[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przedostawały się do Londynu.
Roger Anstruther był brutalnie szczery.
- Starzy przyjaciele, tacy jak ja, będą zachwyceni, mogąc
się z tobą spotkać, ale panie nie zaakceptują cię.
Lord Damien uniósł brwi.
- Panie?
- Cóż, na przykład moja żona. Mógłbym się uprzeć i
zaprosić cię na kolację, ale nie przedstawiłaby cię swoim
przyjaciółkom. Jesteś tabu, kolego! Jakkolwiek było, uciekłeś
z żoną lorda porucznika.
- Dawno temu - zauważył Virgil.
- Nie dość dawno, by zapomniały o tym co starsze damy.
Poza tym markiz jest teraz ważniejszy niż kiedykolwiek
przedtem. Przewodzi rządowemu lobby w Izbie Lordów i
jestem przekonany, że póki żyje, nie masz najmniejszej szansy
na powrót do towarzystwa.
Lord Damien doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co
oznacza ostracyzm towarzyski. Spotkał się z nim już we
Włoszech, gdzie najlepsze rodziny nie chciały przyjmować ani
jego, ani Phenice. W Paryżu i w Wenecji tylko pieczeniarze,
którzy poszliby na każde przyjęcie, bez względu na to, kto je
wydawał, i ludzie z kosmopolitycznego półświatka
przyjmowali jego zaproszenia.
Dowiedziawszy się, czego się może spodziewać, Virgil
opuścił Londyn.
Mijając żelazne bramy Lynmouth, pomyślał, że markiz
obmyślił zemstę o wiele subtelniejszą i skuteczniejszą niż
pojedynek.
Wjeżdżając do Barons' Hall, wkraczał w świat przeszłości,
ale dla niego ta przeszłość była terazniejszością i
najprawdopodobniej miała się stać także przyszłością. Phenice
umarła, lecz on wciąż był jej więzniem, i wydawało się, że
nigdy się od niej nie uwolni. Oto była kara, cena, jaką musiał
zapłacić za wyrządzone zło!
Leżąc w łóżku swojego ojca, pierwszej nocy po
przyjezdzie do Barons' Hall, myślał, że im szybciej umrze,
tym lepiej.
Rankiem starał się odegnać od siebie te ponure i, jak
doskonale wiedział, trochę histeryczne myśli. Mimo to,
spacerując po ogromnym, wspaniałym domu, który nie
zmienił się od czasów, gdy był dzieckiem, czuł się, jakby go
zdradził, tak jak zdradził swojego ojca.
Nie próbował znalezć wymówek czy zrzucać winy na
Phenice. Po prostu z cynizmem stwierdził, że musiałby być
herosem, by mając dziewiętnaście lat, oprzeć się pożądaniu.
Z drugiej jednak strony wychowanie, jakie otrzymał,
powinno dać mu dość samokontroli, aby zdawał sobie sprawę,
że chociaż Phenice zapanowała nad jego ciałem, to jakaś
cząstka jego jestestwa nadal należy do Barons' Hall i
dziedzictwa Damienów.
Spojrzał na portret ojca. Hrabia był na nim ogromnie do
siebie podobny. Wydał się Virgilowi surowy i pełen
rozczarowania. Tak musiał zapewne wyglądać, gdy myślał o
swym jedynym synu.
Przebacz mi! - powiedział w duchu Virgil.
Następnego dnia, zmęczony spacerami po ogrodzie, kazał
przygotować sobie konia. Pojechał do parku i odległych
obszarów posiadłości.
Nie potrafił się zmusić, by odwiedzić chłopów. Na ich
twarzach zobaczyłby potępienie. Nie bywał w ich domach od
lat, a oni wiedzieli, dlaczego. Mówiliby o nim, pokazywali go
sobie palcami. Nie mógłby spojrzeć im w oczy.
Jezdził przez cały dzień, dzięki czemu spał lepiej niż
poprzedniej nocy. Po raz pierwszy jego ciało i dusza,
zmienione przez nieznośne męczarnie w pole walki, zaznały
odrobiny spokoju.
Musi zdecydować, co powinien zrobić. Czy ma zostać, czy
wyjechać? Czy wypełnić dom ludzmi, którzy przyjmą jego
zaproszenie, a zlekceważyć tych, którzy tego nie uczynią?
Byłby to jednak szczególny rodzaj towarzystwa, podobnie
jak w Rzymie i Neapolu - ludzie gotowi radośnie powitać
każdego, kto ma pieniądze, zwłaszcza zaś człowieka
szlachetnie urodzonego. Choćby był nie wiedzieć jak wielkim
dekadentem czy rozpustnikiem, zawsze znalezliby się
kompani dotrzymujący mu we wszystkim kroku.
Może tylko jedno mu pozostało - więcej przyjęć i więcej
kobiet.
Kobiety! Kobiety! Kobiety! Wszystkie takie same!
Wiedział, że nigdy nie znajdzie wśród nich tej, której
zawsze szukał.
I wtedy niespodzianie, jak kropla rosy na płatku kwiatu, w
jego życiu pojawiła się Gracila.
ROZDZIAA 5
Gracila obudziła się z uśmiechem na ustach i zdała sobie
sprawę, że miała dziwny sen. Stanowił on mieszaninę
wydarzeń z poprzedniego dnia i rozbawił ją aż do łez, które
spływały jej po policzkach.
Wczoraj lord Damien i ona byli nad strumieniem i łowili
pstrągi.
Poprzedniego dnia Virgil odszukał w zbrojowni swoje
stare wędki, nocą przeniósł je nad strumień i ukrył w wysokiej
trawie.
Rano kazał osiodłać Samsona, by jak zwykle udać się na
przejażdżkę. Milletowi powiedział, że nie wróci na obiad i
chciałby wziąć ze sobą kilka kanapek. Majordomus chyba
zdawał sobie sprawę, że jego pan nie chce być zbyt często,
jeśli w ogóle, widywany w miejscowych zajazdach.
Pospieszył więc poinstruować panią Bates, starą kucharkę
przebywającą w Barons' Hall prawie od pięćdziesięciu lat, aby
przygotowała jego lordowskiej mości obiad, który mógłby ze
sobą zabrać w torbie przytroczonej do siodła.
Kilka minut pózniej o jego planowanym wyjezdzie
dowiedziała się Gracila. Ponieważ lord Damien miał wrócić
dopiero póznym popołudniem, otrzymała pozwolenie na
wyjście do ogrodu.
- Taki dziś piękny dzień - powiedziała do pani Hansell. -
Czy mogłabym wziąć ze sobą coś do jedzenia? Przykro jest
wracać do domu, kiedy na dworze świeci słońce.
- Na pewno pani Bates ugotuje coś, co będzie panience
smakowało - odrzekła ochmistrzyni. - Mam też mały koszyk,
świetnie nadający się do spakowania prowiantu.
W godzinę pózniej, gdy tylko jej oznajmiono, że lord
Damien opuścił dom, z niepohamowanym podnieceniem
Gracila ruszyła przez trawnik, trzymając w dłoni koszyk z
jedzeniem.
- Niech panienka nie odchodzi zbyt daleko - upomniała ją
wcześniej pani Hansell. - W południe będzie bardzo gorąco.
Po ostatnich dwóch zimnych nocach mamy falę upałów. Może
nadejść burza.
- Jeśli będzie burza, znajdę jakieś schronienie - obiecała
Gracila. - Proszę się więc nie martwić, gdybym nie wróciła do
domu.
Przedzierając się przez zarośla, pomyślała, że
zabezpieczyła się na każdą ewentualność. Następnie
przyspieszyła kroku. Chciała jak najszybciej zobaczyć znów
lorda Damiena.
Czuła się, jakby jej bucikom wyrosły skrzydła. Miała
ochotę tańczyć z radości.
Każdego dnia przebywanie z nim stawało się coraz
bardziej ekscytujące. Nocami widziała go w snach, tak jak
dzisiejszej nocy, we śnie, który ją rozbawił. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •