci czterej inni przed- widział, wcale takie nie były. Największe kojarzyły mu się tro-
stawiciele miejscowej władzy, którzy jakiś czas temu wkro- chę z ziemskimi niedzwiedziami grizzli, nie przewyższały jed-
czyli na pokład jego statku. Przez chwilę w milczeniu przy- nak wzrostem Gondala. Najmniejsze dorównywały wielkością
glądali się Vince owi, po czym strażnik zapytał: sporym owczarkom, ale w niczym nie przypominały psów. Vin-
 Ty jesteś Vinz Kul Lo? ce zobaczył także istotę, która w pierwszej chwili skojarzyła
Usłyszawszy potwierdzającą odpowiedz, wyciągnął za- mu się ze strusiem. Istota ta zeskoczyła z czerniejącego dość
kończoną czterema palcami rękę i pomógł Vince owi wejść nisko nad płytą lądowiska otworu włazu. Miała szczątkowe
do kabiny pojazdu. skrzydła ze stawami umożliwiającymi zginanie ich w łokciu
 Polecono nam przewiezć cię do szpitala Thooda Hivvi- i barku. Skrzydła kończyły się palcami bardzo przypominają-
sa  oznajmił obojętnym tonem.  Chirurg już cię oczekuje. cymi ludzkie, nogi wyglądały jednak jak ptasie łapy.
Vredanie pozostawili go przed długim i niskim drewnia-
nym budynkiem. Vince zwalczył charakteryzującą chyba
44 45
wszystkich Ziemian atawistyczną chęć ukrycia się w najciem-
niejszym kącie. Stał nieruchomo minutę czy dwie i czekał, aż
się uspokoi, a jego oddech i puls powrócą do normy. Uświa-
domił sobie, że oddycha mu się trudniej niż na Ziemi; przy-
czyną tego była niewątpliwie większa zawartość dwutlenku
węgla w shannańskiej atmosferze.
Pochylnia, przeznaczona zapewne dla pacjentów na wóz-
kach inwalidzkich, biegła wzdłuż drewnianego budynku do
drzwi znajdujących się na samym końcu szpitala. Vince od-
wrócił się i spojrzał na dwóch Vredan, którzy siedzieli nieru-
chomo w podobnym do jeepa pojezdzie i cały czas mu się
przyglądali, po czym podniósł oba nesesery i przybrawszy
obojętną minę, ruszył powoli w stronę wejścia. Kiedy dotarł 6
do drzwi, otworzyły się same.
Wszedł do dosyć jaskrawo oświetlonej poczekalni, wzdryg-
nął się lekko, kiedy drzwi zamknęły się za jego plecami, i za-
czął się rozglądać wokoło. Zobaczył kilkoro innych drzwi;
wszystkie były zamknięte. Zainstalowane w wielu miejscach a pierwszy rzut oka stworzenie, które przycupnęło obok
na ścianach przyrządy i obiektywy służyły bez wątpienia do Nwąskiego łóżka, wyglądało jak monstrualnej wielkości pę-
obserwowania przybywających pacjentów. katy pająk.
 Tędy, proszę  dobiegł go nagle skądś oschły, zbliżony Vince wzdrygnął się z obrzydzenia, ale po chwili zapano-
do szeptu głos. wał nad sobą. Jestem Ziemianinem, więc skojarzenie z pają- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •