[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Było to zajęcie bardzo lukratywne, bo płacono nam artykułami spożywczymi, i
znosiłam do naszej nory paczki makaronu, cukier i masło. Profesorski synek, na-
żarłszy się w domu, sprzedawał te produkty własnym rodzicom. Kupowali wszystko,
zachwyceni jego troskliwością, bo im mówił, że dokonuje zakupów w ramach
domowego podziału pracy. A może domyślali się prawdy, tylko tym razem
przymknęli
oczy? Nie wiem.
Kiedyś wróciłam do domu po  odrobieniu lekcji", a ciocia Maro już siedziała obok
mamy. Nie przywitałam się. Słowa  dziękuję",  przepraszam" i wszystkie równie
bezsensowne bzdury nie przechodziły mi przez gardło. Postanowiłam raz na zawsze
wyrzucić je z mojego słownika. Ciotka i mama nie zwracały na mnie uwagi.
Zachowywały się tak, jak gdyby mnie w ogóle nie było. Nawet nie zniżyły głosu,
choć rozmawiały
o mnie.
- Powiem ci szczerze, że nie bardzo wiem, jak mam postępować - mówiła matka. -
Jak mam reagować na jej wybryki?
Maro zastanawiała się dłuższą chwilę.
- Myślę, że nie powinnaś w ogóle reagować...
- Ale ona staje się coraz bardziej agresywna!
- Miejmy nadzieję, że to jej przejdzie. Należy chyba przeczę-
kać, aż przebrnie przez ośli wiek. Banalne objawy trudnego dojrzewania...
- Jej ojciec przypuszcza, że ona jest pod moim wpływem - pożaliła się matka.
- O, cholera! - wybuchnęłam. - Co on sobie wyobraża?! %7łe ja nie mam własnego
rozumu?!
98
- Nie mówi się o ojcu  on"! Wypraszam sobie! - zirytowała się matka.
- Nie mam żadnego ojca! Skoro o nim nic nie wiem, nie jest moim ojcem! -
krzyknęłam z pasją.
- Sama widzisz! - Matka zwróciła się do cioci. - Ma nam za złe, że coś
ukrywamy...
W oczach Maro dostrzegłam niepokój.
- Chce, żeby z nią rozmawiać poważnie, a zachowuje się jak nieznośny bachor!
- Jak chuliganka! - poprawiła ją matka. - Jeszcze nie wiesz wszystkiego!
- Czego?! - zawołała Maro. - Litości!
- Rzuciła książką w głowę nauczycielki niemieckiego!
Skąd ona o tym wie? - zaniepokoiłam się. Kto mógł na mnie donieść?
- Ta biedna nauczycielka przyszła do mnie... - ciągnęła matka.
- Stara wiedzma! - przerwałam jej, oburzona. - Zaczyna swoje lekcje od wyzwisk:
 idiotki, kretynki, niedorozwinięte debilki, leniwe analfabetki, głupie zakute
łby!" - wyrecytowałam jednym tchem.
Ciotka i mama nie wytrzymały i wybuchnęły śmiechem.
- Coś w tym jest - powiedziała mama, patrząc na ciotkę. - Pomyśl, do czego można
doprowadzić inteligentnego człowieka, osaczonego przez prostactwo! - Spojrzała
na mnie z wyrzutem. -Zamiast napadać na Bogu ducha winną osobę, skorzystałabyś z
okazji i nauczyłabyś się niemieckiego! Nie wiesz, jaka ci się trafiła
nauczycielka! Jest absolwentką Szkoły dla Szlachetnie Urodzonych Panien imienia
świętej Niny! Zna niemiecki i francuski nie gorzej niż gruziński! I gdyby nie
rewolucja, to hołota z twojej klasy mogłaby najwyżej zamiatać u niej podwórko!
Przyszła do mnie, bo przyjazniła się kiedyś z twoją babcią, i jest jej bardzo
przykro, że wnuczka jej przyjaciółki wyrasta na chamkę i analfa-betkę!
- Niepotrzebny nam niemiecki - odpowiedziałam hardo. - Wygraliśmy wojnę i teraz
Niemcy będą się uczyć rosyjskiego!
- Kto wygrał wojnę?! - krzyknęła mama. - Ty?!
- Nie denerwuj się, Mariko - zaniepokoiła się ciotka Maro. - To wpływ szkoły!
Ona się dostała w nieodpowiednie towarzystwo! Ale ja w nią wierzę! Dojrzeje i
zrozumie. Przecież to nasze dziecko! Nasza krew! Przejdzie jej...
- Może wolisz się uczyć francuskiego? - zapytała mama. - Przeniosę cię do innej
klasy.
- Nie chcę się uczyć francuskiego! Ani żadnych innych języków! Nie planuję pracy
w wywiadzie! I tak by mnie nie przyjęli!
- No to się nie ucz - jęknęła mama. - Zostań na drugi rok! Niech cię wyleją ze
szkoły!
Wzruszyłam ramionami.
99
- Dlaczego mam zostać na drugi rok?
- Bo ci wlepią dwóję z niemieckiego!
- Niech tylko spróbują! - wycedziłam przez zęby.
- Posłuchaj! - Mama wstała. - Jeżeli postanowiłaś torować sobie drogę podłością,
to zbiorę ostatnie siły, żeby cię roznieść na strzępy! Przestań nękać biedną,
starą kobietę, której jedynym grzechem jest arystokratyczne pochodzenie! Musi
znosić wasze towarzystwo, bo aresztowali całą jej rodzinę! Pozostał jej tylko
jeden niewydarzony syn i trzęsie się o jego życie! Biedaczka boi się komukolwiek
narazić! Dlatego nie chce stracić posady w twojej kretyńskiej szkole! Jeżeli ją
wyrzucą, umrą z głodu! Gdyby twoja babcia żyła, spłonęłaby ze wstydu, patrząc na
ciebie! Albo cię wychowam na człowieka, albo zamorduję własnymi rękami!
- Dobre wychowanie - to obłuda, konformizm i zakłamanie! -wyrecytowałam.
- Nie mam zamiaru wysłuchiwać impertynencji - powiedziała sucho ciotka Maro. -
Jeżeli nie przyjdziesz mnie przeprosić, moja noga więcej tu nie postanie! Uważam,
że zostałam przyzwoicie wychowana, a jeżeli masz mnie za osobę zakłamaną i
obłudną, to zrezygnuj z mojego towarzystwa!
Ucałowała mamę i wyszła. Zapadła cisza. Zabrałam się do lektury  Klubu
Pickwicka", ale każde zdanie czytałam po kilka razy i ciągle umykał mi jego sens.
Mama też udawała, że czyta. Nagle usłyszałam szybkie kroczki na balkonie. Do
pokoju wpadł mój brat Nika i rzucił się obejmować mamę.
- Udusisz mnie - zaśmiała się mama, oddając pocałunki i przyciskając go do
siebie. - Chcesz zupy? Trochę jeszcze zostało.
Brat zawsze chciał jeść. Wstałam, odetchnąwszy z ulgą, i chciałam zapalić
kierosinkę, prymitywną kuchenkę naftową, ale nie znalazłam ani jednej zapałki i
pobiegłam do sąsiadki po ogień. Musiałam zawsze wracać jednym susem, żeby
zdążyć,
zanim mocno skręcona gazeta się wypali. Mama wstała, wyczyściła knoty i
postawiła garnek z zupą na kierosince. Regulując płomień, powiedziała:
- Cioci Maro możesz nie przepraszać. Kiedy chorowałaś i trzeba cię było dobrze
odżywiać, sprzedała wszystko, co miała. Po co ci ciotka, która nic nie ma?
Zastanawiałam się, co w tej sytuacji robić, ale nic rozsądnego nie przychodziło
mi do głowy. Nie miałam dokąd pójść, nie mogłam drażnić osłabionej matki, nie
mogłam wytrzymać w domu. Ojciec przywiózł brata na spotkanie z mamą, wróci po
niego za godzinę i zaczeka w służbowym willysie, zamiast wejść do domu, bo
wszyscy postanowili mnie unikać jak zarazy. Chętnie bym się powiesiła, ale
brakowało zacisznego kąta, gdzie nikt by mnie nie zauważył. Brat opowiadał matce
o nowej szkole i nowych kolegach. A ja siedziałam z nosem w książce, ale jej nie
czytałam.
100
- Chodz tu - nagle odezwała się mama. - Usiądz z nami, bo przecież Nika zaraz
pojedzie. Usiądz! - Wskazała mi miejsce i położyła rękę na moim ramieniu. - Nie
chce ci się żyć, prawda?
Opuściłam oczy.
- Chciałabyś, żeby cię wyrzucili ze szkoły, wsadzili do więzienia i wysłali na
Syberię?
Gdybym nie znała matki, nie zauważyłabym lekkiej drwiny w jej głosie.
-1 wszystko to na złość tacie? Zdechnąć, żeby on cię pożałował?
Chciałam krzyknąć, że mam go gdzieś, ale coś stanęło mi w gardle.
- A o mnie nie pomyślałaś? Co ja bez ciebie pocznę? - mówiła matka już bez [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •