[ Pobierz całość w formacie PDF ]

55
reagować. Ale niedługo cieszyła się swoim triumfem.
Powinna była wiedzieć, że Ryan uda głupka, biorącego
jego słowa za dobrą monetę.
- Słyszałaś, Steph? On chce, żebyśmy się do nich
przysiedli. A nie mówiłem ci, że to równy gość? Ro-
bercie - zwrócił się Ryan do przechodzącego obok nich
kelnera. - Przynieś tu jeszcze dwa krzesła i dodaj dwa
nakrycia, okej? Doktorek właśnie zaprosił nas na kola-
cję. Ale ja płacę. Tak, tak, nalegam - dodał. - Nawet nie
próbujcie protestować..
Carrie siedziała w milczeniu, przyglądając się, jak
Ry sadowi się wygodnie przy stoliku i z wdziękiem za-
klinacza wężów przedstawia Nathanowi Stephanie. Te-
raz będzie go musiała zamordować. Z zimną krwią. In-
aczej nie mogłaby sobie spojrzeć w twarz. Musi tylko
się zdecydować, jak to przeprowadzić.
- Do trzech razy sztuka - oświadczył Nathan, kiedy
kilka dni potem siedzieli na kocu w miejskim parku. -
Nie ma mowy, żeby Evans nas tu dopadł - dodał z kwa-
śną miną.
Siedzieli z dala od ludzi, nad samym jeziorem, i
chociaż wieczór był chłodny, jeszcze lutowy, Carrie by-
ło ciepło na sercu, kiedy myślała o tym, jak bardzo Na-
than okazał się troskliwy i wytrwały, że wciąż chce się
z nią umawiać, mimo tych niby przypadkowych spo-
tkań z Ryanem, który wciąż nękał ich swoją obec-
nością.
56
Nie nawykła do tego, by mężczyzna okazywał jej
tyle uwagi co Nathan. Po owym nieszczęsnym wie-
czorze w restauracji „U Klary", który wcześnie się za-
kończył, kiedy Nathana wezwano przez komórkę w na-
głym przypadku do szpitala, dzwonił do niej uporczy-
wie.
Telefonował właściwie codziennie, wypytywał o
to, co porabia, i o jej pracę, opowiadał trochę o sobie.
Prawił jej wiele miłych słów, okazywał zainteresowanie
i męski podziw. Jego telefony były romantyczne i po-
chlebiały jej. Carrie szczerze pragnęła uwierzyć, że bę-
dzie mogła z Nathanem związać swoją przyszłość. Pod
warunkiem, że Ry przestanie im wciąż przeszkadzać,
kiedy tylko oboje znajdą trochę czasu, żeby się spotkać
i do siebie zbliżyć.
Tym razem mu się wywinęli, pomyślała z satysfak-
cją. Nie ma mowy, żeby mógł ich tu nakryć. Ten wie-
czór, ta noc, należą do nich. Szampan wyraźnie ją
ośmielił. Tak, zabierze Nathana do siebie do domu i -o
rety... - do łóżka.
- Przykre mi z powodu Ryana - odezwała się, po-
trząsając głową. - Naprawdę nie mam zielonego po-
jęcia, jakim sposobem on wciąż nagle przy nas wyrasta,
jak spod ziemi.
Nathan sięgnął po butelkę szampana i napełnił jej
kieliszek.
- To chyba jasne, on jest o mnie zazdrosny. Carrie
parsknęła śmiechem i powiedziała:
57
- Zazdrosny? Ryan? Ależ skąd. To w ogóle nie
wchodzi w rachubę. Myślę, że można to raczej tłuma-
czyć kompleksem starszego brata.
- Starszego brata?
Carrie opowiedziała mu o śmierci swoich rodziców
i o tym, jak rodzice Ryana przygarnęli ją i jej brata do
siebie, i jak Ryan usiłował jej zastąpić Travisa, kiedy
ten wstąpił do piechoty morskiej.
- Musiał to być dla ciebie bardzo trudny okres -
powiedział Nathan, obejmując ją za ramiona i z troską
zaglądając w oczy.
Carrie poczuła, jak łzy zakręciły się jej w oczach. Z
trudem je powstrzymała, mrugając powiekami. Po-
mogła jej w tym serdeczność, jaką okazywał jej Nathan.
- Cieszę się że tu jesteśmy - odezwała się, kiedy
objął ją jeszcze mocniej.
- I nareszcie sami - uśmiechnął się do niej Nathan.
Tak. Nareszcie sami. Taka romantyczna randka.
Piknik o zmierzchu w parku, czy można sobie wyobra-
zić coś bardziej romantycznego? Mimo chłodu, Carrie
była zachwycona tym miejscem. Walentynko wy po-
mysł Nathana sprawił jej ogromną przyjemność. Spo-
kojne, błękitne jezioro, okalające je drzewa, świeże po-
wietrze i spokój. Z dala od zgiełku, pośpiechu, obo-
wiązków. Wszystko to bardzo ją cieszyło.
Podobnie, jak miły, czuły uśmiech Nathana, a także [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •