[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jej nie prosił na rozmowę, oznaczałoby to, że nie warto jej zatrudniać.
Gdyby powiedziała, że bardzo dużo, tym bardziej.
- Proszę przyjść koło wpół do szóstej i wtedy porozmawiamy,
dobrze?
- Zwietnie. Dziękuję.
Pożegnałam się i odłożyłam słuchawkę. Mogłam sobie
wyobrazić, jak biegnie do rodziców i krzyczy, że została zaproszona
na rozmowę o pracy. Potem matka szybko pomaga jej przeprać i
uprasować najlepszą bluzkę i spódnicę, oraz pyta:  A co powiesz, jak
spytają o..."
W gruncie rzeczy dobrze się bawiłam. Może nie miałam racji, jak
chodzi o kierowanie ludzmi? Wyglądało na to, że prędko bym się
przyzwyczaiła. Oczywiście, władza demoralizuje, a władza absolutna
demoralizuje absolutnie, powinnam zatem uważać.
Zakręciłam się w dużym, wygodnym i drogim obrotowym fotelu
szefowej i zapaliłam papierosa w biurze, w którym nikomu oprócz
szefowej nie wolno było palić.
Rozdział 34
Zaczęliśmy naradę o czwartej, a już dwadzieścia po piątej
byliśmy wykończeni. Kevin i Barbara mieli parę znakomitych
pomysłów, które omówiliśmy, przedyskutowaliśmy plan kolejnych
działań, a pózniej powiedziałam, żeby poszli do domu i dobrze się
wyspali, bo reszta tygodnia będzie mordercza. Poprosiłam też
Barbarę, aby następnego dnia przyszła jak najwcześniej, ponieważ
będziemy przestawiać biurka.
Moja potencjalna pracownica przyszła punktualnie o wpół do
szóstej. Była młoda, dość ładna i - w moich oczach -
niewiarygodnie chuda. Nacisnęłam guzik domofonu, a kiedy weszła,
zaprosiłam ją do gabinetu.
Byłam ubawiona całą tą sytuacją. Pamiętałam jeszcze moje
pierwsze rozmowy kwalifikacyjne, kiedy potwornie się bałam i
uważałam osobę, która ze mną rozmawiała, za kogoś w rodzaju
kanibala.
- Jennifer - zaczęłam. - Twoje CV jest trochę nieaktualne. Nie
masz może aktualniejszej wersji?
- Nie, przepraszam - odparła, rumieniąc się.
- Nie szkodzi. W końcu nie dałam ci zbyt wiele czasu. -
Udawałam, że czytam jej życiorys i gorączkowo zastanawiałam się, o
co by ją zapytać. - Widzę, że nie masz doświadczenia jako
recepcjonistka. Myślisz, że dałabyś sobie radę?
- Ja się szybko uczę, proszę pani;
- Dobrze. Po pierwsze nie  pani", tylko Susan. Po drugie,
wyobraz sobie, że rozmawiasz ze mną przez telefon. - Postuka - łam
ołówkiem w aparat. - Odbierz.
Przyłożyła słuchawkę do ucha.
- Halo.
- Jeszcze raz. Zawsze musisz zacząć od  Dzień dobry,
Ostateczne Rozwiązania Biurowe". W niektórych firmach żądają
także, żeby się przedstawiać, ale uważam, że to nie jest konieczne.
Jeszcze raz przećwiczyłyśmy odbieranie telefonu.
- Dobry wieczór, Ostateczne Rozwiązania Biurowe. W czym
mogę pomóc? - powiedziała Jennifer.
- Chciałabym rozmawiać z Susan Peny. Prawie jej się udało.
- Proszę chwileczkę zaczekać - powiedziała i spojrzała na
mnie. - Jesteś?
- Nie wiem. To zależy dla kogo.
Zaczęłyśmy jeszcze raz i tym razem poszło jej dobrze. Doszłam
do wniosku, że być może Jennifer jest młoda, naiwna i
niedoświadczona, ale mimo wszystko przyjmę ją na okres próbny. Z
nadzieją, że czegoś nie schrzani. Co, oczywiście, byłoby moją winą.
Oprowadziłam japo biurze i w skrócie powiedziałam, jak pracują
najważniejsze urządzenia. Przyłapała mnie, bo spytała, jak się
przeprowadza rozmowę konferencyjną. Nie miałam pojęcia,
powiedziałam więc, że tak samo, jak w większości systemów
telefonicznych, ale zapisałam sobie w pamięci, żeby Barbara jej
wyjaśniła.
Wróciłyśmy do gabinetu, wytłumaczyłam jej parę naszych
wewnętrznych zasad, podałam godziny pracy i wolne dni oraz
powiedziałam, ile będzie zarabiać. Właściwie była to dość żałosna
suma, większa jednak niż zasiłek dla bezrobotnych. I zapytałam, kiedy
mogłaby zacząć.
- To znaczy, że dostałam tę pracę?
- Jeśli chcesz.
- Czy w poniedziałek nie będzie za wcześnie?
- A może jutro o dziewiątej? - zaproponowałam. - Zwykle
dostajemy pensję w ostami piątek miesiąca, który akurat minął, ale
jeśli przyjdziesz jutro do pracy, zapłacę ci w ten piątek za dwa dni.
- Muszę to zgłosić w urzędzie zatrudnienia.
- Nie ma problemu. Powiedz mi, kiedy musisz tam pójść.
Wróciłam do domu w dobrym humorze, bardzo z siebie
zadowolona. Rozwiązałam problemy Kevina i Barbary, załatwiłam
przynajmniej kilka dni pracy dla Neila Forsythe'a, zatrudniłam kogoś
nowego i dostałam list z kwiatami od J. Niezle, moja pani. Całkiem
niezle.
Rozdział 35
Czwartek był straszny, ale nie w stylu:  O Boże, to mi się na
pewno nie uda i mnie wywalaj nie mam pojęcia, co robić i nikt mnie
nie lubi", do czego byłam przyzwyczajona. Po prostu ciężko
pracowałam od chwili, kiedy przyszłam do pracy, do momentu, gdy
Sam zadzwonił, żeby powiedzieć, że jest w budce telefonicznej w
Ranelagh i gdzie się, u diabła, podziewam.
To było naprawdę głupie pytanie - w końcu zadzwonił do mnie
do pracy i odebrałam telefon, więc niby gdzie miałam być? - ale nic
nie powiedziałam, bo tym razem to ja byłam winna.
- O cholera, przepraszam. Mamy dużo pracy. Posłuchaj, zaraz
kończę. Może przyjdziesz po mnie?
Zgodził się i powiedziałam mu, jak trafić. Mówiłam mu to już,
kiedy miał przyjść po mnie w zeszły piątek, jednak Sam pamięta tytuł
każdego filmu, jaki kiedykolwiek widział, kto w nim grał i kto
reżyserował, ale gdyby go spytać, co jadł na lunch, nie byłby w stanie
sobie przypomnieć.
Wyszłam z gabinetu. Wysłałam Jennifer do domu o piątej, bo w
końcu to był jej pierwszy dzień, a już o trzeciej była wykończona.
Poza tym po piątej mało kto dzwonił. Co najwyżej zirytowani faceci,
którzy bezskutecznie dzwonili do drzwi swych kobiet.
Kevin, Danny i Barbara wciąż pracowali. W ciągu dnia
przerobiliśmy wiele tematów i nasz pomysł powoli nabierał kształtów.
Najważniejszą rzeczą jaka nam pozostała, było obdzwonienie
wszystkich naszych klientów - przynajmniej tych zaprzyjaznionych
- i poproszenie ich o wypowiedzi na temat naszej genialnej pracy. W
zamian też mieliby reklamę. Następnego dnia Neil Forsythe miał
przyjść do biura i powiedzieć nam o swoich postępach.
- Jest piętnaście po siódmej - powiedziałam. - Nie ma się co
zabijać. Idzcie do domu.
- Chętnie - odparł Kevin. - Umieram z głodu.
- Ja też - dodała Barbara. - Hej, a ty jesteś chyba umówiona z
Samem?
- Nie zorientowałam się, że jest już tak pózno. To on dzwonił
przed chwilą. Przyjdzie po mnie.
Uśmiechnęła się.
- Mnie się właściwie nigdzie nie spieszy. Możemy razem pójść
coś zjeść, a potem wpaść do pubu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •