[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ma nawet dwa białe bilety!
65
 Tym lepiej, czegóż chcecie?
 Czegóż miałbym chcieć? Nic nie chcę! Ale skoro szukają teraz Ajzyka, a Ajzyka nie ma,
a ponieważ Alter, czyli Icek, zapisany jest jako Abraham Jicchok, Jicchok zaś, jak twierdzi
ów lizus nasz rabin, to Izaak, a Izaak jest Ajzykiem  więc boję się, aby, broń Boże, nie po-
wiedzieli, że mój Icek, czyli Abraham Jicchok, czyli Alter, to Ajzyk.
 A więc tym lepiej  mówi adwokat.  Jeśli Icek jest Ajzyk, to nie będzie pan płacił
grzywny. Przecież on ma biały bilet!
 Dwa białe bilety! Ale te bilety ma Icek, a nie Ajzyk!
 Przecież pan sam mówił, że Icek to Ajzyk!
 Ja powiedziałem? Jakże mogłem powiedzieć, skoro Icek jest Alter, a Ajzyk to ten, który
wywrócił na siebie samowar, gdy mieszkaliśmy w Worotiłówcę...
Wtedy adwokat rozgniewał się nie na żarty i kazał mi się wynosić:
 Precz stąd, natrętny %7łydzie!
Tak powiedział! No i co wy na to? Rozumiecie, co to znaczy? To znaczy, że jestem nu-
dziarzem! Ja jestem nudziarzem  ja?!
66
DZIESITY
Było nas tylko dziewięciu %7łydów w wagonie. Brakowało dziesiątego. Bez dziesiątego nie
odmówisz modlitwy za umarłych...
Właściwie był również dziesiąty. Ale nie mieliśmy pewności, czy to %7łyd, czy chrześcija-
nin. Milczący pasażer w złotych okularach. Twarz pociągła, bez brody. Nos żydowski, ale
wąsy podkręcone do góry. Uszy sterczące, kark czerwony. Przez cały czas trzymał się na
uboczu. Wyglądał przez okno i pogwizdywał. Siedział bez kapelusza, na kolanach trzymał
rosyjską gazetę. Milczał, nie odezwał się ani słówkiem. Niewątpliwie Rosjanin, prawdziwy
Moskal!  A może nie? Czy to naprawdę chrześcijanin? Tak i nie. Cóż to takiego? %7łyd %7łyda
nie oszuka. %7łyd pozna %7łyda po ciemku i z daleka. Ale ten? Podobny do %7łyda. I znów nie-
pewność: a może nie %7łyd? W dzisiejszych czasach trudno rozpoznać. Niejeden %7łyd pragnie,
by uważano go za nie %7łyda.
Cóż począć? Potrzebny nam dziesiąty! Jeden z pasażerów obchodzi dziś rocznicę. Sądzicie
zapewne, że zwykłą rocznicę śmierci ojca albo matki? Nie, to rocznica po dziecku. Rocznica
śmierci syna jedynaka. Ledwo zdołał wybłagać, aby mu wydano zwłoki z więzienia i pozwo-
lono pochować na cmentarzu żydowskim.
Ojciec przysięga, że syn był niewinny. Zbyt szybko go osądzono. Był wprawdzie towarzy-
szem, ale nie należał do partii. Nie powinni go byli powiesić! Ale przepadło... Wkrótce poszła
za nim matka. Nie od razu. Przedtem długo się namęczyła. A on sam postarzał się i osiwiał.
 Jak wam się zdaje? Ile mam lat? Patrzymy na niego i usiłujemy odgadnąć, ile ma lat. Na
próżno. Młode oczy, a włosy siwe. Czoło w zmarszczkach, twarz dziwnie wykrzywiona. I
sam taki dziwny. W przydługim surducie, wymiętym kapeluszu, z rozczochraną brodą...
Oczy... Ach, te oczy! Takich oczu nie można zapomnieć  tych śmiejących się i jednocze-
śnie płaczących oczu. Gdybyż się poskarżył, uronił choć jedną łzę! Dziwny człowiek: żywy,
wesoły, rozmowny...
 Skąd wezmiemy dziesiątego?  odezwał się jeden z nas i spojrzał na nieznajomego, który
udawał, że nic nie słyszy. Siedział przy oknie i pogwizdywał popularną melodię.
 Mówicie o dziesiątym?  zauważył ktoś inny.  Policzymy, a nuż jest dziesiątka?
I zaczął liczyć na palcach: jeden, dwóch. trzech...
 A mnie nie liczycie?  spytał po żydowsku tajemniczy pasażer.
Ogarnęło nas zdumienie.
 Przecież pan nie jest %7łydem?
 Jestem %7łydem, ale nie uznaję podobnych zwyczajów!
Przez pewien czas siedzieliśmy zdumieni i patrzyliśmy na siebie nie mówiąc ani słowa.
Ale ten, który obchodził rocznicę po synu, bynajmniej się nie zmieszał. Z tym swoim płaczli-
wym uśmiechem zwrócił się do młodzieńca przy oknie:
 Oby pan doczekał stu dwudziestu lat! Należy się panu złoty medal...
 Złoty medal? Za co?
 Powiem panu, ale to długa historia. Jeśli pan zechce być dziesiątym, to zmówimy naj-
pierw kadysz18 po moim synu, a pózniej panu opowiem.
Wyjął koszulę śmiertelną, włożył ją na surdut, obrócił się twarzą do ściany i począł odma-
wiać kadysz.
Lubię tę codzienną modlitwę. Taka modlitwa słodsza jest od popisowych sztuczek kantora
i pompy świątecznej. W modlitwie odmawianej przez ojca było tyle uczucia, że wszystkich
nas ogarnęło wzruszenie. Nie wątpię, że wzruszyło to również  dziesiątego . To przecież mu-
si chwycić za serce, gdy się słyszy ojca odmawiającego kadysz po synu. A ten ojciec miał
18
K a d y s z  modlitwa za zmarłych.
67
głos taki łagodny, kojący. A poza tym  sama modlitwa! Tylko kamień nie wzruszyłby się
dzwiękami tych słów...
Po zakończeniu modlitwy ojciec przysiadł się do nieznajomego i jął opowiadać. Opowia-
dając gładził się po brodzie, a mówił powoli, jak człowiek, który ma dużo czasu...
 Historia ta, młody człowieku, składa się właściwie z trzech opowiadań, z trzech krótkich
opowiadań.
Pierwsza historia zdarzyła się u arendarza. We dworze mieszkał arendarz z żoną. Dwór był
wielki, przestronny. Znalazłbyś tam wielu chrześcijan, lecz ani jednego %7łyda  prócz arenda-
rza. Tym lepiej się zarabia. Jak powiadają: mieszkać masz wśród obcych... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •