[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wyglądasz okropnie... - powiedziała wprost Julia.
- Byłam tu tamtego popołudnia - wyrzuciła z siebie. - Widziałam, co się stało.
Widziałam!
- A co tu było takiego do oglądania? - padło pytanie. Wyraz twarzy Julii nie
zmienił się.
- Dobrze wiesz.
- Ale naprawdę nie wiem, o co ci chodzi.
- Chcę rozmawiać z Rory'm...
- Oczywiście - odpowiedziała Julia. - Ale ostrożnie. Nie czuje się najlepiej.
Poprowadziła Kirsty przez jadalnię. Rory siedział przy stole. Dłońmi ściskał
szklankę z alkoholem. Obok stała butelka. Na przystawionym obok krześle
zawieszona była ślubna suknia Julii. Jej widok przypomniał Kirsty koronkę w
ręku Julii.
Rory wyglądał bardzo zle. Na twarzy i na włosach miał zaschniętą krew.
Uśmiechnął się do niej ciepło, ale z wyraznym zmęczeniem.
- Co się stało?... - zapytała.
- Teraz już wszystko jest w porządku, Kirsty - powiedział. Głos z ledwością
można było nazwać szeptem. - Julia powiedziała mi wszystko... ale teraz już jest
w porządku.
- Nie - powiedziała, przekonana, że Rory nie może znać całej prawdy.
- Przyszłaś tu wczoraj po południu.
- Tak jest.
- Trochę niefortunnie.
- Przecież ty... ty mnie sam prosiłeś... Spojrzała na stojącą w drzwiach Julię i
potem przeniosła wzrok na Rory'ego:
- Zrobiłam to, o co mnie prosiłeś.
- Tak. Ja wiem. Wiem. Przykro mi teraz, że przeze mnie wpakowałaś się w te
obrzydlistwa...
- Czy wiesz, co zrobił twój brat? - zapytała. - Czy wiesz, kogo wezwał?
- Wiem dość dużo - odpowiedział Rory. -Ważniejsze jest to, że już po
wszystkim.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
59
- Cokolwiek tobie zrobił, ja to naprawię...
- Co masz na myśli mówiąc, że już po wszystkim?
- Kirsty! On nie żyje!
( ... dostarcz go żywego, a może nie rozedrzemy ci duszy .)
- Nie żyje?
- Zniszczyliśmy go. Ja i Julia. Nie było to zbyt trudne. Myślał, że mnie może
zaufać. Widzisz, on myślał, że krew jest bardziej gęsta niż woda. Ale nie jest. Nie
zniósłbym, żeby taki człowiek nadal żył...
Czuła, że żołądek podszedł jej do gardła. Czy Cenobici ostrzą swe haki na
nią?
- Byłaś tak dzielna, Kirsty. Tak wiele ryzykowałaś przychodząc tu...
(Coś siedziało jej na ramieniu:
-  Oddaj mi swoją duszę .)
-... Pójdę na policję, kiedy poczuję się trochę lepiej. Spróbuję im to jakoś
wytłumaczyć...
- Ty go zabiłeś? - zapytała.
- Tak.
- Nie wierzę - wyszeptała.
- Wez ją na górę - powiedział Rory patrząc na Julię. - Pokaż jej.
- Chcesz zobaczyć? - zapytała Julia.
Kirsty skinęła głową i ruszyła za nią.
Na piętrze było cieplej niż na dole. Powietrze było jakby tłuste, jak parująca
woda po zmywaniu naczyń. Drzwi do pokoju Franka były uchylone. Na gołej
podłodze leżała kupa bandaży, spowijająca parujące jeszcze zwłoki. Szyja trupa
była roztrzaskana, głowa wyrwana z ramion. Od stóp do głowy pozbawiony był
skóry.
Kirsty odwróciła głowę z obrzydzeniem.
- I co? Zadowolona? - zapytała ją Julia.
Kirsty nie odpowiedziała, tylko wyszła z pokoju. Powietrze na jej ramieniu
kotłowało się.
(-  Przegrałaś - coś powiedziało jej wprost do ucha.
- Wiem - wymamrotała.)
Zaczął bić dzwon. Na nią, na pewno. Pośpieszyła w dół schodami, modląc się,
żeby jej nie zabrali, zanim nie dosięgnie drzwi. Jeśli mają jej wydrzeć serce, niech
Rory tego nie widzi. Niech zapamięta ją w dobrej formie: z uśmiechem na ustach,
a nie błaganiem.
Julia, idąc za nią, zapytała.
- Dokąd się śpieszysz?
Skoro nie było na to żadnej odpowiedzi, kontynuowała:
- Nie mów nic o tym nikomu - nalegała. -Jakoś sobie z tym poradzimy: ja i
Rory.
Jej głos odciągnął Rory'ego od drinka. Pojawił się na korytarzu. Rany zadane
przez Franka wyglądały znacznie poważniej niż Kirsty myślała. Twarz była
poorana w kilkunastu miejscach, a skóra na szyi - pofałdowana. Kiedy do niego
podeszła, chwycił ją za rękę.
- Julia ma rację - powiedział. - Pozwól nam złożyć meldunek, dobrze?
60
W tej chwili było wiele rzeczy, o których chciała mu powiedzieć, ale nie miała
na to czasu. Bicie dzwonów przybrało na sile w jej głowie. Ktoś zarzucił jej pętlę
na szyję i zaciskał z wolna.
- Jest już za pózno... - wyszeptała do Rory'ego i wzięła z powrotem rękę.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytał, kiedy szła do drzwi. - Nie odchodz,
Kirsty. Jeszcze nie odchodz. Powiedz mi, co cię dręczy.
Nie mogła powstrzymać się, żeby raz jeszcze nie rzucić na niego okiem w
nadziei, że sam odczyta z jej twarzy cały jej żal.
- Już w porządku - powiedziała słodko, mając nadzieję, że go tym uspokoi. -
Naprawdę.
Rory rozwarł szeroko ramiona:
- Chodz do tatusia - powiedział.
Nie zabrzmiało to naturalnie w jego ustach. Niektórzy chłopcy nigdy nie
dorastają, by być tatusiami, bez względu na to, ile dzieci mogą spłodzić.
Kirsty oparła się ręką o ścianę, żeby się uspokoić.
To nie był Rory. Ten, kto to mówił, nie był Rory'm. To był Frank. Nie
wiedziała jak, dlaczego, ale... to był Frank.
Czaszkę rozsadzał jej huk dzwonów, lecz starała się skupić myśli na tym
odkryciu. Rory uśmiechał się, wyciągając do niej ramiona. Mówił też coś, ale nie
była w stanie rozróżnić słów. Miękkie ciało jego twarzy nadawało słowom
brzmienie, ale dzwony zagłuszały wszystko. W efekcie była im za to wdzięczna.
Nie dała się zwieść pozorom.
- Wiem, kim jesteś... - powiedziała nagle, niepewna, czy jej słowa są słyszalne,
czy nie. Miała jednak pewność, że mówi prawdę. Ciało Rory'ego było na górze.
Spowite bandażami Franka. Ukradziona skóra była teraz nawleczona na ciało
jego brata. A małżeństwo zostało zerwane przelewem krwi. Tak! Tak było! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •