[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gorzej niż zbity pies. A jak niby miał się czuć? Zaniósł
nieprzytomną Hannę do jej pokoju i czuwał przy niej,
dopóki nie zasnęła. Potem wrócił do biblioteki, nalał
sobie potężną porcję brandy. Wypił jednym haustem,
znów sobie nalał i znów wypił do dna. Ale nawet ten
mocny trunek nie był w stanie wymazać z jego pamięci
obrazu ściągniętej bólem twarzy Hanny. Nie, tej twa-
rzy nie zapomni do końca swoich dni. I nie istniał już
nawet najmniejszy cień podejrzenia, że Hanna znała
prawdę. Największa aktorka nie potrafiłaby udawać
takiej rozpaczy i przerażenia.
Potem, siedząc samotnie nad swoim śniadaniem,
Robert próbował wstawić się w położenie Hanny
wczorajszego wieczoru, ale to przekraczało jego siły.
Skandaliczne zaloty 111
Nie, nie potrafił sobie wyobrazić, co by czuł, gdyby
ktoś, prawie obcy, powiedział mu, że nie jest on tym
kimś, za kogo uważał się od chwili, gdy Pan Bóg dał mu
świadomość siebie i swojego pochodzenia. Co by czuł,
gdyby ktoś nagle wyjawił mu okropną tajemnicę,
mówiąc, że jest półsierotą, dzieckiem bezimiennym,
porzuconym w powozie nieznanej osoby. Dzieckiem
odrzuconym, komuś zupełnie niepotrzebnym.
Lokaj ponownie napełnił jego filiżankę, Robert
podniósł ją do ust i ręka nagle zawisła w powietrzu.
I cóż powie mu Hanna tego ranka? Czy dalej będzie
twierdziła, że on kłamie i rzucała mu w twarz oskar-
żenia? %7łe chce odebrać jej spadek albo odpłacić się za
zarzut, że nie kochał matki, tak jak syn kochać
powinien? I teraz on za to chce Hannę zniszczyć,
upokorzyć... Na Boga, chyba nie myśli, że on jest tak
podły...
 Dzień dobry, lordzie Winthrop!
Ręka drgnęła, gorąca kawa polała się na stół. Robert
zaklął cicho i zerwał się na równe nogi. Hanna stała
w drzwiach, nie przestępując progu, jakby niepewna,
czy jej obecność w tym pokoju jest pożądana. Była
blada, oczy podkrążone, bez blasku. Jeśli spała tej nocy,
to na pewno bardzo krótko. I na pewno płakała.
Chciał podejść do niej, powiedzieć coś serdecznie,
ale instynkt ostrzegł, że teraz do Hanny zbliżać się nie
powinien.
 Witaj, Hanno! Jak się czujesz?
 Dziękuję, lordzie Winthrop  odparła, nie ruszając
się z miejsca.  Czuję się niezle.
112 Gail Whitiker
 Hanno, bardzo proszę, siadaj. Zniadanie na stole.
 Dziękuję. Nie wiem, czy jego lordowska mość
będzie zadowolony... Nie, dziękuję, nie jestem głodna.
 Może napijesz się chociaż herbaty? Hanno...
 Herbaty? Herbaty napiję się z przyjemnością.
Robert ruchem ręki odesłał lokaja, potem podszedł
do Hanny i wziąwszy ją pod ramię, podprowadził do
stołu i podsunął krzesło.
 Hanno, może jednak zjesz coś?
 Nie, dziękuję  bąknęła, przysiadając na krześle.
 Napiłabym się tylko herbaty.
Robert osobiście zajął się nalewaniem herbaty. Za-
wsze dbały o szczegóły, w ciągu tych kilku dni zdążył
zauważyć, jaką herbatę lubi Hanna. Z kroplą mleka
i małą łyżeczką cukru. On najchętniej wlałby jeszcze
do tej herbaty porządny łyk brandy, nie był jednak
pewien, jak Hanna zareagowałaby na mocny trunek
o tak wczesnej porze.
 Bardzo proszę  powiedział, stawiając przed nią
filiżankę z najcieńszej porcelany.
 Dziękuję  odparła z ledwo dostrzegalnym uśmie-
chem, lekko skinąwszy głową.
On też się uśmiechnął i usiadłszy na krześle na-
przeciwko, gorączkowo się zastanawiał, od czego za-
cząć rozmowę.
 Hanno, boleję bardzo, że musiałem ci to wczoraj
powiedzieć. I nie zrobiłem tego po to, żeby ciebie zranić.
 Wiem.
Powoli podniosła filiżankę do ust. Jej ręka drżała, ale
ani jedna kropla nie wylała się na stół.
Skandaliczne zaloty 113
 Ja niczego nie zmyśliłem, Hanno. Nie potrafiłbym
ciebie okłamać w tak okrutny sposób.
Hanna wypiła parę łyków i przymknęła oczy,
rozkoszując się gorącym płynem.
 Wiem  powtórzyła, odstawiając filiżankę na
spodeczek.  Nigdy nas nie łączyło jakieś cieplejsze
uczucie, lordzie Winthrop, ale nie wierzę, żebyś był pan
zdolny do takiego okrucieństwa. A poza tym... Przy-
znaję, bardzo trudno było mi pogodzić się z tym, co
usłyszałam. I dlatego jeszcze wczoraj, po naszej roz-
mowie, poszłam do Sally.
 Do Sally?
 Tak, wasza lordowska mość. Tylko Sally mogła to
wszystko potwierdzić. Przecież ona była w Szkocji
razem z mamą... z lady Winthrop i nie ma najmniej-
szego powodu, aby mnie okłamywać.
 Sprawdzałaś, czy to ja nie kłamię?
 Szukałam potwierdzenia pańskich słów, milor-
dzie. Ja nie winię pana, żeś wczoraj mi powtórzył, co
mówiła lady MacInnes. Tym bardziej że to prawda,
i mama... znaczy pani wicehrabina... tę prawdę prag-
nęła mi wyznać.
Pani wicehrabina. A on był już tylko i wyłącznie
milordem, choć z uporem zwracał się do niej po
imieniu. Czyli Hanna wiedziała na pewno, że kobieta,
która ją wychowała, nie była jej rodzoną matką, a on
nie jest jej bratem. Dlatego skrupulatnie używa przyję-
tych form i tylko jej mieniąca się twarz zdradza, ile
kosztuje ją to wysiłku.
 Hanno... Sądzę, że będziemy musieli jeszcze
114 Gail Whitiker
niejedną sprawę omówić. I proszę, wręcz nalegam, nie
zachowuj się tak, jakby wszystko nagle się zmieniło.
 Przecież się zmieniło, milordzie.
 Owszem. Zmieniło się coś, coś bardzo ważnego. Ale
w oczach ludzi, którzy znali ciebie, pozostaniesz tym,
kim jesteś, Hanno. Jesteś przecież tą samą osobą, Hanno.
 Nie jestem, milordzie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •