[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Teraz mogę się już przestać martwić. - Podeszła do przyjaciółki, objęła ją i
westchnęła. - Wszystko będzie dobrze, skoro ty się tym zajęłaś.
- Jesteś zmęczona, pączusiu. - Leonardo próbował ją odciągnąć od Eve. - Pozwól
Dallas wziąć się do pracy. Ty i twój brzuch muszą się porządnie wyspać.
Z chwilą kiedy zamknęły się za nimi drzwi, Eve złapała się za głowę.
- Cholera.
- Chcesz, żebym popytała sąsiadów albo gdzieś zadzwoniła? - spytała Peabody.
- Bądz tak dobra i zadzwoń do wszystkich szpitali i porodówek.
Skontaktuj się z jej szefową, dowiedz się, czy w czwartek wydarzyło się coś
niezwykłego.
- Przypuszczasz, że coś się jej stało - powiedział Roarke.
- Owszem. Może zdenerwowanie Mavis jest zarazliwe, ale coś mi tu nie pasuje.
Rozejrzyj się po tym mieszkaniu. - Rozłożyła ręce. - Idealny porządek, wszystko
na swoim miejscu.
- Przygotowała gniazdko - wtrąciła Peabody. - Na pojawienie się w nim dziecka.
- Nieważne. Jest zorganizowana i śmiem twierdzić, że ma pewne stałe nawyki. -
Powiedziała im o kalendarzu w kuchni. - Sądząc po nim, po suchej jak pieprz
ziemi w doniczkach i suchym ręczniku, nie wydaje mi się, aby tu wróciła, odkąd w
czwartek rano wyszła do pracy. - Wzięła głęboki oddech. - Niezbyt się na tym
znam, ale jeśli już urodziła dziecko, dlaczego z nikim się nie skontaktowała, z
Mavis albo swoją szefową, i nie poprosiła, żeby przywiezli jej z domu torbę ze
wszystkim, co potrzebne w szpitalu?
- Może coś jest nie tak z dzieckiem. Eve skinęła głową na Peabody.
- Dowiedzmy się tego.
- A co ja mam robić? - spytał Roarke i Eve westchnęła głęboko.
- Cóż, skoro już i tak pogwałciliśmy wszystkie prawa obywatelskie Tandy samą
naszą obecnością tutaj, możesz rzucić okiem na jej telełącza i komputer. Może
znajdziesz tam coś nietypowego.
- Czy mam się skontaktować z wydziałem osób zaginionych? - spytała Peabody.
- Na razie jeszcze nie. Muszę się zastanowić - jeśli nie znajdziemy Tandy w
ciągu kilku najbliższych godzin - jak ich przekonać, by pozwolili mi się tym
zająć. W przeciwnym razie Mavis znów zacznie mi suszyć głowę.
Eve zaczęła od pani Pason, mieszkającej naprzeciwko, ale nie dowiedziała się od
niej niczego poza tym, co już wiedziała.
Po kolei przeprowadziła rozmowy ze wszystkimi sąsiadami.
Większość lokatorów, których wypytywała, była z Tandy po imieniu - co było małą
niespodzianką - reszta znała ją z widzenia. Nikt nie przypominał sobie, by ją
widział w ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin.
Była już na parterze i miała zapukać do ostatnich drzwi, kiedy kobieta,
trzymająca za rączkę dziecko - opatulone tak, że Eve widziała tylko wielkie,
ciemne oczy - pojawiła się za nią.
- Szuka pani kogoś? - Zadając to pytanie, kobieta nieznacznie się przesunęła, by
zasłonić sobą dziecko.
- Tak. Czy jest pani lokatorką tego domu?
- Stoi pani przed drzwiami do mojego mieszkania. Czego pani chce?
Eve wyciągnęła swoją odznakę, a kobieta zmarszczyła czoło.
- Proszę posłuchać, jeśli ten cholernik, mój były, znów wpakował się w jakieś
kłopoty, nie interesuje mnie to. Nie widziałam go od ponad roku i bardzo mi ta
sytuacja odpowiada.
- Chodzi o Tandy Willowby spod cztery B.
- Nie wierzę, by Tandy zrobiła coś takiego, że zainteresowała się nią policja.
- Kiedy widziała ją pani po raz ostatni?
- Proszę posłuchać. Bez urazy, ale policja, mocno dała mi się we znaki. Jeśli
chcecie naprzykrzać się Tandy, niczego się ode mnie nie dowiecie.
- Nie zamierzam się jej naprzykrzać, tylko ją odszukać. Od dwóch dni nikt jej
nie widział. Jestem przyjaciółką jej przyjaciółki.
- Jak się nazywa ta przyjaciółka?
- Mavis Freestone.
- Przyjazni się pani z Mavis? - Kobieta zmrużyła oczy.
- Zgadza się. Dziś urządzałam przyjęcie na jej cześć. Tandy nie przyszła, więc
Mavis się zaniepokoiła. Przyjechałyśmy tutaj, żeby sprawdzić, czy Tandy jest w
domu. Nie zastałyśmy jej. I wszystko wskazuje na to, że nie ma jej od czwartku.
Czy widziała ją pani w ciągu dwóch ostatnich dni?
- O, cholera. Proszę wejść do środka. Ugotujemy się z Maxem w tych paltotach.
- Z Maxem? - Eve spojrzała w ciemne oczy, spoglądające na nią spod czerwonego
kaptura.
- Tak, Max to mój syn, jedyna sprawa warta zachodu, jaką zawdzięczam swojemu
eks. Chodz, kolego - zwróciła się do chłopca. - Wejdziemy do środka. Jestem
Zeela - dodała, zwracając się do Eve. - Zeela Patrone.
- Porucznik Dallas. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •