[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Skinęła głową, urażona wymianą zdań między braćmi,
którzy rozmawiali tak, jakby była powietrzem. Zresztą czy
mogła oczekiwać innego traktowania? Została przecież
zatrudniona. Była żoną do wynajęcia.
- Przestań się dąsać, Cara. To ci tylko dodaje uroku.
- UÅ›miech zÅ‚agodziÅ‚ ostre rysy. - Kiedy zaciskasz te zmy­
słowe usta, odczuwam pokusę, żeby cię pocałować.
Westchnęła gwałtownie i oniemiała. Ona się dąsa? Ma
zmysłowe usta? Chciałby ją pocałować?
Czemu powiedział do niej: Cara? To włoskie słowo
znaczyÅ‚o: kochana. MusnÄ…Å‚ palcem jej podbródek. Odru­
chowo zacisnęła rozchylone wargi.
- Idz już.
Z powolnym namysłem pogłaskał ją po policzku. Nagle
uświadomiła sobie, że za tydzień spocznie obok niego,
a on będzie ją całować, jej dotykać. Jak to przeżyje, skoro
pod wpływem łagodnej pieszczoty drży jak liść?
- Czekasz na pocałunek? - Uniósł brwi, bo nie ruszyła
się z miejsca. Postąpiła krok w tył i zakryła usta ręką,
zdradzając, że odczytał jej myśli.
- Nie! - krzyknęła.
- W takim razie do widzenia, Caroline.
- Do zobaczenia, Magnusie.
Nim dotarła do drzwi, usłyszała jeszcze:
- Caroline.
- SÅ‚ucham, Magnusie.
- Gdy bÄ™dziesz wybierać sukniÄ™, postaraj siÄ™, żeby ro­
biła wrażenie i nie zważaj na koszt. Powinna być godna
ciebie.
SpojrzaÅ‚a na niego przez ramiÄ™. StaÅ‚ na szeroko rozsta­
wionych nogach, ręce splótł za plecami i wyglądał jak za-
dufany w sobie arystokrata.
- Chodzi mi o to, że ślubny strój ma być odpowiedni
dla hrabiny Rutherford.
ROZDZIAA PITY
- Co pani sądzi o moim bracie? - zapytał David, gdy
jechali wyboistÄ… drogÄ… w stronÄ™ wsi.
- Uroczy człowiek - odparła Caroline.
- Naprawdę? Domyślam się, że Magnus sięgnął po
słynny urok Eddingtonów. Nie posługiwał się nim od lat.
Zwykle jest posępny, chyba że wpadnie mu w oko jakaś
ślicznotka. Wtedy bywa nieustępliwy. - Zreflektował się
i rzucił jej przepraszające spojrzenie. - Przepraszam, nie
pora na takie uwagi. Szczerze mówiÄ…c, ten urok Edding­
tonów zawdzięczamy matce, a więc to raczej właściwość
Coulterów. Matka wiedziała, jak owinąć sobie człowieka
wokół palca. KrÄ™ciÅ‚o siÄ™ wokół niej mnóstwo zakocha­
nych darmozjadów. Nie byÅ‚o w tym nic zdrożnego. Ota­
czało ją powszechne uwielbienie, a ona przyjmowała je
jako rzecz najnaturalniejszą pod słońcem.
- Co na to pański ojciec?
- Przymykał oczy. Sam był pod jej urokiem.
- Sądzę, że i pan odziedziczył tę cechę po matce.
- Jaka pani miÅ‚a! ProszÄ™ mi o sobie opowiedzieć. Mie­
szka pani w Londynie?
- Tak, od urodzenia. - Caroline uznała, że powinna się
mieć na baczności. Nie można wykluczyć, że ta pogawęd-
ka jest pretekstem, by przez wzgląd na Magnusa wziąć ją
na spytki.
- Bardzo lubiÄ™ to miasto. Tyle siÄ™ tam dzieje. Czemu
się dotychczas nie spotkaliśmy?
- Przed laty bywaÅ‚am w towarzystwie przez dwa se­
zony. Po śmierci ojca zaczęłam pracować w księgarni.
- Czemu nie zostaÅ‚a pani damÄ… do towarzystwa u bo­
gatej staruszki? Wiem, uroda jest poważną przeszkodą. Na
guwernantkÄ™ też siÄ™ pani nie nadaje. Czy jakaÅ› żona chcia­
łaby mieć pod swoim dachem prawdziwą piękność? To
okropne! Przeze mnie siÄ™ pani rumieni.
Istotnie paliły ją policzki i uszy.
- Szczerze mówiąc, przyjęłam posadę w księgarni, bo
chciałam nadal mieszkać z rodziną.
- Naprawdę? - wypytywał z ciekawością,
- Matka bardzo mnie potrzebuje.
- Rozumiem. - Uznał temat za wyczerpany, a może
poczucie taktu nie pozwoliÅ‚o mu kontynuować rozmo­
wy. NastÄ™pne pytanie byÅ‚o jednak jeszcze bardziej krÄ™pu­
jÄ…ce.
- Lubi pani dzieci, panno Wembly? - ZamrugaÅ‚a za­
kłopotana, a David zachichotał. - Pytam, bo to istotne dla
mego bratanka. Albo bratanicy. Magnus nie znosi dziecia-
pani nad tym zastanawiała. Jest pani
ków. Zapewne się
zgorszona? Raczej nie, mam przecież do czynienia z silną
i rozsÄ…dnÄ… kobietÄ…, prawda?
- Magnus nie lubi dzieci? - upewniła się.
- ProszÄ™ go nie uważać za czÅ‚owieka bez serca. Po pro­
stu nie przepada za ich towarzystwem. Mnie siÄ™ bardzo
podoba dziecięcy sposób myślenia. Niezwykłe, że te istoty
mówią, co myślą i nazywają rzeczy po imieniu. To mi się
podoba.
- Dzieci są uczciwe - przyznała Caroline.
- Słuszna uwaga. Proszę się nie obawiać, Magnus to
zacny czÅ‚owiek i na pewno wypeÅ‚ni z nawiÄ…zkÄ… swoje po­
winności wobec pani i dziecka.
- Sam mnie o tym zapewnił. - Nie wspomniała
o umowie.
- Magnus dotrzymuje słowa.
Zmienili temat na przyjemniejszy i ani siÄ™ obejrzeli,
gdy powóz stanął przed zajazdem. David wyskoczył
i usłużnie podał rękę wysiadającej Caroline.
- Czy mogę odprowadzić panią do pokoju?
- DziÄ™kujÄ™ panu, sama znajdÄ™ drogÄ™. DziÄ™ki za towa­
rzystwo, to była urocza przejażdżka. Mam nadzieję, że
wkrótce się zobaczymy.
- Oczywiście, panno Wembly, przyjadę na ślub. - Ujął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •