[ Pobierz całość w formacie PDF ]

balansuj cych na szczycie jej szparki jak piracka flaga lub co
w tym stylu. Zamyka na moment oczy, wyobra a sobie wagin
Avril Lavigne i zy ciurkiem p yn mu po policzkach.
- Dobrze si czujesz? - pyta Pamela.
- To by ci ki dzie - odpowiada Bunny, ocieraj c
twarz wierzchem d oni.
- Mam przeczucie zwi zane z tob - zdradza Pamela,
nie bez yczliwo ci.
~ Tak - mówi Bunny.
~ My , e sprawy potocz si jeszcze gorzej.
149
- Wiem - przyznaje Bunny, w nag ym i powoduj cym
zawrót g owy przeb ysku wiadomo ci. - I to mnie prze-
ra a.
Pamela wysuwa biodra do przodu.
- Lubisz cipki, Bunny?
ycha cichy, ss cy d wi k, gdy opada jego dolna war-
ga; Bunny do wiadcza wielkiego, filmowego cofania si
czasu.
- Lubi - odpowiada.
-Jak bardzo lubisz?
- Kocham. - Czuje, jak znika olbrzymi psychiczny ci ar,
w czasie gdy film jego ycia przewija si wstecz.
-Jak bardzo kochasz?
- Kocham cipki ponad wszystko. Bardziej ni samo
ycie.
Pamela poprawia u enie bioder.
- Kochasz moj cipk ? - pyta i wsuwa sobie zagi ty
palec g boko do pochwy.
- Tak, kocham. Kocham j ponad wszelk miar - od-
powiada Bunny s abiutkim g osikiem. - B j kocha
do usranej mierci.
Pamela strofuje go delikatnie:
- Chyba by mnie nie ok ama , Bunny? - Rozwar a palce
lewej r ki i jej d zatacza teraz kr gi jak ró owa, okale-
czona rozgwiazda.
- Nigdy. To prawda, ca a prawda i tylko prawda. Niech
skonam, je li to nieprawda, przysi gam z r na sercu.
Pamela wysuwa palec z pochwy, palec b yszczy, gdy kiwa
nim na Bunny'ego, wydobywaj c z g bi gard a:
- Wi c chod i j we .
Bunny zsuwa si z fotela, pada na d onie i kolana,
i poruszaj c si tak, jakby nigdy wcze niej tego nie robi ,
idzie na czworakach po wytartej wyk adzinie pod ogowej
w mieszkaniu Pameli - z tubk kremu w zaci ni tej pi ci
150
i pierdolon rakiet w spodniach, zostawiaj c gdzieniegdzie
za sob lady kapi cych ez.
Kwazar - odlegle, g ste cia o kosmiczne, daleko po-
za granicami naszej galaktyki; sfotografowane wygl da
jak gwiazda, lecz wyst puje w nim przesuni cie widma
ku czerwieni, typowe dla skrajnie odleg ych obiektów.
Cech szczególn kwazarów jest niezwykle wysoka g sto
oraz to, e oddalaj si od nas z olbrzymimi pr dko ciami,
zbli onymi do pr dko ci wiat a. S najja niejszymi obiek-
tami we wszech wiecie - przypomina sobie Bunny Junior
i podci ga kolana do klatki piersiowej. Ch opiec s dzi,
e je li pozostanie tam, gdzie jest- w punto zaparkowanym
na Meeching Road w Newhaven, jego matka w ko cu go
odnajdzie, i w nie gdy o tym my li, wyczuwa poruszenie
powietrza i chwyta w nozdrza zapach kremu do r k u y-
wanego przez matk . Czuje mu ni cie d oni na swej brwi.
Czuje, jak matka przesuwa palcem wskazuj cym po jego
profilu, od czo a w dó pomi dzy pi cymi oczyma, dalej
wzd nosa i w poprzek warg, gdzie naciska palcem nieco
mocniej w namiastce poca unku. Bunny Junior s yszy g os
- nie jest pewien swój czyjej - który mówi:
-Jeste ... najja niejszym... obiektem... we... wszech-
wiecie. -I czuje, jak powietrze delikatnie owija si wokó
niego.
- Stolica Chin?
Bunny'ego Juniora budzi zapach kremu do r k i dr enie
cofaj cych si palców matki. Obok niego siedzi ojciec,
zdyszany i superna adowany energi , bez marynarki, w roz-
Pi tej koszuli, ze swymi wspania ymi, wypomadowanymi
osami w szalonym nie adzie. Bia a piana zebra a mu si
w k cikach ust, nos wygl da jak ma y rozkwaszony pomidor,
a oczy promieniuj dzik rado ci .
151
Bunny Junior siada prosto i chwyta w ramiona pust
przestrze przed swoj twarz .
- Mamusiu? - mówi. - Mamusiu?
- H ? - pyta Bunny.
Ch opiec trze twarz, by wygna z niej sen.
- Pekin - odpowiada.
Palec wskazuj cy Bunny'ego wykonuje niewielk akro-
bacj .
- Co jest stolic Mongolii?
Ch opiec otwiera i zamyka pude ka w swoim umy le,
ale wci jest odurzony snem i poszukiwania zabieraj
mu troch czasu.
- Dalej! Zegar tyka - ponagla go Bunny, gor czkowo
przyczesuj c w osy we wstecznym lusterku.
- U an Bator - mówi ch opiec - dawniej Urga.
Bunny przestaje si czesa i z jakiego powodu na laduje
potwora o ywionego przez Frankensteina, potem udaje,
e elektryczno wychodzi mu z uszu, w ko cu ryczy:
-U an... jak?
- U an Bator, tato - odpowiada Bunny Junior.
Bunny wybucha zara liwym miechem, klepie si
po udach i przechyla tu ów w lewo, przytrzymuje g ow
syna pod pach i stuka k ykciami w czubek jego czaszki.
-Mój syn, cholerny geniusz! Powiniene wyst pi w te-
lewizji! - krzyczy Bunny, przekr caj c kluczyk w stacyjce
i szybkim manewrem w czaj c si do ruchu. S ycha ryk
samochodowych klaksonów, a Bunny wo a, poprawiaj c
spodnie w kroku:
- Kurwa, jak dobrze by znowu w trasie!
- To zaj o ci naprawd du o czasu, tato - mówi ch o-
piec.
-Co?
- By tam naprawd d ugo.
Bunny skr ca w Brighton Road i wyja nia:
152
- No, wiem, ale je li chcesz wyrusza ze mn w tras ,
pierwsza rzecz, której musisz si nauczy , to cierpliwo .
To pierwsze i fundamentalne prawo przedstawiciela han-
dlowego, ch opcze. Cierpliwo .
Bunny dodaje gazu i wyprzedza czerwonobr zow ci -
arówk -betoniark .
- To tak jak z tymi zakichanymi wojownikami u Zulusów
w Afryce czy gdzie tam.
-WNatalu.
-Co?
- W Republice Po udniowej Afryki.
- No, kurwa, mniejsza z tym. Chodzi o to, e je li zu-
luski wojownik chce zabi w óczni antylop lub zebr ,
lub co w tym stylu, nie biegnie przez busz, ci ko tupi c
buciorami, z nadziej , e antylopa pozostanie na miejscu.
Jasne? Musi u tego, co my w bran y nazywamy podst -
pem. Podst p i...
- Cierpliwo - mówi Bunny Junior i zaciska wargi
w u miechu.
Bunny, uderzaj c pi ci o swoj pier , zaczyna wystu-
kiwa solenny rytm, a jego twarz nabiera coraz intensyw-
niejszego wyrazu.
- Stajesz si jedno ze swoj ofiar ... poruszasz si skry-
cie, bezszelestnie w jej stron i wtedy... ubudu!... wbijasz
óczni prosto w jej cholerne serce!
Bunny grzmoci d oni w desk rozdzielcz dla spot go-
wania dramatycznego efektu, nast pnie patrzy na ch opca
i pyta:
- Dlaczego zataczasz stopami te p tle?
- Zapomnia krawata, tato.
Bunny'ego unosi si do szyi.
- A niech to - mówi Bunny cicho.
- Zostawi go w tym ostatnim domu - podpowiada
ch opiec.
153
Bunny artobliwie uderza ch opca pi ci w rami .
- Co tam, m ody! Powiedz mi, czy znasz jakiego zu-
luskiego wojownika, który kiedykolwiek nosi! cholerny
krawat?
Punto pod a teraz na zachód, drog biegn wzd
wybrze a, i ch opiec obserwuje, jak s ce schodzi za ho-
ryzont, rozlewaj c na powierzchni morza toz ot barw ,
potem ró owoz ot , a w ko cu eteryczny, zasmucaj cy
kit.
- Czy wrócisz po niego?
- Nie, do cholery, mam ca walizk krawatów!
- Mama da a ci ten krawat - przypomina Bunny
Junior.
Bunny drapie si po g owie i odwraca si do ch opca.
- No dobra, synu, to powa na sprawa. To naprawd
powa na sprawa. To jest jedna z tych chwil w yciu, kiedy
musisz bardzo dobrze s ucha i pomimo m odego wieku
spróbowa wszystko zrozumie . Obowi zuje w tej bran y
jeszcze jedno prawo, o którym ci nie mówi em. To abso-
lutnie najwa niejsze prawo. Nawet wa niejsze od prawa
cierpliwo ci. Ka dy przedstawiciel handlowy wart pieni dzy,
które zarabia, powie ci to samo. Chcesz zatem wiedzie ,
co to jest?
-No.
- Przesta wi c kr ci stopami, to ci powiem.
- Dobra, tato.
- Nigdy nie wracaj. Jasne? Nigdy, przenigdy nie wracaj.
A powiedzie ci dlaczego?
- No - mówi ch opiec, a wtedy na ca ej d ugo ci nad-
morskiej drogi zapalaj si wiat a i on dostrzega w tym
jak zatrwa aj , mistyczn wznios .
Bunny patrzy na syna z powag i powiada:
- Mog anulowa zamówienie.
- Mogliby? - dziwi si ch opiec.
154 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •