[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Uśmiechnął się krzywo i nic nie odpowiedział. Znowu wszedłem na pierwsze piętro. Nie
słyszałem stukotu bilardowych kul, więc zapukałem do pokoju Simoneta. Nikt się nie odezwał.
Zza drzwi obok dobiegały niewyrazne głosy, więc zapukałem. Simoneta nie było tam również.
Przy stole siedzieli du Barnstockre z Olafem i grali w karty. Byli niesłychanie przejęci.
Przeprosiłem i zamknąłem drzwi. Trudno, zagram sam ze sobą. Szczerze mówiąc nie robi mi
to żadnej różnicy. Skierowałem się w stronę sali bilardowej i po drodze przeżyłem niewielki
szok. Po schodach ze strychu, podtrzymując dwoma palcami wytworną suknię, schodziła pani
Moses. Kiedy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się niezwykle czarująco.
 Pani również się opalała?  palnąłem speszony.
 Opalałam się? Cóż za dziwaczny pomysł!  pani Moses zbliżyła się do mnie.  Jakie
zdumiewające przypuszczenia przychodzą panu do głowy, inspektorze!
 Niech mnie pani nie nazywa inspektorem  poprosiłem.  Tak mi już to obrzydło...
 U-wiel-biam policję  oznajmiła pani Moses wznosząc do góry przepiękne oczy. 
Uwielbiam tych śmiałków, tych bohaterów. Pan wszak jest śmiałkiem, nieprawdaż?
I wyszło tak jakoś, samo przez się, że zaproponowałem jej ramię i razem poszliśmy do sali
bilardowej. Ramię pani Moses było białe, twarde i zdumiewająco zimne.
 Droga pani  powiedziałem  przecież pani strasznie zmarzła.
 Ani troszeczkę, inspektorze  odpowiedziała i nagle przypomniała sobie:  Pan wybaczy,
ale jak mam w takim razie pana nazywać?
 A może Peter?  zaproponowałem.
 To byłoby cudowne. Miałam kiedyś przyjaciela, był to baron Peter von Gottesknecht. Pan
go nie zna? Jednakże w takim razie będzie pan musiał mówić do mnie: Olga. A co będzie, jeżeli
usłyszy Moses?
Przeszliśmy przez jadalnię i znalezliśmy się w sali bilardowej. Odkryliśmy tam Simoneta.
Nie wiadomo dlaczego leżał na podłodze w płytkiej, ale szerokiej niszy. Włosy miał potargane,
a twarz nabiegła mu krwią.
 Simon!  zawołała pani Moses i przyłożyła dłonie do policzków.  Co się z panem dzieje?
Simonet zaklekotał w odpowiedzi i wpierając się rękami i nogami w brzegi niszy
powędrował w górę do sufitu.
 Boże, pan się zabije!  krzyknęła pani Moses.
 Doprawdy, Simonet  powiedziałem z irytacją.  Skręci pan sobie kark.
Jednakże figlarz nie zamierzał ani zabijać się, ani skręcać karku. Dotarł do sufitu, powisiał
tam przez chwilę czerwieniejąc coraz gwałtowniej, potem miękko zeskoczył na podłogę
i zasalutował. Pani Moses zaklaskała w dłonie.
 Pan jest cudowny, Simon  powiedziała.  Zupełnie jak mucha.
 No cóż, inspektorze  powiedział lekko zadyszany Simonet  zmierzymy się na cześć
pięknej damy?  Porwał kij i zrobił wypad posługując się kijem jak szpadą.  Wyzywam pana,
inspektorze Glebsky!
Z tymi słowami odwrócił się do stołu bilardowego i z takim stukotem zasadził ósemkę w róg
przez cały stół, że mi w oczach pociemniało. Jednakże nie sposób było się cofnąć. Ponuro
wziąłem kij.
 Walczcie, panowie, walczcie  powiedziała pani Moses.  Piękna dama zostawia nagrodę
dla zwycięzcy.  Rzuciła na środek stołu koronkową chusteczkę.  A ja zmuszona jestem
pożegnać panów.  Posłała nam pocałunek i wyszła.
 Diabelnie pociągająca kobieta  oświadczył Simonet.  Można oszaleć  zaczepił kijem
chusteczkę, zanurzył nos w koronki i wzniósł oczy do nieba.  Cudo! Pan również nie ma do
zanotowania żadnych sukcesów, inspektorze?
 Niech mi się pan bardziej plącze pod nogami  powiedziałem posępnie, zbierając bile
w piramidkę.  Kto pana prosił, żeby pan tu sterczał?
 A dlaczego pan, kapuściana głowo, przyprowadził ją do sali bilardowej?  nie bez racji
zapytał Simonet rozbijając piramidkę.
 Nie mogłem przecież prowadzić jej do bufetu...  burknąłem i ruszyłem wzdłuż stołu
szukając jakiejś łatwej bili.
 Niech no pan spojrzy  powiedział Simonet. Stał przy oknie i spoglądał gdzieś w bok. 
Jakiś kretyn siedzi na dachu... Pardon! Dwóch kretynów! Jeden stoi i w pierwszej chwili zdawało
mi się, że to komin.
 To Hincus  burknąłem przymierzając się do uderzenia.
 Hincus to taki malutki facet, który bez przerwy zrzędzi  powiedział Simonet. 
Nieprzyjemna postać. Olaf to co innego. Prawdziwy potomek starodawnych konungów,
oświadczam to panu, inspektorze Glebsky.
Wreszcie uderzyłem. I chybiłem. To było bardzo łatwe, a ja chybiłem. Obejrzałem koniec
kija, pomacałem kapkę. Kapka była w porządku.
 Niech pan się tak nie przygląda  podchodząc do stołu powiedział Simonet.  Nic pana nie
usprawiedliwia.
Uderzył. Potem jeszcze raz. Ostro, z trzaskiem i stukotem. Jęknąłem i podszedłem do okna, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •