[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Jestem nikim. Takich ludzi nie zaprasza się na koktajle.
 Jest pan przecież przyjacielem pani sekretarzowej. A poza tym moglibyśmy panu zała-
twić lepszą, bardziej odpowiedzialną pracę.
 Gdzie?
 Tam, gdzie rozwinie pan swoje zdolności. Najlepiej w kulturze. Tam każdy się zmieści.
W niedługim czasie mógłby pan się stać ozdobą salonów pana sekretarza. Młody, przystojny,
zdolny...
 Musiałbym się odwdzięczyć?
 Szczegóły omówilibyśmy pózniej  uśmiechnął się major.
Z jego okrągłej buzki promieniowała dobroć prawie misjonarska, głosiciela prawd wiary
wobec prymitywnego poganina.
 Wątpię, panie majorze, czy się do tego nadaję.
 Ja nie wątpię. Szczerze mówiąc, każdy się do tego nadaje. Ale dla pana będzie to praw-
dziwy awans społeczny. Wzniesie się pan szybko po drabinie życiowej kariery. Nie mówię
już o poprawie sytuacji materialnej, bo nasza umowa byłaby czysto dżentelmeńska. Niech pan
to dobrze przemyśli. Zgłosimy się do pana, powiedzmy... za tydzień.
 Przemyślę, panie majorze.
Ubek wyjął z szuflady kartkę papieru.
 To jest oświadczenie, że nie powie pan nikomu o naszej rozmowie. Proszę o podpis.
 A nie mogę panu obiecać dyskrecji bez podpisu?
 Niestety. Chyba pan rozumie, że musimy działać bez rozgłosu.
 A gdybym odmówił podpisu?
 Zciągnąłby pan na siebie poważne nieprzyjemności.
 Jakie, ciekawym bardzo  powiedziałem ochrypłym głosem.
 Drogi panie, wystarczy człowiekowi pogrzebać w życiorysie, a jakiś hak albo haczyk
zawsze się znajdzie. Z panem nie mielibyśmy żadnego kłopotu. Z pańskiego życiorysu wyni-
ka, że nie może nas pan zbytnio kochać. Dlatego proponuję panu kompromis: wzajemną
przychylność. Jak pan nam, tak my panu.
Tyrada wydała mi się logiczna. Przebaczą mi niesłuszny życiorys, jeżeli im się przydam
jako donosiciel. Przyszłość w tym kraju rysowała mi się nie najlepiej.
Uznałem, że takie zobowiązanie mogę podpisać. Z czym tu wojować? Ze Stalinem? Pró-
bowałem tego pośrednio w roku 1944 i skończyło się zagładą Warszawy. Teraz chciałem się z
tego gabinetu jak najszybciej wydostać na świeże powietrze. Podpisałem więc zobowiązanie
o zachowaniu naszej miłej pogawędki w tajemnicy. Uważałem, że do niczego innego się nie
zobowiązuję. Oczywiście było to myślenie naiwne. Jeżeli chwycili tylko mały palec, wkrótce
w paszczę wsadzą i głowę.
Nie mogąc wieczorem zasnąć, zrozumiałem, że każda wizyta u Zuzanny, gdyby mnie jesz-
cze raz zaprosiła, wywoła szybką reakcję ubeka, zachwyconego mą operatywnością. Przecież
nie chciałem stać się narzędziem erotycznych zaspokojeń kobiety, przyjmującej mnie ukrad-
kiem pod nieobecność męża.
Taki proceder pozostawiałem kuzynowi Wackowi. Nie wolno mi się już pokazać w willi
sekretarza ambasady!
Z tym postanowieniem przeżyłem chyba ze dwa tygodnie, kiedy doczekałem się uroczystej
chwili wręczenia mi kluczy do służbowego mieszkanka w pospiesznie odbudowanym domu
na Mokotowie. Widocznie wysoko oceniono moją nędzną pracę i tym darem prosto z nieba
postanowiono związać mnie na zawsze ze spółdzielnią.  Jeżeli przestaniesz u nas pracować 
oświadczył wiceprezes  wyrzucimy cię z mieszkania . Stałem się glebae adscriptus. Pierw-
sza myśl pobiegła ku Zuzannie. Mógłbym ją przyjmować u siebie w tajemnicy przed ube-
70
kiem. %7łeby zapełnić puste wnętrze, uciekłem się do dobrodziejstw związanych z moim sta-
nowiskiem w spółdzielni. Z dużym rabatem i na dogodne raty mogłem kupić tapczan, stół i
cztery krzesła, nie mówiąc o dywanikach i sprzęcie kuchennym. To powinno wystarczyć na
szaloną noc z Zuzanną. Gdy po serdecznym i łzawym pożegnaniu z doktorostwem znalazłem
się w moim mieszkanku, nie miałem nawet grosza na papierosy. Ale cóż to znaczyło dla
człowieka opętanego jednym tylko pragnieniem? Gotów byłem rzucić palenie, gdyby tego
zażądała.
Zuzanna zadzwoniła w dwa tygodnie pózniej, i to do biura, bo prosiłem mamę Wacka, by
tam kierowała wszystkie damskie telefony.
 Witaj, kochany. Stęskniłam się za tobą.
 Skąd dzwonisz?
 Nie bój się. Z miasta.
 To dobrze. Zapraszam cię do siebie. Mam już mieszkanie.
 Brawo! Gdzie to jest?
 Będę czekał na rogu Puławskiej i Grażyny.
 To dobrze, że nie zdradzasz adresu.
 W razie czego zniknę i już nigdy mnie nie znajdziesz.
Pan Józio, z którym dzieliłem pokój, mężczyzna czterdziestoletni, przysłuchiwał się tej
rozmowie z pewną zazdrością.
 Panu to dobrze. Bez obowiązków, bez dzieci, pan swojego losu. I do tego własna chata.
Dziewuchy pchać się będą w kolejce. Radzę po dobremu: tylko się pan za szybko nie żeń.
 Nie mam najmniejszego zamiaru.
 Ja też nie miałem zamiaru. Z tu nagle szast-prast i zanim się spostrzegłem, stanąłem
przed ołtarzem.
 Mnie już ołtarz nie grozi. Rozwiodłem się.
 No to na czas pewien jesteś pan zaszczepiony. W organizowaniu przyjęcia dla Zuzanny
pomogło mi znowu  Społem . W sklepach coraz częściej brakowało artykułów żywnościo-
wych, pełne kiełbas wędliniarnie pozostały tylko we wspomnieniach. W wewnętrznym obie-
gu spółdzielczym mogłem kupić nie tylko szynkę, ale i łososia. Tym razem na kredyt.
Na spotkanie z Zuzanną biegłem cały w podskokach, gdy nagle zastąpił mi drogę młody
człowiek w robotniczym kombinezonie.
 Coś ty taki uradowany?! Z czego tu się cieszyć?
W nieco umorusanym robotniku poznałem swego towarzysza broni z akowskiego batalio-
nu. Razem kotłowaliśmy się w ruinach.
 Aresztują akowców  powiedział cicho.  Wczoraj zabrali dwóch kolegów. Wyniosłem
się z domu i zmieniłem skórę. Ty też nie nocuj w mieszkaniu.
Dzisiaj miałbym nie nocować w domu?! Może znowu się ukrywać? Sam tego chciałeś,
Dyndało. Wlazłeś w pułapkę. Anglia wydała mi się nagle krajem znacznie mniej odpychają-
cym, a nawet dojrzałem w niej wiele uroku. Zbliżając się do miejsca spotkania z Zuzanną,
pocieszałem się myślą, że do mojego aresztowania nie dopuści major ubek. Choć się mimo
zapowiedzi nie odezwał, na pewno pilnie śledzi moje ruchy i zamknie drzwiczki pułapki, gdy
tylko tam wlezę.
Na Zuzannę czekałem z pół godziny. Biegałem od rogu do rogu, nie mogąc ani chwili
ustać w miejscu. Ociepliło się znacznie i Zuzanna pojawiła się w sukni w egipskie wzory,
długiej do połowy łydki. To wystarczyło, by się za nami oglądały wszystkie kobiety One no-
siły nadal sukienki długie do kolan, jak w czasie niemieckiej okupacji. Podobała mi się suknia
i podobała mi się w niej Zuzanna. Tak musiała wyglądać Nefretete. Ale ta ostentacja była
grozna i bacznie obserwowałem okolicę w poszukiwaniu ubeka.
 Czego się tak rozglądasz?  zapytała Zuzanna.
 Patrzę, czy ktoś cię nie śledzi.
71
Zuzanna roześmiała się beztrosko.
 Boisz się ubeków? Oni już parę razy próbowali ze mnie zrobić donosiciela grożąc, że nie
pozwolą na ślub z Antoniem, ale ich zlekceważyłam, a ślub się odbył. Nie wolno dać się tym
gnojkom zastraszyć. Teraz też jakiś facet snuł się za mną, ale to mi się zawsze zdarza.
 Ubek mógł udawać zalotnika.
 Zgubiłam go na poczcie. Na pewno czeka przy moim samochodzie. Nie myśl o tym, mój
drogi. Mimo parszywego ustroju panuje piękna pogoda, mamy przed sobą przyjemny wie-
czór...
 Przyjemny wieczór! Mnie chodzi o życie!
 Naprawdę nie chciałam cię w sobie tak głupio rozkochać.
 Co za cynizm!
 Skąd. Instynkt samozachowawczy.
Mimo wszystko cały czas odwracałem głowę, czy ktoś za nami nie idzie. Moje podejrzenia
padały kolejno na starszego pana z teczką, na mężczyznę w kolejarskiej czapce i na grubą
kobietę z torbą pełną kartofli, ale wszyscy stopniowo ginęli z horyzontu.
Gdy dotarliśmy do bramy mojego domu, nikt już za nami nie szedł. Nasz cieć mógł być [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •