[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niemamsiłyjej tłumaczyć, że jest w błędzie). Bojęsię, przerazliwie się boję. Zrobiłam coś
strasznego... Spróbuję o tym napisać, ale to jeszcze większa zgroza niż mój niedawny koszmar.
Przedwczoraj, kiedy leżałam na łóżku, naszła mnie nagle myśl, że muszę wywołać ducha Artiego
- sama, bez Marcina. Coś mnie naprawdę opętało - ciągle prześladowała mnie myśl, że Arti ma
mi coś ważnego do przekazania. Przygotowałam planszę z alfabetem i cyframi, na porcelanowym
talerzyku narysowałam strzałkę, zapaliłam świecę i postawiłam pośrodku stołu.
Kiedy tylko delikatnie dotknęłam dna odwróconego talerzyka, ten natychmiast drgnął, a
już po chwili krążył po całym stole jak szalony zjeżdżając co i rusz po nodze stołowej w dół i
zachowując się wbrew wszelkim prawom fizyki. W myślach - pełna obaw, że to wcale nie Arti -
zaczęłam prosić ducha, żeby odszedł, ale talerzyk dalej krążył i przemieszczał się w stronę
podłogi, jakby chciał zwiedzić cały pokój. Trochę czytałam o seansach spirytystycznych,
latających stolikach i tym podobnych sprawach, nie brałam tego jednak do końca na serio. Teraz
włos mi się na głowie zjeżył, to wszystko prawda! O sensownych odpowiedziach od ducha na
moje pytania nie było mowy. Nie udało mi się go oddalić. Talerzyk uspokoił się dopiero, gdy
zdmuchnęłam świecę, ale nie wiem, czy w końcu ta dziwna siła odeszła, czy też może... weszła
we mnie albo pozostała gdzieś w pobliżu. To upiorne - czy ja zaczynam wariować?
2 lutego
Znowu miałam męczący dziwaczny, pokręcony sen: śniło mi się, że Arti trafił do piekła.
Piekło wyglądało w ten sposób, że przebywający tam ludzie siedzieli w kręgu ciemności,
odwróceni plecami do Boga. Czuli Jego obecność i blask ale nie mogli Go zobaczyć, co
sprawiało okrutną mękę W ślad za Artim trafiła tam też Blondi i mogła go uratować. Widziała
dziesiątki odwróconych tyłem sylwetek - takich samych - wszystkie wyglądały jak Arti, ale tylko
jedna postać była jej prawdziwym synem. Zadaniem Blondi było rozpoznanie prawdziwego
Artura, podejście do niego i dotknięcie jego ramienia. Pomyłka skazywała go na pozostanie w
Piekle na zawsze, trafny wybór nagrodzony był pójściem syna do Nieba. Obudziłam się w
momencie, w którym Blondi po długim, bezradnym chodzeniu i przyglądaniu się nieruchomym
postaciom dotykała właśnie ramienia jednej z odwróconych sylwetek - nie wiem, czy jej misja się
powiodła. I już nigdy się nie dowiem. I znów się zastanawiam, czy to jest początek obłędu...
3 lutego
W końcu otworzyłam drzwi Marcinowi - wpadł do pokoju z pretensj ami, że wyprawiam
jakieś cuda, że to niepoważne i tak dalej, ale zamilkł na mój widok. Musiałam wyglądać jak
upiór. Zaczęłam płakać, to wszystko chyba mnie przerosło.
- Słuchaj - mówiłam roztrzęsiona - a jeśli oni mają rację? Może to naprawdę moja wina,
że on umarł?
- Jośka, co ty bredzisz?! Jacy oni? Jaka twoja wina? - Marcin wyraznie nie nadążał za
tokiem mojego myślenia.
- Boja...
Chciałam mu to wszystko wytłumaczyć, ale nagle usłyszałam muzykę. Znowu dzwięczała
mi w uszach gra na pianinie, tak jakby Artur był gdzieś tuż obok nas. Marcin zmusił mnie do
wyjścia na spacer. Zimne powietrze trochę mnie ocuciło i omamy minęły.
- Boję się, boję się przerazliwie. - Utkwiłam w Marcinie bezradne spojrzenie, szukając
pomocy.
- Dziecinko, niczego się nie bój. Ty przecież ledwo znałaś tego Artura... Prawda? -
Wyczułam chwilę zawahania w jego głosie.
Kiwnęłam głową, trudno było zaprzeczyć. Właściwie Arti był dla mnie obcym
człowiekiem. Jedna wspólna impreza niewiele nas zbliżyła. To, że próbowałam mu w jakiś
sposób pomóc, też. Może bardziej zadziałała moja dziwaczna znajomość z
Blondi, a może to, że w swoim czasie potaj emnie czułam coś do jej syna. Marcin pewnie
intensywnie wytęża teraz umysł nad tym, co takiego sprawiło, że tak bardzo przeżywam tę
śmierć. Może nawet przyszło mu na myśl, że nie tylko on mógł mieć różne  przygody sercowe ,
jakby to pewnie określiła pani Jagoda. A, właśnie, jej syn Włodek podobno na serio się na mnie
wnerwił za te zamknięte drzwi i niewiele brakowało, a by je wyważył. Mamutka natomiast w
którymś momencie po prostu poddała się, machnęła ręką na moje dziwactwa i wróciła do
własnych spraw. Najgorsze są napady lęku. Najbardziej boję się snu po tym, co mi się ostatnio
śniło. Czy to Arti chce mi coś powiedzieć ważnego, czy to moje podświadome poczucie winy?
Za co ja siebie właściwie obwiniam? Co to za duch, który nie chciał odejść? Czy nie dotknęłam
czegoś zakazanego? Powiedziałam o duchu Marcinowi - popatrzył na mnie zdziwiony.
- A więc jednak spróbowałaś... na własną rękę. - Marcin miał taki wyraz twarzy, jakby
naprawdę nie wiedział, co o tym myśleć.
- Nie mam pojęcia, co mnie napadło...
- Nie martw się, razem go odpędzimy jeszcze dzisiaj wieczorem.
- Oby... Wiesz co? Może będziemy wspólnie recytować:
A kto prośby nie posłucha, W imię Ojca, Syna, Ducha! Czy widzisz Pański krzyż? Nie
chciałeś jadła, napoju? Zostawże nas w pokoju. A kysz, a kysz!
A. Mickiewicz, Dziady, Warszawa 1998.
Rozdział V
O rodzinnych sekretach, nowych znajomościach, zmaganiach
olimpijskich i o pewnej mądrej filozofii
10 lutego.
- Mamo, właściwie dlaczego rozeszłaś się z tatą? - pytam niespodziewanie mamutkę, gdy
siedzimy we dwie przy sobotniej porannej kawie, a blade słoneczko nieśmiało wdziera się do
mieszkania przez zabrudzone okno (Włodek pojechał do pani Jagody która trafiła z chorą
wątrobą do szpitala - oby to nie było nic poważnego).
- Czemu pytasz? Nigdy się tym nie interesowałaś...
- Mamutka jest wyraznie zaskoczona i wydaje się bezbronna, przyparta do muru. Mimo to
nie rezygnuję.
- Powiedz, nie wymiguj się. Pewnie, że się interesowałam, tylko nie umiałam zapytać, no
wiesz, nie miałam śmiałości. Chcę wreszcie wiedzieć, jak między wami było - mówię
stanowczym tonem. - Jestem już dorosła, należy mi się wyjaśnienie.
- Joasiu, co ci mam powiedzieć? - Widzę, że mamutka szuka odpowiednich słów, ciężko
jej to wyjaśnić. - Byliśmy młodzi, zakochani w sobie po uszy i... bardzo szybko pojawiłaś się na
świecie ty. Czesiu nie był dla mnie zły, ale z czasem okazało się, że tak bardzo się od siebie
różnimy.. Tobie jako malutkiemu dziecku mało poświęcał uwagi, mało miał dla ciebie czasu.
Zajął się karierą naukową, podczas gdy ja musiałam przerwać studia. W domu wszystko robiłam
sama, babcia Sabina była daleko - wtedy jeszcze pracowała, więc też nie mogła wiele pomóc.
Wiecznie brakowało nam pieniędzy a jak już twój tata coś wreszcie zarobił, bo złapał jakąś fuchę
na boku, to - nie pytając mnie o zdanie - kupował coś drogiego, czego jako rodzina zupełnie w
danym momencie nie potrzebowaliśmy na przykład nowy, większy telewizor albo wysokiej
jakości sprzęt, choć przy tobie i tak nie bardzo dało się słuchać muzyki czy oglądać telewizję. Po
prostu sam był jak dziecko, nie dorósł jeszcze wtedy do tego, żeby mieć rodzinę, myślał
wyłącznie o sobie. Przepraszam, jeśli ci tymi słowami sprawiłam przykrość, ale tak było, nic na
to nie poradzę.
-1 nie było żadnej szansy na zmianę tej sytuacji? - pytam dociekliwie.
- Pewnie byłaby gdybym umiała na to wszystko inaczej reagować, gdybym była wtedy
inna, mniej porywcza... - Ma-mutka na chwilę popada w zadumę. - Dziś jestem już całkiem inna,
przynajmniej się staram. Potrafię więcej wybaczyć. Już się tak nie gorączkuję, nie płaczę, nie
histeryzuję, nie lamentuję, nie krzyczę, kiedy coś dzieje się nie po mojej myśli... Z wieloma
sprawami nie umiałam się wtedy pogodzić, nie szłam na kompromis, walczyłam z tatą, chciałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •