[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na drugim końcu płaskowy\u i weszli do środka, wlokąc ze sobą jeńca. Widziała, jak kręcą
się tu i tam, wyglądają przez okna, rozrzucają sterty gruzu i gramolą się na mury. Po chwili
kilku wróciło drogą, którą przyszli; ci zniknęli wśród drzew na zachodnim brzegu, ciągnąc za
sobą zwłoki Sergiusza, zapewne po to, aby pochować go w morzu. Inni ścinali drzewa
rosnące w pobli\u ruin i znosili chrust na ognisko. Oliwia słyszała ich dalekie, niewyrazne
okrzyki i powracające echem głosy tych, którzy weszli do lasu. Niebawem i oni wyłonili się
spośród drzew, niosąc beczułki z winem i skórzane sakwy z prowiantem. Przeklinając
wściekle i uginając się pod cię\arem, wrócili do kompanów w ruinach.
Oliwia niemal nie zdawała sobie z tego sprawy. Była bliska omdlenia od nadmiaru wra\eń.
Sama i bezbronna dopiero teraz zrozumiała, ile znaczyła dla niej opieka Conana. Poczuła
przelotne zdumienie na myśl o kaprysie losu, który uczynił córkę króla towarzyszką dzikiego
barbarzyńcy, jednak uczucie to zaraz zastąpił wstyd. Zarówno jej ojciec, jak i Szach Amurat
byli cywilizowanymi ludzmi, a ile\ wyrządzili jej złego! Nigdy nie spotkała cywilizowanego
człowieka, który traktowałby ją uprzejmie bez jakiś ukrytych powodów; tymczasem
Cymeryjczyk bronił jej i opiekował się nią  i do tej pory niczego w zamian nie \ądał.
Schowawszy twarz w dłoniach Oliwia płakała, dopóki głośne śmiechy i wrzaski nie
uświadomiły jej gro\ącego niebezpieczeństwa.
Obrzuciła spojrzeniem czarne mury, wokół których chwiejnie krą\yły ciemne sylwetki, i
mroczną ścianę gęstego lasu. Nawet je\eli wydarzenia minionej nocy były tylko snem,
niebezpieczeństwo kryjące się w gęstwinie nie było koszmarnym majakiem. Je\eli piraci
zabiją lub zabiorą ze sobą Conana, będzie musiała wybierać między oddaniem się w ich ręce
a pozostaniem na tej okropnej wyspie.
W pełni pojąwszy grozę sytuacji, Oliwia bez zmysłów osunęła się na murawę.
3
Słońce wisiało ju\ nisko nad horyzontem, gdy odzyskała przytomność. Słaby wietrzyk
przyniósł jej dzikie wrzaski i strzępy sprośnej piosenki. Podniósłszy się ostro\nie na
czworaki, spojrzała na płaskowy\. Ujrzała piratów zgromadzonych wokół wielkiego ogniska
przy ruinach i serce podeszło jej do gardła, gdy z wnętrza budowli wyłoniła się kilkuosobowa
grupka niosąc kogoś, kto musiał być jej towarzyszem podró\y. Posadzili Cymeryjczyka pod
ścianą  widocznie nadal był mocno związany  i znów zaczęła się długa dysputa
połączona z wymachiwaniem bronią. W końcu znów zanieśli go do środka i znowu przypięli
się do beczek z trunkiem. Oliwia westchnęła z ulgą: teraz przynajmniej wiedziała, \e
barbarzyńca jeszcze \yje. Podjęła desperacką decyzję: kiedy zapadnie noc, zakradnie się w
ruiny i uwolni go albo sama zostanie złapana. Wiedziała, \e jej decyzja nie wynikała z
zimnego wyrachowania, lecz czegoś więcej. Z tą myślą opuściła kryjówkę, aby nazrywać
Strona 47
Howard Robert E - Conan pirat
trochę orzechów, które rosły tu i ówdzie w pobli\u. Przez cały dzień nic nie jadła. Aapczywie
pochłaniając orzechy, z niepokojem uświadomiła sobie, \e ktoś ją obserwuje. Nerwowo
rozejrzała się wokół, po czym zdjęta trwogą, podczołgała się do północnej krawędzi urwiska i
zerknęła na falujące w dole morze zieleni, szybko znikające w zapadającym zmroku. Niczego
nie dojrzała; wydawało się niemo\liwe, aby ktoś kryjący się w lesie zdołał ją wypatrzyć
wśród skał. A jednak wyraznie czuła na sobie spojrzenie czyichś oczu obserwujących ją
bacznie e gęstwiny.
Chyłkiem wróciła do swej skalnej kryjówki i le\ała tam, patrząc na odległe ruiny, a\ okrył
ją mrok nocy i tylko migotliwy blask ogniska, wokół którego skakały i pląsały chwiejnie
czarne sylwetki, pozwalał je zlokalizować w ciemnościach. Nadszedł czas, by spróbować.
Dziewczyna wstała. Najpierw podkradła się do północnej krawędzi płaskowy\u i jeszcze raz
spojrzała na las porastający brzeg wyspy. Wytę\ywszy wzrok, w nikłym świetle gwiazd
dojrzała coś, co sprawiło, \e zesztywniała nagle i poczuła lodowaty dreszcz strachu
przebiegający po plecach.
W dole coś się poruszało. Zdawało się, \e z oceanu mroku wynurzył się czarny cień i
wolno piął się w górę  niewyrazny i bezkształtny lęk ścisnął ją za gardło i z trudem
powstrzymała cisnący się na wargi krzyk. Odwróciła się i pobiegła w przeciwną stronę, na
południe.
Ucieczka po naje\onym głazami, stromym i śliskim zboczu była koszmarem. Oliwia
potykała się i ślizgała, zesztywniałymi palcami czepiając się poszarpanych skał. Kalecząc
dłonie i obijając się o ostre głazy, przez które Conan z taką łatwością ją przeniósł, raz jeszcze
zdała sobie sprawę, jak jest uzale\niona od olbrzymiego Cymeryjczyka. Jednak ta trzezwa
myśl była ledwie błyskiem w chmurze ogarniającego ją przera\enia.
Zdawało jej się, \e biegnie tak całe wieki, ale w końcu poczuła pod nogami miękką trawę
równiny; nie zwalniając kroku, pomknęła w kierunku ogniska, pulsującego niczym szkarłatne
serce nocy. Pędząc, słyszała za sobą grzechot osypujących się po zboczu kamieni i ten dzwięk
dodał jej skrzydeł. Obawiała się nawet myśleć, co mogło być jego przyczyną.
Długotrwały wysiłek sprawił, \e zapomniała o przera\eniu i zanim dotarła w pobli\e ruin,
odzyskała zdolność trzezwego myślenia, mimo \e trzęsła się ze zmęczenia. Opadła na
murawę, podczołgała się do jednego z drzewek, które oszczędziły topory piratów, i spojrzała
na obóz. Piraci skończyli ju\ wieczerzę, ale nadal pili wino, czerpiąc je z otwartych beczułek
cynowymi kubkami lub wysadzanymi klejnotami pucharami. Niektórzy ju\ chrapali na trawie
zmorzeni pijackim snem, inni chwiejnie krą\yli wokół. Nigdzie nie dostrzegła Cymeryjczyka.
Le\ała w oczekiwaniu, podczas gdy wieczorna rosa posrebrzyła murawę i liście drzew, a
mę\czyzni przy ognisku klęli, grali w kości i kłócili się. Niewielu ich zostało przy ogniu;
reszta spała w ruinach.
Oliwia czekała z nerwami napiętymi jak postronki i zimny dreszcz przebiegał jej po krzy\u
na myśl o tym, \e stworzenie, które ją ścigało, mogło właśnie skradać się do niej w
ciemnościach. Czas dłu\ył jej się okropnie. Piraci jeden po drugim zapadali w cię\ki sen, a\
wreszcie wszyscy legli nieprzytomni przy dogasającym ognisku.
Oliwia zawahała się, jednak ponagliła ją słaba poświata widoczna przez gałęzie drzew.
Wschodził księ\yc. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •