[ Pobierz całość w formacie PDF ]

serduszka.
 Och, ona jest taka słodka  mruknęła.  Nigdy jeszcze nie miałam psa. Co
powinnam jej dawać do jedzenia?
 Mam w klinice trochę mleka w proszku  odrzekł Tom, zapalając silnik.  To
wystarczy na najbliższe parę dni, możesz co najwyżej dać jej jeszcze rosołu z
wołowiny. Pózniej będziesz jej dawać płatki owsiane i trochę siekanego mięsa.
Posiłki co trzy godziny  ostrzegł.  Pewnie też często będziesz do niej wstawać w
nocy.
 Nic nie szkodzi.
 Musisz uważać, żeby nie przychodziła do kliniki  dodał Tom.  Ze
szczepieniami trzeba jeszcze poczekać parę tygodni. Teraz łatwo może się czymś
zarazić.
Josey z powagą pokiwała głową. Nie przypuszczała dotychczas, że pustkę w jej
sercu, wywołaną tęsknotą za dzieckiem, może wypełnić mały, ciepły szczeniak.
Gdy jednak maleństwo ziewnęło, otwierając szeroko różowy pyszczek, Josey
wiedziała już, że znalazła stworzenie, które potrafi pokochać niemal tak mocno, jak
pokochałaby dziecko.
Zatrzymali się przed drzwiami do przychodni. Tom wyszedł i otworzył drzwi z
jej strony.
 Poczekaj, daj mi tego szczeniaka. Zrobię mu trochę mleka  zaproponował,
gdy Josey wysiadła już z samochodu.  Sama lepiej jak najszybciej przebierz się w
suche ubranie.
 Ty też jesteś mokry  przypomniała mu Josey. Poczuła wyrzuty sumienia, że
to wszystko przez nią. Spodnie Toma były aż do kolan mokre i zabłocone.
 Jakim cudem masz takie czyste buty?
 Starczyło mi rozsądku, żeby je zrzucić, nim zacząłem brodzić w mule 
odrzekł z błyskiem humoru w oczach.  Obawiam się, że już nigdy nie ujrzysz
swoich sandałków.
 Utknęły w błocie  potwierdziła Josey.  To nie ważne, i tak nie były zbyt
wygodne.
Tom otworzył drzwiczki i wysiadł z samochodu.
 Spokój, Jethro  skarcił podskakującego collie.
 Tak, to szczeniak, ale jest jeszcze zbyt mały, żeby się z nim bawić.
Josey uśmiechnęła się do siebie. Tom miał wspaniały kontakt ze zwierzętami.
Jaka szkoda, że nie mógł się zdobyć na podobną serdeczność w stosunku do ludzi!
Nagle przypomniała sobie, jak to było, gdy w tańcu ją obejmował.
 Pójdę się przebrać  powiedziała pośpiesznie i pobiegła na górę.
Szybko ściągnęła przemoczoną suknię i rzuciła ją na podłogę.
Najprawdopodobniej sukienka nada się już wyłącznie do wyrzucenia, ale Josey
uznała, że ocalenie życia szczeniaka warte było takiej ofiary.
Taki szczeniak, a już zdążył się przekonać, jak okrutny jest świat... No, teraz
już Pepper jest bezpieczna, pomyślała. Postanowiła, że zrobi wszystko, aby
zapewnić jej pomyślny los.
Wzięła szybki prysznic, po czym narzuciła stary szlafrok Toma. Tak ubrana
zeszła na dół do kuchni. Tom również się przebrał, miał na sobie wełniany,
granatowy szlafrok. Zza pazuchy wychylał się łebek niespokojnie rozglądającego
się szczeniaka. Tom znalazł kartonowe pudło i właśnie przygotowywał
odpowiednie posłanie. Tuż obok stał Jethro i pilnie śledził, co robi pan.
 Mogę ją wziąć?  spytała Josey, wyciągając ręce.
 Proszę  Tom wyjął maleństwo zza poły szlafroka i podał je Josey. Pepper
przez chwilę protestowała, ale zaraz przytuliła się do Josey i umilkła.
 Pójdę poszukać mleka w proszku.
 Dobrze.  Josey uklękła i delikatnie umieściła Pepper w jej nowym
legowisku.  Kładz się, Pepper  zachęciła ją delikatnie i pogłaskała psiaka po
główce.  Będzie ci tu lepiej niż w domu.
Jethro wsunął pysk do pudła i intensywnie węszył. Josey poklepała i jego.
Dopiero w tej chwili usłyszała trzaśniecie zamykanych drzwi. Zrozumiała, że
Tom nie wyszedł z kuchni od razu. Zapewne stał i patrzył, co ona robi. Josey wiele
by dała za to, żeby poznać jego myśli. Czy może uważał, że jej stosunek do
zwierząt jest głupi i sentymentalny, jak innych dziewczyn z miasta?
 Nic mnie to nie obchodzi  mruknęła do obu psów.  Niech sobie myśli, co
chce.
Klęcząc przy pudle obserwowała, jak Pepper zwiedza swoją nową kwaterę.
Suczka obwąchała wszystkie kąty i wydawała się zadowolona, choć miała pewne
kłopoty z chodzeniem  ostre pazurki zaczepiały włókna posłania. Po chwili
zadowolona suczka skuliła się w kącie legowiska i natychmiast zasnęła.
Gdy po paru minutach Tom wrócił do kuchni, zastał Josey wciąż na klęczkach
przy pudle Pepper. Zaśmiał się cicho i podszedł do niej.
 Połknęłaś haczyk, prawda?
 Zobacz, jaka ona jest śliczna  odrzekła Josey.
 Taka malutka. Jakie ma małe pazurki. Zasnęła już na dobre.
Tom również uklęknął i przyjrzał się Pepper.
 Szybko poczuła się w domu  zauważył pogodnie.  Masz, wsadz termofor
pod jej posłanie i spróbuj, czy uda ci się ją nakarmić.
Pepper spała tak mocno, że Josey nie miała serca jej budzić. Za pomocą
strzykawki zdołała jakoś wlać jej do pyszczka trochę mleka, ale po chwili suczka
ziewnęła szeroko i znów zamknęła oczy.
 Daj jej spokój, widocznie nie jest głodna  poradził Tom.  Miała ciężki
dzień.
 Czy wiesz, kto próbował ją utopić?  spytała unosząc głowę.
 Myślę, że moje podejrzenia są słuszne  odrzekł.
 Nie martw się, jeszcze to sprawdzę.
 Chciałabym wiedzieć, czyja to sprawka  oznajmiła Josey wojowniczym
tonem.
Tom uśmiechnął się ze zrozumieniem i pogłaskał ją uspokajająco po głowie.
Josey przymknęła oczy. Od razu poczuła w całym ciele gorącą falę. Gdy Tom ujął
ją pod brodę i uniósł jej twarz, poczuła, że jej serce zamiera.
Tom długo wpatrywał się w jej twarz, tak jakby walczył z chęcią pocałowania
jej w usta. Josey nagle poddała się działaniu najstarszego instynktu świata. Jej ręce,
niezależnie od woli, chwyciły poły szlafroka Toma i przyciągnęły go do niej.
Powoli, niemal niechętnie, Tom pochylił głowę i dotknął wargami jej ust.
Ten pocałunek był tak słodki i czuły, że Josey od razu zapomniała o swoich
wątpliwościach i zastrzeżeniach. Czuła ciepło jego warg i rozkoszne muśnięcia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •