[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cić okiem na drugi koniec pokoju i ujrzeć tam
swojÄ… maÅ‚Ä… niewinnÄ… czarodziejkÄ™ w jedynej wy­
twornej czarnej sukience, jaką miała; że pamięta,
z jakÄ… ufnoÅ›ciÄ… dÅ‚oÅ„ Laury w rÄ™kawiczce spoczy­
waÅ‚a w zagiÄ™ciu jego Å‚okcia; i jak surowo Laura in­
struowała go, że nie można się targować o cenę,
gdy się kupuje rzeczy mające długo nam służyć,
i że jedno pudełko cementu to za mało, by wy-
160
pełnić wszystkie pęknięcia na ścianie; i jaka była
wÅ›ciekÅ‚a, uczÄ…c siÄ™ taÅ„czyć tango przy taÅ›mie wi­
deo, że nie dała rady tego tańca jego nauczyć. Ach,
Lauro... Lauro...
Elliott nie mógÅ‚ jednak przewidzieć, i nie docie­
raÅ‚o to do niego przez dÅ‚ugie dnie, kiedy byÅ‚ za­
biegany, załatwiając sprawy z pogrzebem, i gdy
przyjaciele naznosili do domu mnóstwo różnego
jedzenia, iż przyjdzie pora, że godziny bÄ™dÄ… siÄ™ to­
czyÅ‚y w zwolnionym tempie, a uciekajÄ…ce sekun­
dy i minuty zostaną ujarzmione. Nie wiedział, że
czas może zmienić swój charakter, a jego życie ro­
dzinne z gwałtownego galopu przejdzie w ponury
marsz. Sekundy przeciÄ…gnÄ… siÄ™ w tygodnie, tygo­
dnie w wieki i tak będzie przez wiele najbliższych
miesiÄ™cy. PatrzÄ…c na kalendarz, zdziwi siÄ™, że ciÄ…g­
le jeszcze jest luty, a jego tragedia  ciężar, który
zmuszony był wziąć na swoje barki i wszędzie
ze sobą nosić  nie staje się mniej dotkliwa. I nie
ma mowy o tym, by móc cokolwiek przyśpieszyć
161
lub siÄ™ od tego ciężaru zdystansować. To on dyk­
towaÅ‚ warunki i okreÅ›laÅ‚, jak dÅ‚ugo majÄ… obowiÄ…­
zywać.
Chociaż Elliott rozumiaÅ‚, że trzeba unikać wer­
towania rodzinnych albumów, nie byÅ‚ w stanie po­
wstrzymać przewracania kart w ksiÄ™dze znajdujÄ…­
cej się w jego głowie. Była to księga straconych
chwil, chwil, jakie nieopatrznie zaprzepaÅ›ciÅ‚, wie­
rzÄ…c, że bÄ™dÄ… siÄ™ nieustannie powtarzać. Na przy­
kÅ‚ad noce, gdy zmÄ™czeni mÅ‚odzi rodzice poprze­
stawali na poklepaniu się po plecach, zamiast paść
sobie w objęcia. Odwracali się do siebie tyłem 
tak, tak, tyłem!  i niemal natychmiast zasypiali
w przekonaniu, graniczÄ…cym z absolutnÄ… pewno­
ścią, że każde z nich będzie miało następną szansę
już nazajutrz albo w sobotÄ™ rano. Tymczasem rzÄ…­
dzący nimi obojętny los zwinął te wszystkie szanse
w byle jaką kulę i rzucił ją hen daleko, zbyt daleko,
by Elliott mógł po nią sięgnąć...
Widząc, że Miranda porusza wargami, Elliott
162
zmusił się, by wrócić do terazniejszości i tego, co
się działo w pokoju.
 Wybacz, Mirando, że nie uważaÅ‚em, bÅ‚Ä…dzi­
łem gdzieś myślami  przepraszał.  Czy możesz
mi powtórzyć, co przed chwilą powiedziałaś?
 KochaÅ‚am moje dzieci  wydukaÅ‚a niepew­
nym głosem.  Chcę, żebyś to wiedział: kochałam
je. Ale obie z siostrÄ… pochodzimy z rodziny, gdzie
nikt się nad dziećmi nie rozczulał: rodzice nie
obejmowali nas i nie całowali tylko dlatego, że się
któraÅ› znalazÅ‚a pod rÄ™kÄ…. Co innego mój mąż, Ste­
phen senior. Jego rodzice nie szczÄ™dzili mu czu­
łości ani pieszczot. Zresztą podobnie postępowała
twoja matka, Elliotcie.
PomyÅ›laÅ‚ przez chwilÄ™ o matce, o niedbaÅ‚ym ge­
ście, jakim mierzwiła mu włosy, i jej ulubionym
zwyczaju masowania mu karku. KiedyÅ› okropnie
go to denerwowało, a teraz za tym tęsknił.
 Nie wiem doprawdy, jak miaÅ‚abym siÄ™ zmie­
nić  głośno zastanawiała się Miranda.
163
Elliott głęboko westchnął.
 Jeśli o mnie chodzi, to masz czas, Mirando,
ale chyba wiesz, co sądzi Laura: że jej nie kochasz
i nie jesteś z niej dumna. Uważa, że dumna jesteś
z Angeli, a kochasz tylko Suzanne.
 To absurd!  krótko skwitowała jego słowa
i zamyśliwszy się, zaplatała włosy Amelii.
 Wiem, że to straszne, co ci powiem, ale czy
nie mogÅ‚abyÅ› teraz, póki Laura jest jeszcze w sta­
nie ciÄ™ zrozumieć, wytÅ‚umaczyć jej, jak jest na­
prawdÄ™? Zrób to dla wÅ‚asnego dobra... Ona na­
prawdę nie ma pojęcia, dlaczego jej siostry i brat
tak się do siebie zbliżyli.
Odpowiedz, jakiej mu wtedy Miranda udzieliła,
przypomniała się Elliottowi po latach w dość
szczególnej sytuacji. Gonił w holu Annie z taką
wÅ›ciekÅ‚oÅ›ciÄ… że wpadÅ‚ na umieszczonÄ… nad zsy­
pem pÅ‚ytÄ™ gipsowo-kartonowÄ…. Niewiele brako­
wało, by złamał sobie nos; ślad, jaki mu po tym
wypadku pozostał, był jeszcze długo widoczny.
164
A wszystko dlatego, że zabroniÅ‚ Annie wychodze­
nia z domu. Wtedy ona  odszczekujÄ…c siÄ™  ka­
zała mu zamknąć papę. Sprawa poszła o to, że El-
liott przyłapał Annie, gdy o północy wypuściła
Rory z domu, by się mogła w altanie spotkać
z chłopcami.
Od tej pory minęło sporo czasu. Któregoś dnia
Elliott zwierzyÅ‚ siÄ™ Mirandzie, że podczas ich pa­
miÄ™tnej rozmowy w szpitalu nie zdawaÅ‚ sobie spra­
wy, jak ciężkie czekają go chwile. Nie wiedział, że
jego przyjaznie będą się osłabiały, gasły, aż się
w końcu całkiem wykruszą. Siedzieli przy kawie,
którą nauczył się parzyć i doszedł w tym nawet do
pewnej perfekcji. Speszony, przepraszał Mirandę
za ówczesne mądrzenie się. Za wyrażoną wtedy
histeryczną i arogancką sugestię, żeby ogrodziła
teren wokół swojej willi i postawiła tam domki
dla rodziny. Miranda mu oznajmiÅ‚a w sposób po­
wściągliwy i pełen wyrozumiałości, że pomysł na
przybudówkę, o którą po śmierci Laury posze-
165
rzyła swoją małą willę, nie był dziełem przypadku,
ale zrodził się z jego sugestii. Przyznała też Elliot-
towi, że mimo wielu popełnionych przez niego
błędów udało mu się osiągnąć coś, na co ona się
nigdy nie zdobyÅ‚a: zjednaÅ‚ sobie córki oraz spra­
wił, że się do siebie zbliżyły i nie tylko darzyły się
wzajemną miłością ale także ciągle ją okazywały.
Elliott przypomniał sobie, co Miranda - broniąc
się przed jego atakami  wówczas mu powiedziała.
 Chyba się bałam  oświadczyła  żeby się
moje dzieci ode mnie nie odwróciły, bo zawsze
bardziej lubiły ojca... A poza tym one miały siebie
nawzajem, i tak właśnie być powinno. Tak ma być,
Elliotcie: dzieci przeciwko nam.
To jakże życiowe stwierdzenie okazaÅ‚o siÄ™ naj­
lepszÄ… radÄ… jakÄ… ktokolwiek i kiedykolwiek mu
udzielił. Dzięki temu mógł także wyjść obronną
ręką z impasu, który przeżył, gdy obie: Annie i Ro-
ry, skonstatowały, iż wolałyby, aby to on umarł,
a nie ich matka...
166
Ale tamtego tragicznego wieczoru, gdy ani Mi­
randa, ani Elliott nie mogli siÄ™ wycofać ze spotka­
nia, z ulgą stwierdzili, że otwiera się szansa na
zmianę tematu rozmowy; usłyszeli czyjeś szybkie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •