[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Do pioruna! Co to jeszcze było? Tak go skołowała, że nie potrafił jasno
myśleć. A tak: - No i o moje plany wydarcia tej cholernej korony twojemu
przeklętemu bratu!
Miała dość tupetu, żeby podejść i oprzeć mu palec na piersi.
- Nie wierzę ci. Wszystko, co mówiłeś o dziecku i wspólnej
przyszłości, było tylko gadaniem? Pustymi słowami?
- Wybacz. Wiem, że rozmawialiśmy o przyszłości. Ale to
rozwiązanie jest lepsze.
Potrząsnęła głową z dezaprobatą.
101
RS
- Jak widzę, nie wykręcę się od roboty. - Poszła po walizkę, wzięła ją
i ruszyła przez wysoką trawę do chaty.
- Nie mam klucza - krzyknął za nią.
- Ja mam.
Zdusił słowo, za które dostałby od Miri w twarz, gdyby je usłyszała.
Wprost czuł, jak frustracja paruje z niego wszelkimi porami, kiedy tak
sobie szła spokojnie, mając w nosie jego gniew. Przekręciła klucz w
zamku. Musiała się mocno zaprzeć, żeby otworzyć drzwi. Błysnęło mu, że
powinno się je jak najszybciej naprawić. Po chwili wahania poszedł za nią.
- Jeszcze raz cię spytam, Miri. Co ty robisz? Otwierała po kolei okna
chaty, żeby ją przewietrzyć.
Przez żaluzje wpadał lekki wiatr, delikatne zasłonki powiewały w
nim jak białe flagi.
- Ja? Czekam na wyjaśnienia.
Co się dzieje z tą kobietą? %7ładna inna, do diabła, nikt inny nie miał
dość odwagi, żeby tak walczyć jak Miri. Czy ona nic nie zrozumiała?
Wydał polecenie, ona ma słuchać. To zawsze działało. Powiedział jej
najbardziej brutalnie, jak potrafił, żeby odeszła. Dlaczego wciąż tu była,
dręcząc go? Musiał ją umieścić w bezpiecznym miejscu, żeby się zająć
oskarżeniami, skupić się na nadchodzących wydarzeniach.
- To bezcelowe, Miri - powiedział ostro. - Nie mamy sobie już nic do
powiedzenia.
- Doprawdy? - Przerwała na chwilę oglądanie chaty i stanęła przed
nim, krzyżując ręce na piersiach. - A co z oskarżeniami wysuniętymi
wobec ciebie? Kradzież ametystów, czy co tam jeszcze? Tu powinno być
bardzo dużo do powiedzenia.
102
RS
Zacisnął zęby z całej siły. Naprawdę zrobiło mu się czerwono przed
oczami.
- Jak się dowiedziałaś? - wychrypiał.
- Twój szpieg pracuje na dwie strony. Ale tak to się zawsze kończy,
gdy się próbuje wykorzystać moją matkę. Bardzo łatwo zmienia zdanie. -
Miri machnęła ręką. - To a propos lojalności i różnych takich.
Przeczesał palcami włosy, bezskutecznie walcząc o od zyskanie
opanowania.
- Czego ty ode mnie chcesz?
Zawahała się na chwilę. Zuchwałość z niej opadła, a zastąpiła ją
szczerość, jakże dla niego bolesna.
- Chciałabym wykorzystać okazję, by stanąć u twego boku, jeśli mi
na to pozwolisz.
Nie miał pojęcia, jak zdołał potrząsnąć głową, nie mówiąc już o
wyduszeniu słów przez ściśnięte emocjami gardło.
- Nie ma mowy.
- Zobaczymy. - Przeszła do kuchni i zaczęła przeglądał szafki i półki.
- Mam trzy dni, żeby cię skłonić do zmiany zdania.
Gdyby teraz Tolken wpadł w jego ręce, zrobiłby mu poważną
krzywdę.
- Trzy dni? Nie mam trzech dni. Wiszą nade mną oskarżenia, o ile
pamiętasz.
- Nie jesteś w stanie zrobić nic więcej ponad to, co w te chwili robią
ludzie zdecydowani dowieść twojej niewinności. Jeśli się zdarzy coś
naprawdę poważnego, Tolken po nas przyleci. - Przeniosła się do spiżarni,
sprawdzając stan zapasów. - Mówił, że chata jest dobrze zaopatrzona.
103
RS
Głód nam nie grozi. - Uśmiechnęła się, jakby ją to nic nie obchodziło. -
Zjadłabym coś. Zobaczmy, co my tu mamy. Tu raczej nie ma lodówki, jak
sądzę?
- Nie ma prądu. Wyraznie się tym ucieszyła.
- Naprawdę? Jakie to romantyczne.
Romantyczne? O nie, wcale nie romantyczne. Jeśli tylko będzie miał
tu coś do powiedzenia. Już zadba o to, nieważne, jakim kosztem.
Wściekłość zżerała go od środka, szukając ujścia. Walczył, by się
opanować. Będzie jeszcze dość czasu na zaatakowanie Miri za
wmanewrowanie go w tę sytuację. Jednak jeszcze nie teraz. Nie kiedy
wrząca w nim furia grozi wyrwaniem się spod kontroli. Zciągnął mary-
narkę, rzucił ją na krzesło i zawinął rękawy.
- Jeśli zostajemy na noc, musimy przygotować lampy naftowe. Ja się
tym zajmę, jeśli ty zrobisz coś do jedzenia. Przygotuję też sypialnie.
Ruszył w stronę wyjścia, ale jej pytanie zatrzymało go w pół drogi.
- Tak dla upewnienia się. Powiedziałeś sypialnie, w liczbie mnogiej?
- Bardzo mnogiej.
- W porządku, ale uczciwie ostrzegam: mnogość nie ma
najmniejszego znaczenia, jeśli nie zamierzasz zamknąć drzwi na klucz.
- Jeśli będzie trzeba, zabiję je gwozdziami. - Nie odwrócił się do niej,
tak było bezpieczniej. - Nie jesteś w ciąży Miri. Kiedy stąd wyjedziemy,
nadal nie będziesz.
- Jeśli tego właśnie chcesz. Absolutnie nie.
- Oczywiście.
- Dobrze. Zajmij się sypialniami, mnogimi. Ja zobaczę, co się da
zjeść. Potem możemy znowu powalczyć.
104
RS
Dotrzymała słowa. Kiedy tylko zmyli naczynia, zaczęła:
- Cisza i odosobnienie pozwolą nam się dogadać. - Delikatnie, jak na
pierwszy serw.
- Dogadać? - Czy ta kobieta zwariowała? - Nie ma się co do czego
dogadywać. Cała ta sytuacja to tylko kompletne lekceważenie
oczywistości. - Zciemniało się szybko więc zapalił trzy lampy naftowe.
Przyciął knoty i podkręci: je tak, by nie stwarzać romantycznej atmosfery.
- Powiem wprost: możemy tu zostać trzy godziny, trzy dni, nawet trzy lata
i to niczego nie zmieni. Wracasz do domu, gdzie będziesz poza linią
frontu.
Wzięła jedną z lamp i zaniosła na mały stolik stojący pomiędzy
dwoma oknami w centralnej części chaty.
- Sądziłam, że wracam do domu, bo chcesz tego przeklętego tronu. A
może w końcu wyjawisz prawdziwy powód?
- Możesz sobie wybrać powód, jaki chcesz, jeśli dzięki temu wrócisz
do Verdonu
Przeszła przez pokój i stanęła przed nim. Niezbyt romantyczne
światło lamp nadało jej skórze perłowy odcień i rozjaśniało miękką zieleń
jej oczu.
- Proszę, Brandt. - Położyła mu rękę na ramieniu. Mnie chodzi tylko
o prawdę.
Może gdyby go nie dotknęła, zdołałby się oprzeć. Lecz ta jedna
pieszczota zmusiła go, by jej dał, co chciała.
- Dobrze. Prawda jest taka, że nie pozwolę ci pozostać w Avernos,
Miri. Nie pozwolę ci ryzykować zszargania reputacji oskarżeniami
105
RS
wysuwanymi przeciwko mnie. Nie pozwolę też, by nasze dziecko urodziło
się w atmosferze podejrzeń.
- Nie rozumiem. Chciałeś się ze mną ożenić, gdybym była w ciąży.
- Nasze dziecko potrzebowało ochrony, jaką daje moje nazwisko,
bardziej niż ty potrzebowałaś bezpieczeństwa, jakie daje trzymanie się z
dala ode mnie. Teraz, kiedy dziecka nie ma już w równaniu, ty jesteś
najważniejsza. Nie pozwolę, by oskarżenia wpłynęły na ciebie. Nie
pozwolę ci też na ślub z człowiekiem, który może spędzić resztę życia w
więzieniu. Wtedy na ciebie spadłaby odpowiedzialność za całe Avernos.
Musiałabyś zrezygnować z własnego życia, żeby sprostać moim
obowiązkom. Nie wrobię cię w coś takiego. To za wiele.
- Wybór jest mój.
- Mylisz się, mój.
W jej oczach błysnęła irytacja.
- Lander próbował czegoś takiego z Julianną. Nie chciał, by ją
dotknął skandal, gdy ty go oskarżyłeś przed Radą Królewską. Próbował ją
zatrzymać w Teksasie, kiedy stawiał czoło oskarżeniom. Nie pozwolił
nikomu zawiadomić jej, co się dzieje.
- Nie wiedziałem.
- Jej to się bardzo nie spodobało i mnie też się nie podoba.
- To nie twój wybór. Lander i Julianna byli małżeństwem. - Zebrał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •