[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i w jaki sposób wyciekły pieniądze. Nie podam też
panu nazwiska. Oczywiście mogę się mylić. Muszę
najpierw porozmawiać z Natalie. PróbowaÅ‚am skon­
taktować się z nią, ale się nie udało. Wiedziałam
jednak, że jadąc z lotniska do domu, będzie chciała
wstąpić po drodze do biura. Zawsze tak robi. Dlatego
postanowiÅ‚am siÄ™ z niÄ… tam spotkać, żeby jej powie­
dzieć o swoim odkryciu. - Poklepała stojącą obok
teczkÄ™. - ChciaÅ‚am jej to pokazać. Kiedy zaparkowa­
Å‚am przed budynkiem, spojrzaÅ‚am w górÄ™ i zobaczy­
łam... - Deirdre zamknęła oczy i pomyślała, że widok
ten będzie ją prześladował do końca życia. -
Z początku nie wiedziałam, co to takiego, ale potem się
zorientowaÅ‚am i zadzwoniÅ‚am pod dziewięćset jedena­
ście. - Wzburzona, przycisnęła rękę do ust. -
Wbiegłam do budynku i powiedziałam o tym
ochroniarzowi. A potem usłyszeliśmy wybuch. -
Deirdre zaczęła cicho płakać. - Wiedziałam, że Natalie
jest na górze. Byłam tego pewna, ale nie miałam
pojęcia, co robić.
- Jednak zrobiła pani to, co należało. - Ryan
położył jej nieśmiało rękę na ramieniu.
467
- Inspektorze? - Doktor Milano wkroczyÅ‚a do po­
czekalni z surowÄ… minÄ…. - Mam dla pana przepustkÄ™,
żeby mógł pan odwiedzić swoją dziewczynę. I nie musi
mi pan dziękować.
Ryan zerwał się z krzesła.
- Co z niÄ…?
- Jej stan jest stabilny. Dostała środki uspokajające,
ale może pan sobie na nią popatrzeć, skoro wydaje się
to celem pańskiego życia.
- Poczeka pani? - zwrócił się Ryan do Deirdre.
- Tak, bo chciałabym się dowiedzieć, jak ona się
czuje.
- Zaraz wracam. - Ryan popędził za maszerującą
szybkim krokiem lekarkÄ….
Natalie zajmowaÅ‚a przytulnÄ… izolatkÄ™. LeżaÅ‚a nieru­
chomo, bardzo blada, ale kiedy ujął ją za rękę, dłoń
miała ciepłą.
- Zamierza pan tu spędzić noc? - zapytała doktor
Milano od drzwi.
- Będzie mnie pani doktor za to besztać? - burknął
Ryan, nie odwracając się od łóżka.
- Kto? Ja? Jestem tu po to, żeby służyć. Ona się
raczej nie obudzi, ale to pana przecież nie zniechęci.
Podobnie jak wizja spÄ™dzenia nocy na tym horrendal­
nie niewygodnym krześle.
- Jestem strażakiem, pani doktor. Mogę spać byle
gdzie.
- Dobrze, strażaku, proszę się rozgościć, a ja pójdę
powiedzieć paÅ„skiej znajomej w poczekalni, że wszyst­
ko w porzÄ…dku.
- Aha - mruknÄ…Å‚ Ryan, nie odrywajÄ…c wzroku od
twarzy Natalie. - Byłbym wdzięczny.
- Cała przyjemność po mojej stronie - powiedziała
kwaśnym tonem doktor Milano, po czym zamknęła za
sobÄ… drzwi.
468
Ryan przysunął krzesło do łóżka i usiadł, trzymając
Natalie za rękę.
Raz czy dwa udało mu się zapaść w krótką drzemkę.
Co jakiś czas pojawiała się pielęgniarka i wypraszała
go z pokoju. W pewnym momencie Ryan zobaczył
Boyda, biegnÄ…cego korytarzem.
- Witam, Piasecki!
- Witam, kapitanie. Ona Å›pi. - Ryan machnÄ…Å‚ rÄ™­
kÄ…. - Jest tam.
Boyd minął go bez słowa i wszedł do pokoju.
Ryan udał się do poczekalni, nalał sobie kubek
mulistej kawy i wbił nieruchomy wzrok w okno.
Piekący ból dłoni kazał mu spojrzeć w dół. Zobaczył,
że zgniótł bezwiednie papierowy kubek, oblewając
sobie zabandażowaną rękę gorącą kawą.
- Chcesz jeszcze jedną? - usłyszał za sobą głos
Boyda.
- Nie. - Wyrzucił kubek do kosza, a rękę otarł
o spodnie. - Mam wyjść, żebyś mógł mnie zaprawić
prawym sierpowym?
Boyd parsknął śmiechem, a potem nalał sobie kawy.
- Oglądałeś się w lustrze?
- Nie, a o co chodzi?
- Wyglądasz koszmarnie. - Boyd ostrożnie upił
łyk. Kawa była jeszcze bardziej niesmaczna niż ta
z automatu w komisariacie. - Jak by to wyglądało,
gdybym chciał boksować się z facetem w twoim stanie.
- Moje rany szybko się goją - rzucił Ryan, a kiedy
Boyd nie odpowiadał, dodał: - Powiedziałem ci, że nie
pozwolÄ™ jej skrzywdzić. Tymczasem niewiele brako­
wało, a byłbym ją zabił.
- NaprawdÄ™?
- PokpiÅ‚em sprawÄ™. WiedziaÅ‚em, że Clarence dzia­
łał na czyjeś zlecenie, ale byłem taki zajęty... Natalie.
469
Nie pomyślałem o tym, że on może wziąć drugiego
podpalacza albo sam będzie próbował. Te telefony!
Niech to diabli! Słyszałem, jak dzwoniły.
- Czy to coś znaczyło? - zainteresował się Boyd.
- Tak. Opózniony zapÅ‚on - odparÅ‚ Ryan. - Kla­
syczna metoda. ZapaÅ‚ki nasÄ…czone substancjÄ… Å‚atwo­
palną. Przykleja się je taśmą do telefonu, wykręca
numer. Telefon zaczyna dzwonić, brzęczyk iskrzy,
podpala zapałkę.
- Sprytne. Jednak nie można bez przerwy myśleć
o wszystkim.
- Taką mam pracę, że powinienem był pomyśleć
o wszystkim.
- A może jeszcze powinieneś mieć kryształową
kulÄ™?
- Obiecałem jej pilnować.
- Tak. - Boyd znów upił łyk kawy. - Po przylocie
z Denver wykonałem kilka telefonów. Dyrekcja Flet-
cher Industries stawia do twojej dyspozycji prywatny
samolot. Rozmawiałem też z komendantem straży
pożarnej, z lekarzem, który zajmuje się Natalie,
z Deirdre Marks. To ty zniosÅ‚eÅ› Natalie z czterdzies­
tego drugiego piÄ™tra tego cholernego biurowca. Przy­
znaj się, ile masz szwów na ramieniu?
- Co to ma do rzeczy? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •