[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jestem tego pewien. Nie wpadnę już w łapy tych diabłów.
- Jeżeli będziesz, sir, ostrożniejszy, niż dotychczas.
- Zaręczam.
- Daj Boże. Słuchaj!
Za nim rozległy się głośne ryki.
- Dlaczego tak wrzeszczą? - zapytał Pers. - Chyba nie schwytali naszych towarzyszy?
- Nie. Towarzysze znajdują się przed nami. To ryk wściekłości Komanczów, którzy uświadomili
sobie, że nie będą w stanie oswobo-dzić wodza. Wrócili do obozu i zauważyli żeś pan zniknął i
ponadto zabrano im jednego z wojowników.
- Będą nas ścigać!
- Niech spróbują! Bądz pan zadowolony, że wyprawa moja się udała. Gdyby nie to, dziefi
dzisiejszy byłby ostatnim dniem twego życia.
- Sądzi pan naprawdę, że byli by mnie zamordowali?
- Bez litości.
- Okropni ludzie! U nas żyją także półdzikie ludy, przed którymi trzeba się mieć na baczności, ale
nie tak krwiożercze jak Indianie.
- Na podstawie doświadczenia twierdzę coś wręcz przeciwnego.
Jakże często na Wschodzie dybano na moje życie jedynie dlatego, że nie jestem muzułmaninem.
Tymczasem Indianin nie zna nienawiści na tle religijnym. Białych uważa za wrogów dlatego że
podkopująjego byt. Broni swych praw do życia, to wszystko.
- Cóż uczyniłem złego tym Komanczom?
- Przede wszystkim, należy pan do wrogiej Komanczom rasy białej.
Sprawa pana osobistego stosunku do tego zagadnienia nie interesuje ich wcale. Ponadto, podróżuje
pan po ich kraju, nie pytając wcale, czy im się to podoba.
- Cóż mogą mieć przeciw temu?
- Odpowiem pytaniem: czy mógłbym podróżować po Persji tak, jak pan tutaj?
- Oczywiście!
- Naprawdę? Wolno by mi było obozować i sypiać, gdzie mi się podoba? Mógłbym swobodnie
polować? Wolno by mi było zabierać żywność prawowitym mieszkańcom kraju i nie słyszał
bym ani jednego słowa protestu?
- Hm!
- Tak, hm! Czy na waszej granicy każdy szejk nie żąda okupu od podróżnego, który chce się dostać
do kraju?
- Racja.
- A gdyby zażądał tego któryś z tutejszych wodzów, dostałby kulkę w łeb. Był czas, gdy milionowe
rzesze czerwonych panowały nad całą częścią świata. Z tych milionów została nędzna garstka,
pędzona z miejsca na miejsce. Ktoś więc jest okrutnikiem - czerwoni czy biali? Pers milczał. Za
to przywiązany do mego strzemienia Indianin 134 szczepu Komanczów zawołał:
- Uff,uff! I to mówi Old Shatterhand mimo że jest bladą twarzą!
- Zawsze to mówiłem.
- W takim razie jesteś prawdziwych przyjacielem wszystkich czer-wonych mężów!
- Tak. Moglibyście już przestać ścigać mnie i moich towarzyszy.
- Powie~ziałbym to moim wojownikom, ale nie wiem, czy mi wolno do nich powrócić. Czy Old
Shatterhand puści mnie wolno?
- Owszem. Będziesz obecny przy mojej rozmowie z wodzem. Po ukończeniu jej odzyskasz
wolność i będziesz mógł powtórzyć wojow-nikom Komanczów, co powiedziałem To-kej-
chunowi. Tymczasem dotarliśmy w pobliże miejsca, w którym zostawiłem towarzyszy. Na
otwartej prerii panowała głucha noc. Gwizdnąłem; po chwili odpowiedziano mi, co wskazywało,
że nie zboczyłem z drogi. Rozległ się głos Jima.
- Halloo, sir! Tyś to gwizdnął przed chwilą?
- Ja.
- Czy, czy ... ach, ależ widzę trzy osoby zamiast jednej! Czy mister Dżafar ...
- Jestem wolny - przerwał Pers, zeskakując z konia.- Mister Shat-terhand oswobodził mnie!
- Więc znowu się udało! Kimże jest ten trzeci gentleman? Ależ to przechodzi wszelkie
oczekiwania! Nie sądzisz, stary Timie?
- Yes - potwierdził brat i łamiąc zasadę milczenia dorzucił: - przyznaję, że rozum mój zaczyna się
pod wpływem tego zdarzenia ulatniać.
- Rozum ci się ulatnia? Wypraszam to sobie stanowczo! Dziękuję za brata, pozbawionego rozumu.
To by dla mnie wcale nie było rozkoszą!
Zsiadłem z konia. Gdy To-kej-chun ujrzał, że sprowadziłem jako jeńca jednego z Komanczów,
rzucił tylko ponure:
- U~!
135
Na zapytanie towarzyszy, w jaki sposób oswobodziłem Dżafara, odparłem:
- Odłóżmy to na pózniej. Gdy będę miał wolną chwilę, dowiecie się o wszystkim. Przede [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •