[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nikczemnych, wzajemnie się zwalczających: będzie to uczciwy, rzewny, dobroczynny
podstęp ludzkiego serca.
Owa cocktail-party odbywała się juŜ dawno, podczas pamiętnych dni Battle of Britain,
kiedy to Dywizjon 303 z lotniska w Northolt bronił skrzydłami swymi Londynu. Od tego
czasu wiele się zmieniło w składzie dywizjonu, większość tych wspaniałych lotników
poległa. Lecz Zumbach Ŝył. Brał udział we wszystkich ofensywach frontu zachodniego i w
Ŝadnej nie odniósł kontuzji. Tylko czasem miał osobliwe przywidzenia: gdy na swej maszynie
wzbijał się w powietrze, w duszy widział na chwilę oczy jakiejś dziewczyny. Nie wiedział
jakiej. Zosi, moŜe Wandzi, moŜe Staś i.
MoŜna było kpić sobie z niewinnych zabobonów i wiary w talizmany, ale w tych
upartych a dobrych oczach polskiej dziewczyny coś jednak musiało być: coś, co dziwnie,
niemal cudem, Jana Zumbacha chroniło, iŜ nie imały się go ani pociski wroga, ani inne złe
przypadłości wojny.
LOSY SIĘ WAśĄ
Angielski wrzesień 1940 roku był wciąŜ dziwnie pogodny i gorący. Niebo pełne
lazurowej szczodrobliwości. Dnie wschodziły jakby uśmiechnięte i taki był dzień owej
decydującej niedzieli, 15 września: gdy świt rozwiał nocne mgły, pojawiły się na niebie
lekkie, niskie chmurki, płynące przez cały dzień jak białe łabędzie, i od ich blasku słońce
świeciło na Anglię jeszcze jaśniej niŜ w inne dni. Jakiś dzień łaskawy i rozmarzony, aŜ trudno
było uwierzyć, Ŝe na tak bukolicznym tle rozegrał się najbardziej porywczy dramat ludzkości,
Ŝe w tych pastelowych ramach zawisł groźny obraz najzawziętszych zmagań i
najgwałtowniejszych rozstrzygnięć.
Tego dnia sztab hitlerowski postanowił rozstrzygnąć wojnę na zachodzie.
Sześć tygodni juŜ trwał powietrzny atak na Anglię. Siedemdziesiąt dziennych walnych
wypraw bombowych bilo bez ustanku w jej ośrodki oporu. Luftwaffe poniosła co prawda w
tych uderzeniach ogromne straty, bo około 1650 maszyn, lecz była pewna, Ŝe znacznie
powaŜniejsze straty zadała przeciwnikowi. Nie miała Ŝadnych wątpliwości, Ŝe RAF walczy
resztkami sił i Ŝe zrozpaczona ludność Anglii gotuje rewolucję. Było to jednym z fatalnych
obliczeń hitlerowców w tej wojnie. Ponosiły ich poboŜne Ŝyczenia i ślepa pycha.
Lecz jakkolwiek mylnie oceniali sytuację przeciwnika, swą własną potęgę znali
doskonale: 200 pełnych dywizji, zwycięskich, nieodpartych, kruszących dotychczas kaŜdego
wroga, kaŜdą przeszkodę, czekało niecierpliwie na znak inwazji; stłoczone nad brzegiem
Kanaru Angielskiego, pałały Ŝądzą nowego podboju. Oddziały uderzeniowe, załadowane juŜ
na barki, patrzyły chciwie na białe skały Kentu, owej niedzieli wypatrując tylko pierwszej
wyrwy, jakiej miało dokonać lotnictwo niemieckie. Wszystko, losy tego dnia i losy wojny,
zaleŜało od tej wyrwy i od powodzenia lotników z czarnymi krzyŜami.
Nie sposób dokładnie ustalić, ile maszyn Luftwaffe puściła w tym dniu na Anglię.
Niektórzy podawali ich liczbę na przeszło tysiąc, lecz to chyba przesada. Prawdopodobnie
było ich około 650 do 700. Przychodziły w kilku falach, z których dwie były najsilniejsze:
pierwsza w południe, druga w trzy godziny później.
Pierwsze klucze messerschmittów zarysowały się na niebie krótko po godzinie 9 przed
południem w wielkim wachlarzu od północnych brzegów ujścia Tamizy aŜ do Dungeness na
południu Kentu. Były to patrole niezbyt silne i miały zapewne na celu wymacanie
przeciwnika, zwabienie go w powietrze i zdezorientowanie. Lecz dowództwo brytyjskiego
myślistwa, przejrzawszy rychło zamysły nieprzyjaciela, nie dało wywieść się — w powietrze.
Nagle, około jedenastej przed południem pojawiło się więcej messerschmittów jedno — i
dwusilnikowych. Szły bardzo wysoko i na pełnym gazie, pozostawiając za sobą białe smugi
powietrzne. Owe białe pasma — widok spowszedniały nad dolinami Kentu — dziś nie taiły
swej brutalnej groźby: przecinały niebo jak wrogie strzały skierowane wszystkie w jedno
serce, Londyn.
Mimo Ŝe był to juŜ powaŜny nalot kilku dywizjonów, brytyjskie dowództwo nie
przywiązało doń zbytniej wagi i stawiając tylko słaby opór, pozwoliło im zapędzić się w głąb
Anglii. Po prostu przepuściło je: decyzja najtrafniejsza i jakby juŜ z góry narzucająca
wypadkom dalszy ich, korzystny bieg.
Bitwa, która rozgorzała kilka minut później, dała nowy dowód wysokich przymiotów,
jakie posiadali brytyjscy i sprzymierzeni myśliwcy, i równocześnie uwypukliła zdolność
brytyjskiego dowództwa. Było ono jakby nieobecne tydzień temu, gdy w dniu 7września
dopuściło wroga za dnia do doków londyńskich. Dziś natomiast nad całą akcją panował
wyraźny mózg sztabu, czujny, zdecydowany. Ani na chwilę nie utracił inicjatywy. Świetnie
rozbudowana sieć podsłuchu i radiolokacji dostarczała mu dokładnych wiadomości o wrogu.
Bez przerwy trzymał w swym ręku, na swym stole operacyjnym, wszystkie nieprzyjacielskie
formacje. Rzucał na nie kolejno swe myśliwskie dywizjony, mądrze, przemyślnie,
precyzyjnie. Miał jasny plan obrony i kaŜda nowa sytuacja bitwy spotykała się z
natychmiastową odprawą. Gdzieś w Anglii, w podziemiach centrali operacyjnej, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •