[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Bogdan  podjęła Ola.  Potrzebne są nam pieniądze, potrzebny jest nam kontakt z
Linkiem, musimy to zrobić!
 A tak w ogóle, nie możemy iść do hotelu?  Wilecki zmienił nagle temat.  Siedzimy na
tym kempingu jak jakieś dzieciaki.
 Tak jest bezpieczniej  wyjaśnił nie wiadomo już który raz Krzysztof.
 Co chcesz? Ten domek jest wygodny.  Sambierska się uśmiechnęła.
 Jestem uciekinierem i złodziejem dzieł sztuki, mieszkającym w domku kempingowym 
płakał dalej profesor.
 A nie chcesz posłuchać tego, co ci obiecał Krzysiek?  zachęciła Ola, puszczając oko
do Lorenta.
 Po co? %7łebym się dowiedział, że Mieszko to nie piastowski z dziada pradziada
zwycięzca spod Cedyni, tylko jakiś kosmita znikąd?! O nie! Wolę spać spokojnie 
oświadczył z godnością profesor, położył się na swoim łóżku, ostentacyjnie odwracając się do
ściany.
 Jak chcesz.  Krzysztof wzruszył ramionami.
Nastała błoga, spokojna cisza. Jakieś ptaszyska nieznanych przybyszom gatunków
świergoliły za oknami, wiał delikatny wiatr, a słońce właściwie powinno nastrajać
optymistycznie. Jednak nadzieja, że Wilecki przestanie mendzie, umarła bezpowrotnie już po
kilku sekundach.
 Było mi tak dobrze  buczał do ściany.  Wykładałem na uczelni jak Pan Bóg
przykazał, pisałem sobie książeczki, robiłem sobie badania, Napoleon był cesarzem
Francuzów, Leonardo twórcą Mony Lizy, a Kaligula obrzydliwym psychopatą, i było pięknie,
a teraz...? Wszystko się popieprzyło! I komu to przeszkadzało? A miałem przyjaciół...
 I przyjaciółki  dopowiedziała Ola.
 A żebyś wiedziała!  Odwrócił się gwałtownie w jej stronę.  Dajcie mi spokój!
 %7łartowałem  odezwał się nagle Krzysztof.
 Nie chcesz już się włamywać?
 Nie. %7łartowałem, że mam jakieś rewelacje o pierwszych Piastach. Po prostu chciałem
cię namówić na tę nocną wyprawę. Przepraszam...  Lorent podniósł się z krzesła i wyszedł z
domku. Odszedł kilka kroków i spojrzał w stronę zatoki. Słońce nadal topiło promienie w
wodzie, a kompletnie nieduńska pogoda pozbawiła większość turystów chęci działania.
Widać ich teraz było porozkładanych na kocach i materacach na wybrzeżu. Po drugiej stronie
zatoki górowała zaś nad miastem sylwetka katedry Roskilde Domkirke.
Po dwóch, może trzech minutach drzwi domku kempingowego ponownie się otworzyły.
Profesor zszedł wolno po dwóch schodkach i stanął przy Lorencie. Ola również się pokazała,
ale została w progu. Uznała, że tym razem chłopcy muszą sami pogadać. Wkroczy, jeśli
sprawy... wymknęłyby się spod kontroli.
 Nie żartowałeś, prawda?  spytał poważnie Wilecki.
 To nie ma sensu, Bogdan.  Krzysztof pokręcił głową.  Masz rację, jestem wybrykiem
natury. To, co wiem, nikomu nie jest potrzebne, a tylko wnosi chaos. Kupczę tym jak żebrak,
któremu skończyły się rozwiązania i wybory. Nie wiem, jak żyć, Bogdan. Nie wiem, co ze
sobą zrobić, a najważniejsze, że nie wiem, jak was uratować.
 Sami się uratujemy  odparł spokojnie, kompletnie zmienionym tonem profesor.  Ty
nam tylko trochę pomożesz. Nie przejmuj się mną, dla mnie to też nowe. Ciężko zmienia się
miejsce w życiu, każdy z nas to wie. Przejdziemy się?
 Z chęcią.
Ola zmarszczyła brwi.
 Chyba wam odbiło, jeśli myślicie, że to przegapię  mruknęła pod nosem do siebie,
zamknęła drzwi i podreptała za  chłopcami .
Malowniczy kemping Vaddelev, siedem kilometrów od Vikingeskibsmuseet, był
ogromny. Zajmował kilkanaście hektarów tuż nad fiordem, ze wspaniałym widokiem na
Roskilde po drugiej stronie i dziesiątkami spacerowych ścieżek.
 Znam teorię Schultego i Holtzmanna  zaczął Wilecki.
 Ja nie  przyznał Lorent.
 To hipoteza wysnuta z badań Maciejowskiego, Bielowskiego, Szajnochy i
Piekosińskiego, mówiąca o najezdzie germańskim, będącym tak naprawdę początkiem
państwa polskiego. Na czele najezdzców stał właśnie pózniejszy Mieszko I, który osiadł na
naszej ziemi, przyjął kulturę Słowian i zapoczątkował dynastię. Miał oczywiście inne imię,
niż sądzimy, ale jakie, to tylko domysły.
 Widzę, że tworzenie współczesnych teorii historycznych to jak granie w głuchy telefon.
 Krzysztof uśmiechnął się.  Ale mów dalej.
Wilecki westchnął ciężko, jednak ciągnął pewnie, wyraznie pogodzony z losem.
 Albert Brackmann, niezwykle wpływowy mediewista niemiecki, żyjący w czasach
międzywojennych, poparł tę teorię. My niezbyt ją lubimy, bo pomijając wątpliwości
historyczne  spodobała się ona również nazistom. Udowadniali w ten sposób, że Słowianie
nie byli w stanie sami stworzyć własnego państwa. A tu nagle dowiaduję się od ciebie, że być
może mieli rację...
 Nie mieli  Krzysztof uśmiechnął się, klepiąc po ramieniu profesora.  Nie mieli...
 Ale nasz pierwszy książę... nie był Słowianinem?
 Był. Ale to nie był Mieszko.
Ola wepchnęła się między  chłopców .
 Mnie też się należy bajka!  zażądała wesoło.
 Bajka...  prychnął cicho Wilecki.
 Jesteście pewni?  Krzysztof uniósł znacząco brwi.
 Jasne!  krzyknęła niemal natychmiast Sambierska.
 Bogdan?  upewnił się Lorent.
 Myślę, że jestem gotowy. Mogę zaczynać?
 Tak.
 Lestek, Siemomysł, Siemowit, przodkowie Mieszka? Piast, Popiel? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •