[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeżycie operacji. Teraz powiedziałbym, że szanse można
obliczać na pięćdziesiąt procent.
- A jeśli poczekamy, czy te szanse wzrosną? - Carlyle
ściskał rękę Briony aż do bólu.
- Nie, osiągnęła już szczyt swoich możliwości -
powiedział lekarz. - Odtąd sytuacja może się tylko po-
garszać.
- A jeżeli operacja się nie uda? Czy ona jeszcze pożyje
jakiś czas?
- Jeśli się nie uda, to już nie odzyska przytomności.
- Doktor patrzył na nich ze współczuciem.
- Ale chyba nie musimy w tej chwili podejmować de-
cyzji. - Carlyle oddychał z trudem, jakby brakowało mu
tchu. - Możemy zaczekać parę dni?
- Nawet nie tyle... Najlepszym chirurgiem w tej dzie-
dzinie był zawsze Dawid Warfield. Zwykle pracuje za gra-
nicą. Ale na szczęście przez tydzień będzie w kraju. Już
z nim rozmawiałem. Mógłby operować jutro.
- Jutro! - krzyknął Carlyle. - To za wcześnie! Muszę
mieć czas do namysłu.
- Boję się, że mógłbym dać panu tylko godzinę przed
ostateczną rozmową z chirurgiem. Ja wiem, że pięćdziesiąt
procent szans to niezbyt dobre rokowania...
- Muszę stąd wyjść - powiedział gwałtownie Carlyle.
Briony poszła z nim na parking, ale zatrzymał się, nie
podchodząc do samochodu.
S
R
- Chcę się przejść - oznajmił. - Nie mogę znieść tego
wszystkiego.
Ruszył szybko naprzód, a Briony z trudem dotrzymy-
wała mu kroku. W pobliskim parku usiedli na ławce obok
placu zabaw dla dzieci.
- Parę lat temu przychodziłem tu z Emmą - powie-
dział. - Weszła na najwyższy szczebel drabinki i zawisła
głową w dół. Znieruchomiałem przerażony, ale ona nawet
się nie przelękła. Miała tyle energii i odwagi, była taka
silna... - Głos mu zadrżał.
Briony objęła go ramieniem. Nie potrafiła znalezć słów,
które byłyby w stanie pomóc mu w tej chwili.
- Nie mogę tego zrobić - powiedział głucho. - Nie mo-
gę pozwolić, by zabrali ją jutro na salę operacyjną, skoro
wiem, że być może nigdy już jej nie zobaczę. Nie mogę...
- A jeśli byłaby to dla niej szansa na życie? - szepnęła
Briony.
- %7łycie? - powtórzył gorzko. - Czyż ona rzeczywiście
ma szansę żyć? Słyszałaś. Tylko pięćdziesiąt procent.
- Ale to w każdym razie lepsze, niż bezczynne czeka-
nie - przekonywała Briony. - Teraz to brzmi okrutnie, ale
załóżmy, że się nie zgodzisz. Jak będziesz się czuł, gdy
nadejdzie czas jej śmierci? Wtedy z pewnością będziesz
żałował, że nie wykorzystałeś tej szansy.
- A więc chcesz, żebym to zrobił? Czy wiesz, czego
ode mnie żądasz?
- Oczywiście, że wiem.
- Jest silniejsza niż kilka miesięcy temu, a jednak może
umrzeć za parę godzin. Nigdy nie myślałem, że będę tchó-
rzem, ale teraz brak mi odwagi.
Wzięła jego dłoń i przytuliła do piersi, zastanawiając
S
R
się, czy on będzie w stanie znieść to, co usłyszy od niej za
chwilę.
- Trzeba spytać kogoś innego - zaczęła ostrożnie.
- Kogo?
- Samą Emmę. To jest jej życie. Powiedz jej, jaką ma
szansę i spytaj, czy chce podjąć to ryzyko. Wydaje mi się,
że wiem, co odpowie.
Patrzył na nią, milcząc przez długą chwilę. Jego ręka
była przerażająco zimna. Wreszcie skinął głową. Wyszli
razem z parku i wrócili do szpitala.
Emma siedziała oparta o poduszki. Wyglądała tak zdro-
wo i wesoło, że Briony poczuła skurcz serca. Za parę go-
dzin. .. Czekała, aż Carlyle zacznie mówić, ale on ze wzro-
kiem pełnym rozpaczy ściskał rękę córki, jak gdyby już
nigdy nie chciał jej puścić.
- Doktor myśli, że jest mi lepiej - zaczęła Emma z wo-
jowniczym błyskiem w oczach. - Aż się zdziwił, że jestem
taka silna.
- To prawda - powiedziała Briony, siadając na łóżku.
- Ale nigdy nie będziesz jeszcze silniejsza, dopóki nie
zrobią czegoś z twoim słabym serduszkiem. Samo nie da
sobie rady.
Briony zawahała się, niepewna, co mówić dalej.
Ale spojrzawszy na Emmę, dostrzegła, że radosne pod-
niecenie dziecka zastąpił wyraz powagi, jak gdyby dziew-
czynka zrozumiała nagle, że nie czas już na dziecinne
gierki.
Carlyle milczał, spoglądając tylko na żonę i córkę, jakby
zdawał sobie sprawę, że one rozumieją się bez słów.
- A czy oni mogą zrobić to teraz? - zapytała wreszcie
Emma.
S
R
- To zależy od ciebie - wyjaśniała Briony. - Jeżeli ty
będziesz chciała...
- Co to znaczy? - zawołał Carlyle, patrząc z niepoko-
jem na córkę. - Czy mi się zdaje? Czy ty...
- Jestem pewna, że Emma wiedziała - powiedziała
Briony.
Było coś macierzyńskiego w geście, jakim dziewczynka
głaskała rękę ojca.
- Nie chciałeś, żebym wiedziała, więc udawałam. Ale
tak naprawdę, to zawsze wiedziałam.
- Ale skąd?
- Bo zacząłeś mieć czas dla mnie - wyjaśniła po prostu.
Carlyle mógł tylko opuścić nisko głowę, ale Emma wy-
ciągnęła do niego ręce opiekuńczym, zaskakująco dojrza-
łym gestem. Briony patrzyła na nich przez chwilę, potem
wyszła z pokoju. Wszystko teraz zależało od nich, ona już
swoje zrobiła. Czekała przez pół godziny na korytarzu
i tam znalazł ją lekarz.
- Obawiam się, że muszę już znać państwa decyzję.
W tym momencie otworzyły się drzwi i z pokoju wy-
szedł Carlyle. Skinął głową bez słowa.
- Natychmiast dzwonię po Dawida Warfielda - zawołał
doktor i odszedł spiesznie.
Carlyle usiadł obok Briony. Na pozór był bardzo spokojny.
- Ona się nie boi - mówił zdziwiony. - Zawsze wyob-
rażałem sobie, że to ja się nią opiekuję, a tymczasem ona...
- Głos mu się załamał i ukrył twarz w dłoniach, ale zaraz
się opanował. - Ona wie, czego chce. Wszystko albo nic
Miałaś rację. Nawet nie pomyślała o kompromisie. Mówiła
o matce - ciągnął. - Jeśli nadejdzie koniec, będzie z He-
len. Dlatego się nie boi.
S
R
Doktor Canning wrócił szybko.
- Wszystko załatwione. Chirurg będzie tutaj wczesnym
rankiem. - Twarz mu złagodniała, kiedy spojrzał na nich.
- On jest najlepszy ze wszystkich. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •