[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziewczyny, po czym ulokował na fotelu swoje ogromne cielsko i przykrył sobie nogi kocami. -
Kajuta pana Dahna jest za ciasna dla niego. Więc będzie spał w twojej. W pierwszej chwili Maria
popatrzyła na nich oszołomiona, potem oburzona, wreszcie potrząsnęła bezradnie głową i
uśmiechnęła się. Bruno pożegnał się i wyszedł. Kan Dahn obrócił przełącznik, przyciemniając blask
lampy stojącej przy łóżku, po czym przekręcił klosz tak, aby światło nie padało ani na twarz
dziewczyny, kiedy bęDzie spała, ani na niego. NastęPnie ujął dłoń Marii w swoją potężną łapę. -
Zpij spokojnie, maleńka. Nie zwracaj na mnie uwagi. - Nie zaśniesz na tym fotelu! - I bardzo dobrze.
Nie martw się. Odeśpię jutro w ciągu dnia. - Nie zamknąłeś drzwi. - Wiem. - Uśmiechnął się. -
Wiem, wiem. Po kilku minutach Maria zasnęła i tej nocy nikt, na własne szczęście, nie przyszedł
zakłócić jej snu. Rozdział szósty Przybycie statku do Genui, wyładunek wagonów i
sprzętów, oraz zejście na ląd pasażerów, odbyło się szybko, sprawnie i bez komplikacji. Wrinfield
całkiem wrócił do równowagi, znów był dawnym sobą, opanowanym i zaradnym; obserwując go, jak
nadzoruje wyładunek, trudno było uwierzyć, że zaledwie zeszłej nocy utracił bratanka, którego
kochał jak własnego syna. Ale Wrinfield był do szpiku kości człowiekiem cyrku; wiedział, że bez
względu na okoliczności nic nie może zakłócić planowanych występów.
Wagony połączono razem, po czym nieduża lokomotywa manerwowa przeciągnęła je na
dworzec przetokowy, niecałe dwa kilometry dalej, gdzie czekały już dodatkowe puste wagony oraz
zapasy żywności dla ludzi i zwierząt. Póznym popołudniem wszystko było gotowe do dalszej
podróży; skład podłączono do ogromnej włoskiej lokomotywy transportowej, która miała
przeciągnąć pociąg przez liczne góry znajdujące się na trasie. Zapadał zmierzch, kiedy ruszyli w
stronę Mediolanu. Europejskie tourn~ee, które obejmowało dziesięć krajów - trzy w Europie
Zachodniej i siedem we Wschodniej - okazało się czymś więcej niż artystycznym sukcesem; był to
po prostu jeden wielki triumfalny pochód. W miarę jak pełne zachwytu opinie docierały do
kolejnych miejsc leżących na trasie, artystów przyjmowano z coraz większym entuzjazmem; w końcu
doszło do tego, że czuli się niemal zażenowani uwielbieniem, z jakim stykali się na każdym kroku.
Chętnych do obejrzenia spektaklu było sześć razy więcej niż miejsc, mimo że cyrk występował w
przeogromych salach, niekiedy większych niż w Ameryce. W dużych miastach pociąg stawał na
bocznych torach daleko od centrum, zawsze jednak witały ich i żegnały rozentuzjazmowane tłumy
sporo liczniejsze od tych, jakie gromadzą się na międzynarodowych dworcach lotniczych, kiedy
przylatuje najmodniejszy zespół młodzieżowy lub drużyna piłki nożnej, która właśnie wywalczyła
puchar. Tesco Wrinfield świadomie zmusił się do tego, żeby nie wracać myślami do tragedii, jaka
go spotkała. Był w swoim żywiole. Pokonywanie różnych problemów organizacyjnych związanych
z występami w tylu
miastach sprawiało mu przyjemność. Znał Europę, zwłaszcza Europę Wschodnią, skąd
pochodzili jego czołowi artyści, nie gorzej niż występujący u niego Europejczycy, a na pewno
znacznie lepiej od wszystkich innych Amerykanów w zespole. Wiedział, że widzowie przychodzący
na spektakle są bardziej obeznani ze sztuką cyrkową i mają zarówno lepszy gust, jak i bardziej
krytyczne podejście, niż widzowie w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie; liczne recenzje w
gazetach, które nazywały jego dziecko, jego największą dumę i radość, najlepszym cyrkiem
wszechczasów, działały na niego jak wspaniały balsam; jeszcze większą satysfakcję, o ile to w ogóle
było możliwe, sprawiała mu tylko coraz częściej powtarzająca się opinia, iż on sam jest
najgenialniejszym dyrektorem cyrku na świecie. Również ta bardziej pragmatyczna strona całego
przedsięwzięcia rozwijała się po jego myśli: nabite sale powodowały tak duże zyski, że czytanie ksiąg
rachunkowych stało się cudowną lekturą, a przecież żaden dyrektor cyrku nie może być naprawdę
genialny, jeśli nie jest genialnym biznesmenem. W pewnym momencie zorientował się, że nawet
gdyby odbywał tę podróż bez pomocy finansowej rządu Stanów Zjednoczonych, to i tak, mimo
wysokich kosztów transportu w obie strony przez Atlantyk, zyski byłyby ogromne. Ale oczywiście
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Odnośniki
- Strona startowa
- MacLean Alistair WiedĹşma morska
- MacLean Alistair ZĹota wyspa
- Fred Saberhagen Lost Swords 08 Shieldbreakers story
- Lois McMaster Bujold 08 The Borders Of Infinity
- Delany Samuel Punkt Einsteina
- Rogers Shirley TeksaśÂski kochanek
- 0608. Hamilton Diana Prezent nie tylko śÂwić teczny
- Anthony, Piers Tarot 02 Vision of Tarot
- Robin Cook Dopuszczalne ryzyko
- Morgan Sarah Na krawćÂzi
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kfc.htw.pl