[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tam, gdzie jej nie usłyszy diaboliczny kamerdyner.
Miała ochotę iść prosto do sypialni i walnąć się na łóżko na dwadzieścia minut.
Ale ponieważ prowadziła śledztwo, skierowała się do swojego gabinetu.
Kiedy weszła, akurat nalewał wino.
- Ma pani za sobą długi dzień, moja pani porucznik.
Pomyślałem, że chętnie napijesz się wina.
- Z pewnością mi to nie zaszkodzi. - Albo miał zdolności parapsychologiczne,
albo zawsze było wiadomo, czego się można po niej spodziewać. - Od dawna jesteś
w domu?
- Od paru godzin.
Zciągnęła brwi i spojrzała na zegarek.
- Nie przypuszczałam, że już tak pózno. Przepraszam. Chyba powinnam była
zadzwonić.
- Z pewnością by nie zaszkodziło. - Podszedł do niej i wręczył jej kieliszek.
Potem ujął ją pod brodę i uważnie przyjrzał się twarzy Eve, nim dotknął wargami
jej ust. - Masz za sobą długi, ciężki dzień.
- Miewałam krótsze i lżejsze.
- A sądząc po twojej minie, to jeszcze nie koniec. Czerwone mięso?
- Dlaczego wszyscy tu mówią zagadkami?
Roarke uśmiechnął się i przesunął palcem po dołeczku w jej brodzie.
- Stek będzie w sam raz. Przyznaję, że łatwiej jeść pizzę, kiedy się siedzi za
biurkiem - ciągnął, nie dając jej dojść do słowa. - Rozważ spożycie posiłku,
wymagającego posłużenia się sztućcami, by mi zrekompensować to, że nie
zadzwoniłaś.
- To chyba uczciwa propozycja.
- Zjemy w oranżerii na górze. - Aby uniknąć protestów Eve, po prostu ujął ją pod
ramię i zaprowadził do windy. - Dzięki temu odzyskasz jasność umysłu.
Prawdopodobnie miał rację, a w świecie Roarke'a nie było nic prostszego, jak
zamówić prawdziwe mięso ze wszystkimi dodatkami i usiąść do posiłku z winem,
nawet przy świecach, wśród bujnej roślinności, patrząc na światła miasta,
migające za oknem, i na ogień, wesoło płonący na kominku.
Czasami Eve się zastanawiała, dlaczego nie odczuwa szoku kulturowego.
- Sympatycznie - powiedziała, próbując wzbudzić w sobie odpowiedni nastrój.
- Powiedz mi o ofierze.
- O ofiarach. To może zaczekać.
- Cały czas o nich myślisz. Będzie lepiej dla nas obojga, jeśli mi o nich
opowiesz.
- Czyli nie chcesz porozmawiać przy kolacji o polityce, pogodzie ani ostatnich
ploteczkach z życia sławnych ludzi?
Roarke uśmiechnął się, rozsiadł wygodnie i uniósł kieliszek.
Opowiedziała mu wszystko po kolei o obu morderstwach: kiedy i jak je popełniono,
kim były ofiary i czym się zajmowały.
- Gdy się słucha, jak rozmawiają, od razu się czuje, że coś ich łączy. Coś
głębszego, wykraczającego poza pierwszą fazę zauroczenia.
- Mogli tyle osiągnąć w życiu... Nie chodzi o to, że zamordowano jedną czy dwie
osoby, ale o to, czego mogły razem dokonać.
- Chyba tak. - Wyjrzała przez okno na światła miasta, które oferowało to, co
najlepsze, i to, co najgorsze. - Okropnie mnie to wkurza.
- Rzadko kiedy nie jesteś wkurzona na morderców.
- To się rozumie samo przez się. Miałam na myśli tych dwoje.
Oni mnie wkurzyli. Co sobie wyobrażali, do jasnej cholery? - Jej spojrzenie, jej
głos pełne były bezsilnej złości. - Dlaczego nie przyszli z tym na policję? Nie
żyją nie tylko dlatego, że ktoś pragnął ich śmierci, ale również dlatego, że
wzięli udział w grze, której nie mogli wygrać.
- Wielu ludzi nie biegnie od razu na policję.
- Niektórzy nawet przed nią uciekają - zauważyła cierpko Eve. - Natalie
Copperfield zaledwie dwa dni wcześniej kazała zainstalować nowy zamek w
drzwiach. Zwiadczy to, że czegoś się bała. Wzięła ze sobą nóż do sypialni, tak
przynajmniej wynika z tego, co zobaczyłam na miejscu zbrodni. Czyli
przewidywała, że coś jej może grozić. A... - Ze złością nabiła na widelec
kawałek steka. - A jednocześnie nie mówi nic swojej niczego niepodejrzewającej
siostrze, która ma u niej przenocować. I nawet nie pomyśli, żeby się gdzieś
ukryć razem ze swoim narzeczonym.
A ty cierpisz, pomyślał Roarke, ponieważ można byłoby tego wszystkiego uniknąć,
gdyby zwrócili się do kogoś takiego, jak ty.
- Czyli że była osobą bardzo niezależną, przekonaną o tym, że poradzi sobie z tą
sprawą.
Eve pokręciła głową.
- To ta wiara mnie coś takiego nie może spotkać . Ta sama, która sprawia, że
ludzie spacerują po niebezpiecznych okolicach i nie mogą odżałować pieniędzy na
przyzwoity alarm. Tylko innych spotykają nieszczęścia. I wiesz, co jeszcze? -
dodała, wymachując widelcem. - Wciągnęło ich to. Ej, patrzcie, co odkryliśmy.
Ujawnimy to, będziemy udzielać wywiadów, będziemy bohaterami!
- Zwykli ludzie, zwykłe życie, i nagle coś, co może to wszystko odmienić. Biuro
księgowe, w którym pracowali, cieszy się doskonałą opinią.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Odnośniki
- Strona startowa
- Jordan_Robert_ _Kolo_Czasu_t_2_cz_2_ _Kamien_lzy
- C Howard Robert Conan i synowie Boga NiedĹşwiedzia
- Howard Robert E. Conan. Godzina Smoka
- M165. Roberts Alison Prawdziwy tata
- Heinlein Robert A Miedzy planetam
- Howard Robert E Conan pirat
- Heinlein, Robert A Double Star
- Heinlein, Robert A The Rolling Stones
- Howard Robert E Conan wĹadca miasta
- Heinlein, Robert A Viernes
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- assia94.opx.pl