[ Pobierz całość w formacie PDF ]

drzewem była ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę - ale uświadomiła sobie, że
Neti idealnie wręcz podsumował prześladujący ją niepokój.
Wiatr naprawdę niósł jakąś chorobę, ona również to czuła. W tej sytuacji
najlepiej było zadać bezpośrednie pytanie.
- Wiesz, co to jest? - zapytała.
- Lepiej nie wychodzić - odparł Neti, zbierając zwoje, zwijając je powoli i
dokładnie. - Tutaj bezpieczniej, czak? - Potrafię sobie poradzić.
- Nie z tym, nie sądzę.
- Słuchaj. - Kindra pokręciła głową coraz mocniej poirytowana pokrętnymi
tłumaczeniami bibliotekarza. - Albo mi odpowiesz, albo nie. Tak czy inaczej
nie zamierzam się tutaj chować. - Moim zdaniem tak by było najlepiej.
Wskazał palcem zwoje.
- Nie chowaj ich. Pózniej po nie wrócę. Rozumiesz?
- Kindro, to chyba ty nie rozumiesz.
Pokręciła głową
- Nieważne.
Gdy zaczęła wspinać się po schodach, kierując się do wyjścia, Neti nie spierał
się, nie odezwał się nawet słowem, i tylko odprowadził ją spojrzeniem swoich
smutnych, drewnianych oczu.
ROZDZIAA 18 kolejny
dzień w raju
Ra'at otworzył powoli oczy, jakby obawiał się tego, co zobaczy. Nie potrafił
określić, jak długo leżał nieprzytomny u podnóża sterty kamieni pod wieżą, ale
ponieważ słońce zbliżało się ku zachodowi, mogło minąć ładnych kilka godzin. W
fałdach ubrania zdążyła zebrać się gruba warstewka śniegu.
Było mu tak zimno, że wręcz przestał odczuwać chłód, ale może to ból miał na to
jakiś wpływ. Prawe ramię pulsowało tuż za ramieniem. Przejechał dłonią pod
rozerwanym rękawem i cofnął rękę z syknięciem. %7ływe kable ścięgien płonęły
bólem i drżały.
Dotknął ich jeszcze raz, delikatniej. Rozcięcie było głębokie i sięgało niemal
do kości. Spróbował unieść ramię i przekonał się, że nie będzie miał z niego
żadnego pożytku. Lewa ręka jeszcze jakoś funkcjonowała, ale gdy się ruszał,
cały prawy bok bolał tak bardzo, że wykluczał wzięcie udziału w walce. Na
dodatek - może w efekcie wstrząśnienia mózgu - było mu Potwornie niedobrze,
jakby w żołądku bujał mu się zawieszony na linie worek z piaskiem. Zaczął się
zastanawiać, jak mocno uderzył się w głowę przy upadku.
Chcąc zorientować się w swojej sytuacji, sięgnął pamięcią wstecz. Powoli
wracały do niego wspomnienia ataku, wypływając na powierzchnię świadomości
niczym szczątki po podwodnej eksplozji, i po chwili przypomniał sobie to coś,
co spadło z wieży; coś, co kiedyś było Wimem Nicterem. Ale nigdzie nie widział
ciała Jury Ostrogotha. Ra'ata drążyła niezdrowa ciekawość, czy przypadkiem nie
pożarło go to Nicterowate.
Tak czy inaczej, nigdy wcześniej nie zmierzył się z czymś takim. Za spojrzeniem
martwych oczu krył się potworny głód, a usta rozciągnięte miało do tego
stopnia, że zaczęły pękać na policzkach. Logiczny umysł Ra'ata pominął pytanie
o możliwość istnienia takiej istoty. Niedowierzanie na nic mu się nie zda;
tylko go spowolni, lepiej więc przyjąć to do wiadomości. Wyglądało na to, że
martwi powracali do życia, a ten jeden w szczególności chciał pożreć Ra'ata.
Przypomniał sobie wreszcie, że gdy Nicter wrzasnął i rzucił się na niego, jego
reakcja była automatyczna - usunął się z drogi atakującemu i sięgnął po ten sam
aspekt Mocy, który rozwijał w sali mordowni Hrackena. Wyskoczył w powietrze i
chwycił się wystającej ze ściany kamiennej płyty, i dopiero gdy na nią
wskoczył, odważył się spojrzeć w dół.
Wykazując się zaradnością, jaką starano się wpajać im na treningach, Ra'at
chwycił największy głaz, jaki był w stanie podnieść - musiał ważyć tyle samo,
co on - i przerzucił go przez krawędz skalnej półki. Uderzenie było precyzyjne
i strąciło Nictera na ziemię, ale stworzenie błyskawicznie zrzuciło z siebie
kamień i zaczęło się wspinać na nowo. Tym razem posuwało się jeszcze szybciej,
wiedzione w jednoznaczny sposób głodem. Ra'at wiedział, że nie mógł siedzieć na
półce w nieskończoność - potrzebował lepszego planu. Za sobą dostrzegł jeszcze
większą stertę kamieni, jaka powstała, gdy dawno temu zawaliło się drugie
piętro.
Działał szybko, ale ostrożnie - obcierając sobie palce i kłykcie, ustawił głazy
jeden na drugim, aż utworzył wysoki, niestabilny stos, który nie rozpadł się
tylko dlatego, że go podtrzymywał - Ra'at sięgnął po Moc i cofnął dłonie. Stos
zachwiał się, ale nie rozsypał. Rozejrzał się dokoła i dostrzegł wspinającego się
na występ Nictera, wpatrującego się w Ra'ata wygłodniałym spojrzeniem jednego
oka. - No to chodz - powiedział Ra'at i cofnął się o krok.
Gdy Nicter rzucił się na niego, Ra'at uwolnił kamienie, zrzucając je na nogę
trupa tuż pod kolanem i przygważdżając ciało do półki skalnej. Przygniecione
stosem kamieni wiło się i wyło, póki Ra'at z całej siły nie zrzucił kolejnego
głazu na kark Nictera. Z dołu dobiegło go zaskakująco głośne i wielce
satysfakcjonujące chrupnięcie, gdy pękł szyjny odcinek kręgosłupa, a stworzenie
przestało się ruszać.
Dla pewności Ra'at podniósł głaz rękoma, chcąc zmiażdżyć Nicterowi czaszkę, ale
w tym właśnie momencie stworzenie wróciło do życia i z sykiem i wrzaskiem
rzuciło się na niego, kłapiąc zębami kilka centymetrów od jego nadgarstka.
Ra'at odchylił się gwałtownie, stracił równowagę i runął w dół.
Potem była tylko ciemność.
Masując tył głowy, Ra'at zaczął się zastanawiać, czy stworzenie nadal jest na
występie skalnym, przyczajone w ciemności i czekające na niego. Nie zamierzał
tego sprawdzać. Musiał się dostać do izby chorych, gdzie ktoś oczyści i
opatrzy jego ranę na ramieniu i zbada, na ile poważne było wstrząśnienie
mózgu. Nagle naszła go myśl... A co jeśli jest już za pózno?
Ra'at odsunął ją od siebie, zdeterminowany, by zachować trzezwość umysłu.
Dysponował pewną wiedzą z dziedziny medycyny i wiedział, że zwykły uraz czaszki
nie prowadzi do wstrząśnienia mózgu. A zresztą nie po to poświęcił tyle lat na
treningi i naukę, by umrzeć od czegoś takiego.
Chwycił się za ramię i zaczął się posuwać wzdłuż zachodniej ściany biblioteki.
Przez te parę minut ból zelżał. Może to dzięki endorfinie, która pozbawiła go
czucia w ranie, a może się przyzwyczaił. Ominął bibliotekę, co jakiś czas
spoglądając na wieżę. Na jej szczycie paliły się światła. Nagle usłyszał
drapanie dobiegające skądś po prawej. Zatrzymał się i wstrzymał oddech. > -
Pokaż się, kimkolwiek jesteś. Jego oczom ukazała się ciemnowłosa dziewczyna w
mundurku Akademii - starsza od niego o rok czy dwa Kindra. - Ra'at? -
Zmarszczyła czoło. - Co ci się stało?
- Nic mi nie jest.
Podeszła bliżej.
- Cały jesteś w krwi.
- To tylko wygląda tak groznie.
- I ta rana na ramieniu...
- Cofnij się.
- Jak tam sobie chcesz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •