[ Pobierz całość w formacie PDF ]

człowieka, który w większym stopniu był jego ojcem niż dziadkiem - obsadził nawet
swoich braci i kuzynów w niewielkich rolach, ale o tym Marshall senior jeszcze nie wie-
dział.
- Na pewno nie chcesz przyjechać na plan i zobaczyć, co się dzieje? - zapytał. -
Może trochę postatystować?
- Nie, nie. Wolę spokojnie poczekać na premierę, tylko nie zapomnij załatwić nam
najlepszych miejsc, dobrze?
- Jasne.
Dziadek podniósł się zza stołu i wyciągnął rękę do Nany, po czym we dwoje wyru-
szyli na poranny spacer po posiadłości.
Lily westchnęła cicho.
- Wasi dziadkowie przypominają bohaterów romantycznego filmu - powiedziała.
- Nadal czytujesz romantyczne powieści? - Finn podniósł wzrok znad filiżanki z
kawą.
Lily dumnie uniosła głowę.
- Kiedy tylko mam okazję - oznajmiła. - Wierzę w szczęśliwe zakończenia. Wasi
dziadkowie, Brady i Aspyn, Ethan i ja...
- Oszczędz mi szczegółów, błagam. Dopiero co skończyłem śniadanie.
Lily z uśmiechem odsunęła krzesło i wstała. Pocałowała Ethana i nachyliła się do
ucha Finna.
- Twój dzień też kiedyś nadejdzie - szepnęła.
- Czy to grozba?
Potrząsnęła głową.
- Nie grozba, tylko niezachwiana wiara w szczęśliwe zakończenia, mówiłam ci
przecież. Uważam, że ty też zasługujesz na swoje. - Lily mrugnęła do Finna i odwróciła
się do Aspyn. - Idę do stajni. Przejedziesz się ze mną?
L R
T
Aspyn kiwnęła głową i podniosła się.
- Jestem tego samego zdania co Lily - oświadczyła poważnie.
Obie młode kobiety zbiegły po schodach tarasu, zostawiając za sobą cichy brzęk
dzwoneczków na zdobiącej kostkę nogi Aspyn bransolecie i śmiech Lily. Finn został
przy stole tylko z braćmi, którzy nie spuszczali wzroku z jego twarzy.
- No, co? - odezwał się, bo niewygodne milczenie przedłużało się w nieskończo-
ność.
- Ona ma rację.
Nie należało się dziwić, że Ethan zgadza się z żoną.
- %7łe mój dzień też kiedyś nadejdzie?
- %7łe zasługujesz na szczęśliwe zakończenie.
Finn uważnie popatrzył na Ethana, ale nie wychwycił w jego uśmiechu ani cienia
sarkazmu.
- I ty też, Brutusie? - jęknął. - Dosyć już nasłuchałem się od Nany. Tylko dlatego,
że wy...
- To nie ma nic wspólnego ze mną - przerwał mu Ethan.
- Ani ze mną - dorzucił Brady.
- Ani nawet z pragnieniem babci, żeby doprowadzić cię do ołtarza - pokiwał głową
Ethan.
- To o co chodzi?
Ethan odchrząknął i skrzywił się lekko, Brady milczał. Finn bez wielkiego trudu
odgadł, że zaraz usłyszy coś, co wcale nie przypadnie mu do gustu.
- Może zabrzmi to, jakbym był twoim terapeutą...
- Nie potrzebuję terapeuty.
Brady zakasłał.
- Może powinieneś się zastanowić, czy aby na pewno masz rację.
- Bo?
- W jedyny twój związek, który trwał dłużej niż sześć tygodni, zaangażowałeś się z
kobietą jeszcze bardziej skomplikowaną niż ty - spokojnie wyjaśnił Ethan.
Finn nawet nie przypuszczał, że aż tak gwałtownie stanie w obronie Cait.
L R
T
- Nie próbuj jej obrażać.
Brady uspokajająco uniósł dłoń.
- Nie musisz jej bronić, naprawdę. Dziewczyna na pewno ma dużo zalet, ale wy
dwoje przesunęliście granice hedonizmu dalej niż ktokolwiek inny i nie trzeba psychote-
rapeuty, by stwierdzić, że musieliście wzajemnie karmić się swoimi demonami.
- Nie mam pojęcia, o czym gadacie, słowo daję.
- Naprawdę? - Brady uniósł brwi. - Caitlyn pochodzi z rodziny pod wieloma
względami podobnej do naszej: sławnej, poddanej stałej obserwacji ze strony dziennika-
rzy, ambitnej. Udało ci się znalezć chyba jedyną dziewczynę na świecie, która była rów-
nie skomplikowana emocjonalnie jak ty, ale i tak wam nie wyszło.
- Cait i ja po prostu świetnie się razem bawiliśmy.
Brady podniósł kubek z kawą w ironicznym toaście.
- I o tym właśnie mówię.
- Czyli o czym?
- O tym, że nie pozwalasz wejść w swoje życie ani nam, swoim najbliższym, ani
komukolwiek innemu. Wszystkie twoje związki są powierzchowne i bezpieczne, więcej: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •