[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Widziałeś?! Skinieniem głowy wskazałam na stóg siana, stojący
z dala od zabudowań.
- Nie, co takiego?
- Przed chwilą wychylił się stamtąd jakiś facet - wyszeptałam trwożliwie. - Miał
azjatyckie rysy twarzy.
Filip w mgnieniu oka uwolnił się od mojego uścisku i popędził we wskazanym
kierunku. Ledwie zrobił kilka kroków, od stogu oderwała się niska, szczupła postać.
Chińczyk błyskawicznie przebiegł ściernisko i ze zwierzęcą zręcznością zanurzył się w
zaroślach. Ciągnęły się aż do rzeki. Filip deptał mu po piętach, ale tamten był szybszy i
wkrótce zmylił pogoń. Filip wrócił z niczym.
82
Cała dygotałam. To był chyba ten sam człowiek, którego zwłoki widziałam w lesie.
Nie mogłam dojść do siebie. Filip na wszelkie sposoby próbował mnie uspokoić.
Zaprowadził na podwórko Wujka i posadził na ławce przy domu. Mówił coś, a ja
wciąż szlochałam, chociaż bardzo chciałam przestać. Odszedł na chwilę i zajął się
końmi, które wciąż stały uwiązane. Zapomnieliśmy o nich, biegnąc do samochodu po
telefon komórkowy, a potem do sąsiadów. Kiedy je odczepił, Plastyka i Berberys,
smukłe gniade angloaraby, powędrowały w stronę cienia, który rzucała drewniana
wiata.
Filip wrócił ze szklanką wody prosto z pompy. Upiłam łyk, ale nie zrobiło mi się od
niej lepiej. Kłuła w język zimnymi igiełkami, co mnie tylko rozdrażniło.
Resztę Filip wychlapał mi na twarz. Znów zaniosłam się płaczem.
- Kochanie, przestań. Proszę cię... - powtarzał bezradnie.
Przytulił mnie i wziął na ręce. A potem wniósł po schodach na werandę. Zapasowym
kluczem, który zawsze nosił przy sobie, otworzył oszklone drzwi do salonu. Chwycił
mnie za rękę i powiedział tylko:
- Chodz ze mną.
Posłusznie przekroczyłam próg, a wtedy on zamknął za nami drzwi i cicho przekręcił
klucz od wewnątrz.
- Już dobrze?
Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się. Pewnie mam oczy czerwone od płaczu i
spuchnięte powieki. No cóż,
83
jeśli nawet w takim stanie nie odstraszam Filipa, to widocznie on naprawdę mnie
kocha. Nie wiem, jak to zrobił, ale przestałam histeryzować. Aha, zaprowadził mnie do
naszej kanapy. A potem zaczął powtarzać wszystko to, co robiliśmy tu kiedyś przy
czerwonym winie z piwnicy Wujka. Jak przez mgłę przypominałam sobie tamten
cudowny pierwszy raz. Powoli poddawałam się pieszczotom jego dłoni, jak gdyby
naciskał palcami kolejno odpowiednie klawisze. Mógł ze mną zrobić, co tylko chciał i
dobrze o tym wiedział.
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)
Kiedy podniósł się, by wyjść do łazienki, coś jasnego mignęło mi za oknem. Jakiś
niewyrazny kształt. Filip otworzył drzwi na korytarz, nakładając bez pośpiechu
koszulę.
- Dzień dobry - usłyszałam i natychmiast zeskoczyłam z kanapy. Jednym ruchem ręki
wygładziłam pomiętą narzutę.
Zgadłam, Irena. To chyba odbicie słonecznego blasku na jej krótkich, farbowanych na
blond włosach na chwilę dosłownie mnie oślepiło, gdy spojrzałam przez szybę w
drzwiach. Z bliska wydawały się matowe. %7łabie usta zacisnęły się w grymasie, którego
znaczenia nie umiałam odgadnąć. Złośliwa satysfakcja? Coś jakby triumf? Ale z
jakiego powodu?
Zapewne domyśliła się, co przed chwilą robiliśmy, i nie: ma już wątpliwości, kim dla
siebie jesteśmy. Co z tego, nie wolno nam? A może to zwyczajna zazdrość? W końcu
Irena jest samotna i też mieszka w Białej. Czyżby miała wobec Filipa ukryte zamiary?
A może on o tym wie?
84
W samochodzie wróciliśmy do sprawy wypadku Ani, którą zabrano do szpitala. Na
podwórzu Borków Zbyszek parkował właśnie służbowy wóz.
- Chyba nie sądzisz, że to rzeczywiście atak wścieklizny?  odezwał się Filip, gdy
tylko wykręciliśmy na jezdnię. Opony lepiły się do gorącej nawierzchni. Podrzucało
nas trochę, bo w miękkim asfalcie odcisnęły się ślady jakiegoś tira albo samochodu z
mleczarni, który przejeżdżał tędy codziennie rano i zabierał konwie wystawione przez
gospodarzy.
Zaskoczył mnie.
- Skąd mam wiedzieć? - Wzruszyłam ramionami. -Ty jesteś weterynarzem.
- W dodatku, co zapewne chcesz przypomnieć, interesuję się szczególnie leczeniem
koni. Otóż wiedz, że chodzi tu o coś innego. Na razie mogę tylko podejrzewać, ale
badania w laboratorium wszystko wykażą. Trzeba je zrobić jak najszybciej. Jeśli mam
rację, muszę zdążyć w ciągu sześciu godzin. Inaczej substancja zawarta we krwi się
ulotni.
Zaintrygował mnie mocno.
- Co podejrzewasz? - Wstrzymałam oddech.
- Ktoś podał klaczy izobutrazyn etylowy. Tego nie wolno robić.
Filip często serwował mi różne naukowe terminy, ale tego nie umiałam jakoś
zapamiętać.
- Izo... co?
- Izobutrazyn etylowy. Taki środek uspokajający. Zawierają go tabletki zapobiegające
wymiotom podczas jazdy samochodem. Psy też go dostały, dlatego siedziały tak cicho.
85
- Misiu, nie rozumiem...
- Zrodek ten powstrzymuje psy od szczekania, ale :>-/ nie pod jego wpływem
wpadają w niekontrolowany szał 1 i nawet najspokojniejsze zaczynają dosłownie
chodzić po 1 ścianach.
- Tak jak Kukła?
- Właśnie. Dlatego wszystkie poradniki weterynaryj- i ne ostrzegają przed
podawaniem go koniom. Nie wierzę, 1 że nakarmiono ją tym przypadkowo. Ktoś, kto
to zrobił, musiał wiedzieć, co spowoduje. Według jego planu Ania jj powinna już nie
żyć.
Wzdrygnęłam się na samą myśl o śmierci przyjaciółki. 1 Filip obserwował mnie we
wstecznym lusterku, na co nie | zwróciłam wtedy uwagi.
- Myślę, że możesz mieć rację - zgodziłam się po chwi-1 li zastanowienia. - Pamiętasz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •