[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odchyliła płaszcz.
- Chyba spadła z konia. Próbowałam ją podnieść, ale zdaje się, że ze­
mdlała.
- Dobry Boże! - wyszeptał Elliot. Zeskoczył z konia i uklęknął. Do­
świadczonymi rękami delikatnie przesunął po potylicy, a potem po szyi
i ramionach Angeli. - Może mieć wstrząs mózgu. Mój dom jest najbliżej.
Tam ją zabierzemy. Przytrzymaj mi konia, gdy będę wsiadał z Angelą,
dobrze?
Letty przytaknęła, bezgranicznie szczęśliwa, że tu był i zapanował nad
sytuacją. Były bezpieczne. Nikt nie umrze. On na to nie pozwoli.
Chwyciła cugle i stanęła przy łbie konia. Elliot wsunął nogę w strzemię.
Oparł Angelę na swoim biodrze i pochylił się do przodu, przenosząc cię­
żar na strzemię. Ręka Angeli opadła i uderzyła konia po kłębie. Przestra­
szony wałach wzniósł się na tylnych nogach, pociągając Elliota unieru­
chomionego stopą w strzemieniu.
Na chwilę skrzywił się w grymasie bólu. Letty z trudem ściągnęła łeb
konia w dół. Gdy podniosła wzrok, Elliot siedział już w siodle, trzymając
przed sobą Angelę. Popatrzył na nią i z jego twarzy wyczytała, że nie chce
zostawiać jej samej.
148
- Jedź! - krzyknęła, osłaniając ręką oczy przed deszczem. - Muszę znaleźć
swojego konia. Pojadę zaraz za wami. Nie martw się. Świetnie jeżdżę konno!
- Nie mogę cię tu zostawić! - odkrzyknął.
- Musisz! Musisz zabrać Angelę! Jedź już!
Nie protestował. Z niezrozumiałym okrzykiem ścisnął konia piętami i od­
jechał w burzę. Letty patrzyła, jak się oddala.
Nic Angeli nie będzie. Elliot zrobił, co do niego należy, a teraz ona, na
Boga, zrobi to, co należy do niej.
- Kip, obudź się! - zawołała Letty.
- Co?
Chłopak przewrócił się na plecy, ciągnąc za sobąpościel. Nawet nie chciało
mu się rozebrać, zauważyła Letty z niesmakiem. Zmarszczyła nos, czując
zapach przetrawionego piwa, który się rozszedł po głośnym beknięciu.
- Obudź się, ty głupcze!
To go otrzeźwiło. Otworzył mętne, przekrwione oczy.
Świetnie. Pójdzie jej łatwiej, bo jest pijany.
- Co? Kim pani jest? Co pani tu robi?
Zaczął się wygrzebywać z łóżka, ale złapała za prześcieradło, które miał
zaplątane wokół nóg, i pociągnęła je z powrotem.
- No, no. Nie ruszaj się, chłoptasiu.
-
LadyAgatha!
- Bystry chłopiec.
- Co pani tutaj robi? - Był zdezorientowany. W zamglonych oczach
pojawiło się pytanie. - Jak się pani tu dostała? Przekupiła pani odźwier­
nego?
- Nie - odparła niecierpliwie Letty. - Nikt nie wie, że tu jestem. Wdra­
pałam się po bluszczu.
Najwyraźniej nie wierzył, ale nie zważała na to.
- Chyba nie ma znaczenia, jak się tu dostałam, co? Powinno ci wystar­
czyć, że nikt o tym nie wie.
Zmarszczył brwi, a potem na jego twarzy pojawił się wyraz zadowole­
nia. Przytaknął, wyszczerzył zęby w uśmiechu i podniósł palec do ust.
- Nikomu nie powiem.
- Wiem. - Przestąpiła z nogi na nogę, a woda zachlupotała jej w panto­
flach. - Przyszłam po list, który napisała do ciebie Angela, ty nędzny,
podły szantażysto.
149
tak do mnie mówić!
- Oczywiście, że mam. Jesteś ohydnym szantażystą, który wykorzystu­
je marzenia niewinnej dziewczyny do własnych obrzydliwych celów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •