[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dwaj marynarze brytyjscy przeskoczyli już przez burtę i odpychali łódz.
 Ruszajcie  rzekł Hornblower do Matthewsa i Carsona, którzy się jeszcze ociągali. On był
dowódcą i on powinien opuścić statek ostatni.
Bryg był już tak głęboko w wodzie, że Hornblower bez trudu wszedł do łodzi wprost z pokładu;
marynarze brytyjscy siedzący na ławce rufowej zrobili mu miejsce.
 Matthews, do rumpla  rozkazał Hornblower; czuł, że sam nie potrafiłby sterować
przeładowaną łodzią.  Odbijać!
Aódz odsunęła się od brygu;  Marie Galante", ze sterem zamocowanym linami, wykręciła się
dziobem na wiatr i tak już została, a potem przechyliła się nagle, aż otwory odpływowe w prawej
burcie znalazły się prawie pod wodą. Następna fala przewaliła się przez pokład i wdarła do
otwartego luku. Bryg wyprostował się, z pokładem prawie w poziomie morza, i zatonął na równej
stępce. Woda zamknęła się nad nim, maszty znikały powoli. Przez moment żagle majaczyły pod
zieloną wodą.
 Poszedł  odezwał się Matthews.
Hornblower patrzył, jak tonie pierwsza dowodzona przez niego jednostka. Powierzono mu  Marie
Galante", by ją doprowadził do portu, a on zawiódł, zawiódł przy swoim pierwszym samodzielnym
zadaniu. Utkwił wzrok w zachodzącym słońcu, miał nadzieję, że nikt nie zauważył łez w jego
oczach.
Rozdział trzeci
Kara za błąd
Zwiatło dnia wpełzając na rozkołysane wody Zatoki Biskajskiej ukazało małą łódz dryfującą po jej
bezmiarze. Była pełna ludzi: na dziobie stłoczyła się francuska załoga zatoniętego brygu, na
środkowej ławce siedział kapitan z zastępcą, a na ławce rufowej midszypmen Horatio Hornblower
i czterej marynarze angielscy, którzy do niedawna stanowili załogę pryzową brygu. Hornblowera
nękała choroba morska, gdyż jego delikatny żołądek, przywykłszy do statecznych ruchów
 Indefatigable" buntował się przeciwko wyczynom łódeczki miotającej się na dryfkotwie. Po dwóch
nie przespanych nocach odczuwał zimno, zmęczenie i mdłości  wymiotował gwałtownie przez
całą noc i teraz, pogrążony w depresji wywołanej chorobą morską, rozmyślał ponuro o utracie
 Marie Galante". Gdybyż wcześniej pomyślał o tym, żeby zatkać tę dziurę po pocisku! Wszystkie
usprawiedliwienia, jakie przychodziły mu do głowy, odrzucał jedno po drugim. Tyle było do
zrobienia, a tak niewielu miał ludzi  pilnować załogi francuskiej, naprawić szkody na masztach,
wytyczyć kurs. Gdy kazał sondować zęzy, zwiódł go fakt, że cała woda wsiąkła w ryż. To wszystko
prawda, lecz prawdą było również to, że utracił swój statek, pierwszą jednostkę, której dowództwo
mu powierzono. Sam nie znajdował dla siebie usprawiedliwienia za to fiasko.
O świcie Francuzi pobudzili się i zaczęli trajkotać jak sroki; obok niego Matthews i Carson
próbowali rozruszać zesztywniałe członki.
 Zniadanie, sir?  zapytał Matthews.
To przypomniało Hornblowerowi zabawy samotnego małego chłopczyka, wsiadającego do pustego
koryta świńskiego i udającego rozbitka na otwartej łodzi. Kawałek chleba czy coś innego do
jedzenia, co udało mu się wycyganić z kuchni, dzielił wtedy na tuzin racji, przeznaczając po jednej
na cały dzień. Lecz wilczy apetyt chłopca skracał te dni do pięciu minut; stawał w korycie i z
daszkiem z dłoni nad oczyma wypatrywał pomocy na widnokręgu, a gdy nie nadchodziła, siadał w
swej  łodzi" stwierdzając, że ciężkie jest życie rozbitka, że minęła kolejna noc i czas już spożyć
następną rację z malejącego szybko zapasu. I tu, pod okiem Hornblowera, kapitan francuski i jego
zastępca dali wszystkim w łodzi po twardym sucharze i kolejno nabierali dla każdego kubek wody
z beczek wsuniętych pod ławkę. Lecz mimo żywej wyobrazni siedząc w swoim korycie Hornblower
nie przeczuwał dolegliwości choroby morskiej, chłodu i niewygód ani bólu, jaki jego kościste
pośladki odczuwały teraz po długim siedzeniu na twardej desce ławki rufowej; w swej dziecięcej
dufności nie mógł przewidzieć, jak bardzo może ciążyć odpowiedzialność spoczywająca na barkach
liczącego sobie siedemnaście lat oficera marynarki wojennej.
Oderwał się od wspomnień z niedawnego dzieciństwa, by zastanowić się nad obecną sytuacją.
Dla jego niedoświadczonego oka szare niebo nie zapowiadało pogorszenia się pogody. Poślinił
palec i podniósł go w górę, spoglądając na kompas łodziowy, by ocenić kierunek wiatru.
 Skręca trochę na zachód, sir  powiedział Matthews, który zrobił to samo.
 No tak  zgodził się Hornblower, pospiesznie przebiegając w pamięci to, czego się uczył
ostatnio o róży kompasowej. Wiedział, że aby opłynąć Ushant od nawietrznej, powinni iść kursem
północno-wschodnim ku północy i że płynąc bejdewindem łódz nie pójdzie ostrzej do wiatru niż
osiem rumbów  na dryfkotwie stali przez całą noc, ponieważ wiatr wiał za bardzo z północy, aby
można było skierować łódkę ku Anglii. Ale teraz wiatr wykręcił. Osiem rumbów od północno-
wschodniego ku północy to byłby północno-zachodni ku zachodowi, a wiatr wieje jeszcze bardziej
z zachodu. Posuwając się bejdewindem mógł minąć Ushant i nawet mieć jeszcze dostateczny zapas
na nieprzewidziane wypadki, na to, żeby móc utrzymywać statek z dala od brzegu zawietrznego,
który  jak wiedział z książek i o czym mówił mu zdrowy rozsądek  był tak bardzo
niebezpieczny.
 Matthews, stawiamy żagle  powiedział, wciąż trzymając w ręku suchar, przeciw któremu
buntował się jego żołądek.
 Tak jest, sir.
Wystarczyło jedno zawołanie w stronę Francuzów stłoczonych na dziobie, by zwrócić ich uwagę;
w warunkach, w jakich się znajdowali, nie potrzeba było w ogóle nieporadnej francuszczyzny
Hornblowera, by ich zagonić do wykonywania tak oczywistego zadania jak wciąganie dryfkotwy. Ale
w zatłoczonej łodzi, gdzie nie było ani kawałka wolnego miejsca, nie szło to wcale tak łatwo. Maszt
został już ustawiony i żagiel lugrowy przygotowany do postawienia. Balansując niebezpiecznie dwaj
Francuzi wybrali fał i żagiel wzniósł się na maszt.
 Hunter, wybrać szot  rozkazał Hornblower.  A wy, Matthews, wezcie się za rumpel.
Trzymajcie statek ostro do wiatru na lewym halsie.
 Jest ostro do wiatru na lewym halsie, sir.
Ze swego miejsca na środku łodzi kapitan francuski przyglądał się tym poczynaniom z głębokim
zainteresowaniem. Nie zrozumiał ostatniego, decydującego rozkazu, lecz szybko się domyślił jego
treści, gdy łódz zawróciła i lewym halsem ruszyła w stronę Anglii. Wstał i zaczął protestować z
furią.
 Wiatr jest pomyślny dla podróży do Bordeaux  mówił gestykulując zaciśniętymi pięściami.
 Moglibyśmy być tam jutro. Dlaczego kierujemy się na północ?
 Płyniemy do Anglii  odrzekł Hornblower.
 Ale& ale& to zajmie nam tydzień! Tydzień, przy sprzyjającym wietrze. Ta łódz& jest
przepełniona. Nie przetrwamy w niej sztormu. To jest szaleństwo.
W momencie gdy kapitan się podniósł, Hornblower wiedział już, co on zamierza powiedzieć, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •