[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Czasami tak jest trudno odmówić zaprzyjaznionej osobie. Ja jestem, panie kapitanie, człowiekiem
bardzo uczynnym i z tego powodu....
 Więc odwiedził pan Pawelskiego w sprawie transakcji walutowej.
 Poniekąd, panie kapitanie. To znaczy... Nie miałem na uwadze jakichś osobistych, materialnych ko-
rzyści. Po prostu przyjacielska pomoc.
 Nie wiedziałem, że uważał pan Pawelskiego za swojego przyjaciela.
 Och, to tylko taki facon de parter. panie kapitanie. Pan Pawelski był ojcem sympatii mojego kolegi.
A ojcowie sympatii kolegów są naszymi przyjaciółmi. Zresztą... starszy człowiek. Należało mu pomóc w...
 Czy Pawelski często kupował dolary?
 Nie kupował, panie kapitanie. Sprzedawał.
 Ale, żeby móc sprzedać, musiał najpierw kupić  zauważył Szymański.
 Tak wychodzi.
 Czy nabywał walutę za pośrednictwem pana?
 Nie przypominam sobie, panie kapitanie. To było tak dawno.
 Znowu zaczyna pan tracić pamięć, panie Borzycki?
 Nie. To znaczy... Być może... że kiedyś...
 Sprzedał pan Pawelskiemu dolary.
 Nie mogłem odmówić pomocy ojcu Grażyny.
 A teraz Pawelski chciał odsprzedać te dolary.
 Właśnie. Widocznie potrzebował gotówki.
 Na co potrzebował gotówki?
 Nie mam pojęcia. Nie interesowałem się sprawami pana Pawelskiego. Cóż mnie to mogło obchodzić.
Prosił, żeby sprzedać... no to...
 I wtedy, w niedzielę po południu, przyszedł pan do Pawelskiego, żeby od niego zabrać walutę.
 Prosił mnie, panie kapitanie.
 Duża to była suma?
 Sto pięćdziesiąt.
 I podczas rozmowy zostawił pan u niego na biurku okulary przeciwsłoneczne, będące własnością
Waldemara Tokarskiego.
 Widocznie. Dokładnie sobie nie przypominam.
 Ale przypomina pan sobie, że pan miał te okulary?
 Chyba tak. Nie przysiągłbym, ale raczej tak.
 W niedzielę wieczorem był pan w Grand Hotelu w większym towarzystwie.
 Zabawiliśmy się trochę.
 Proszę mi powiedzieć, czy pański kolega, Waldemar Tokarski, dużo pił?
 O ile dobrze pamiętam, to raczej sporo.
 Czy mógł się wtedy upić?
 Trudno mi powiedzieć, panie kapitanie. Waldek ma bardzo mocną głowę.
 W pewnym momencie opuścił wasze towarzystwo.
 To prawda. Gdzieś spłynął. Nawet Grażynie było przykro, bo nie miał jej kto odprowadzić do domu.
A właściwie ja chciałem, ale ona nie chciała. Powiedziała, że zaczeka na Waldka. Została w Grandzie, w
hallu.
 Czy Tokarski zwierzał się panu z jakichś swoich kłopotów materialnych?
 A kto z nas nie ma kłopotów materialnych, panie kapitanie. Ciągle wszyscy odczuwamy brak gotów-
ki. Można powiedzieć, że to u nas choroba społeczna, nigdy nie kończąca się epidemia.
Szymański potrząsnął głową.
 Nie o to mi chodzi. Chciałem się od pana dowiedzieć, czy Tokarski miał ostatnio jakieś specjalne
kłopoty pieniężne?
 Nic mi o tym nie wspominał. Nie rozmawialiśmy na ten temat.
 Czy pański kolega grywa w karły?
 Waldek? Rzadko. On raczej woli koniki.
 Chodził pan z nim na wyścigi?
 Od czasu do czasu, raczej rzadko. Ja nie lubią hazardu. To za bardzo wciąga. Momentalnie można się
spłukać.
 A jak Pawelski odnosił się do Tokarskiego?
Borzycki wzruszył ramionami.
 Nie bardzo wiem, ale wydaje mi się, że niezbyt serdecznie. Podobno kiedyś o mało go w mordę nie
strzelił i gdyby nie Grażyna...
 To rzeczywiście. stosunki między nimi nic były szczególnie miłe  uśmiechnął się Szymański.  A
dlaczego właściwie pan Pawelski był przeciwny znajomości córki z Waldemarem?
 Nie wiem. Chyba uważał Waldemara za lekkoducha, za człowieka mało poważnego. Pan wie, panie
kapitanie, jak to jest. Ojciec nigdy nic bywa zadowolony z amanta swojej córki. Chciałby, żeby jakiś króle-
wicz z bajki do niej przyjechał, a tu o królewiczów w dzisiejszych czasach coraz trudniej. Najwyżej jakiś ba-
dylarz...
Szymański znów się uśmiechnął.
 To prawda. Marzenia monarchistów są w naszej epoce coraz mniej realne. Niech mi pan jeszcze po-
wie, gdzie Pawelski przechowywał dolary?
 Nie mam zielonego pojęcia, panie kapitanie. Jak przyszedłem, miał już wa-
" lutę naszykowaną, a gdzie ją trzymał, tego nie wiem. Może w starej skarpetce?
 Albo była jakaś skrytka w mieszkaniu?
 Nie wiem. Słowo honoru, że nie wiem. Zupełnie się tym nie interesowałem.
 Czy sprzedał pan już te sto pięćdziesiąt dolarów?
 Jeszcze nie.
 Niech pan je odda pannie Grażynie.
 Rzecz jasna, panie kapitanie. Właśnie miałem taki zamiar. Ale... Chciałem prosić...
 O co chodzi?
Borzycki miał zafrasowaną minę.
 Chciałbym prosić, żeby pan kapitan był łaskaw nie robić z tego żadnego użytku, że ja te dolary... Pa-
welskiemu... Ja naprawdę tak tylko przez życzliwość... Nie dla żadnej korzyści materialnej... Broń Boże...
Po prostu zwykła przysługa. Mam nadzieję, że pan kapitan nie... nie tego...
Szymański machnął ręką.
 Daj pan spokój. Niech pan zwróci te dolary Grażynie. A ja osobiście bardzo bym się cieszył, żeby
pan wreszcie znalazł sobie jakąś uczciwą pracę.
 Szukam, panie kapitanie, szukam czegoś odpowiedniego, ale to nie takie proste. Na pewno coś sobie
znajdę. Postaram się. Coś mi już obiecują. Dziękuję za życzliwość, panie kapitanie.
ROZDZIAA V
Szymański nie był zadowolony z dotychczasowych wyników śledztwa. Miał wprawdzie na tapecie dwóch
podejrzanych, ale tak naprawdę nie był przekonany ani o winie Waldemara Tokarskiego, ani Borzyckiego.
Każdy z nich mógł oczywiście być mordercą Pawelskiego, niektóre jednak szczegóły budziły poważne wąt-
pliwości.
Jeżeli Tokarski zdecydowałby się odwiedzić ojca swojej dziewczyny o tak póznej porze, to Pawelski naj-
prawdopodobniej nie wpuściłby go do mieszkania i nie wdawałby się z nim w żadne rozmowy, zwłaszcza że
chłopak dużo tego wieczoru pił i na pewno nie wyglądał na trzezwego. Poza tym Pawelski w momencie
śmierci był kompletnie ubrany. Trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś w u-palny wieczór siedział w swoim wła-
snym mieszkaniu w marynarce, w starannie zawiązanym krawacie... Robiło to takie wrażenie, jakby Pawel-
ski kogoś oczekiwał. Można przypuszczać, że chodziło o jakąś oficjalną wizytę. Albo gdzieś się wybierał i
niespodziewany gość zaskoczył go? W takim jednak wypadku napastnik raczej zadałby cios z przodu, a nie
w tył głowy. Było rzeczą mało prawdopodobną, żeby Pawelski odwrócił się tyłem do niespodziewanego i
niepożądanego gościa.
Pozostawała jeszcze sprawa tych gorączkowych poszukiwań, połączonych nawet z zerwaniem posadzki.
Czy można sobie wyobrazić, że pijany Waldemar wtargnął do mieszkania Pawelskiego, zabił go i zaczął
czegoś szukać? Czego? Pieniędzy? Waluty? Czy zabierałby sit; aż do zrywania posadzki? Przecież musiałby
sio. liczyć z tym, że lada chwila wróci Grażyna. Nie miałby czasu na takie dokładne poszukiwania. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •