[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podsumowującą konferencję, Alicja była pełna jadowitej satysfakcji. - A już się
poważnie martwiłam - powiedziała, zapalając papierosa. - Nic na niego nie
wskazywało. - Sytuacja pracowni była myląca - powiedział Marek w zamyśleniu. -
Nikomu nie przyszło do głowy, że mógł popełnić to szaleństwo. Przecież było
jasne, że straci pracownię.
- Do końca miał nadzieję, że nie - odparłam. - Wykazywał dziwny optymizm, może
oszukiwał sam siebie? A zresztą... Czym była dla niego strata pracowni w
porównaniu ze stratą... czego? Właściwie wszystkiego. Marek kiwnął głową
melancholijnie.
- Gdyby to się rozeszło, byłby skończony. W gruncie rzeczy nic nie ryzykował.
Wyobrażam sobie, jakim wstrząsem była dla niego wiadomość, że Tadeusz jest o
wszystkim poinformowany, był pewien, że nikt o tym nie wie. - Jak on to
załatwił? - zaciekawiła się Alicja. - Teraz już chyba możesz mówić? - To
nieprzyjemna sprawa. Przekupił jednego z naszych kolegów... Wybacz, moja droga,
że nie precyzuję... Nomina sunt odiosa, zgódzmy się z tym... %7łeby nie robił
perskiego konkursu, bał się konkurencji, zabrał od niego materiały w celu
rzekomo uzyskania pewności... - Szkice - powiedziałam w zamyśleniu. - Zabrał
szkice, byłam tego świadkiem... Stanął mi w oczach obraz, który uporczywie od
siebie odsuwałam. Zobaczyłam zaśmiecone wnętrze pracowni, pózno w noc,
zarośniętego, wściekłego Janusza i Witka, wiszącego przy telefonie, z zaciętą
twarzą toczącego rozmowę, która byłaby zupełnie niezrozumiała, gdyby nie to, że
przypadkiem wiedziałam, kto jest po drugiej stronie drutu... Potem ich obu nad
kupą rysunków, przywiezionych przez Witka o drugiej w nocy. Przypomniałam sobie
przysięgi i zapewnienia, że autor się zgodził... Witkowi nawet do głowy nie
przyszło, że mogę być zorientowana w temacie, nikomu to do głowy nie przyszło...
Nigdy w życiu nie będę mogła się przyznać do ówczesnych kontaktów z człowiekiem,
który pózniej napisał do mnie ten list. To on właśnie był autorem owych
zużytkowanych przez Witka szkiców. Wyjechał i nie zdążył mi o tym dokładnie
opowiedzieć. Na rozprawie na szczęście nie list będzie świadkiem, tylko Marek, a
władze śledcze były na tyle taktowne, że nie zdradziły tajemnicy, kto był
adresatem listu. - A potem je zużytkował jako własne - kontynuował Marek z
niesmakiem. - Wezcie pod uwagę, że dostał drugą nagrodę i do tej pory nie jest
rozstrzygnięte, który projekt będzie realizowany, możliwe, że właśnie jego. -
Ach, to dlatego mógł sobie pozwolić raczej na utratę pracowni niż opinii!
Realizacja obiektu w Persji była dla niego warta dwudziestu nieboszczyków. - Oni
go jednak chyba znacznie bardziej podejrzewali niż my - powiedziałam w
zamyśleniu. - Mam wrażenie, że Jadwigę wsadzili bez przekonania. - Oni sobie nie
zdawali sprawy, czym jest dla Witka stanowisko dyrektora przedsiębiorstwa -
mruknęła Alicja. - A myśmy z kolei nie wiedzieli, że Tadeusz wiedział o
konkursie. - Mówiąc między nami, obawiam się, że to ja się tu znacznie
przyczyniłem - powiedział Marek z westchnieniem. - Od chwili kiedy wyznałem, że
dużo mniejsze zdziwienie wzbudziłby we mnie kierownik pracowni w charakterze
ofiary, rzeczywiście zaczęli szukać jego wrogów. No i znalezli. Okazało się, że
wśród naszych przyjaciół było parę osób, które zauważyły głęboką awersję
przekupionego autora tamtych szkiców do Witka, było też parę osób, które miały o
naszym kierowniku nie najlepsze zdanie... Perski konkurs był tylko gwozdziem do
trumny. - Dlaczego nic nie mówiłeś? - spytała Alicja z niezadowoleniem. -
Pozwoliłbyś im na skazanie Jadwigi? Marek przyjrzał się jej z wyrazną
dezaprobatą.
- Nie miałem żadnego powodu mówić na ten temat, ponieważ byłem zdania, że to nie
ma nic do rzeczy. O -tym, że Tadeusz go szantażował, dowiedziałem się od panów
śledczych przedwczoraj wieczorem. - Słusznie, masz rację...
- Swoją drogą jestem dla niego pełen podziwu. To się nazywa człowiek, który umie
dążyć do wytkniętego celu! Ja bym się na to nie zdobył... - Poza tym, sądząc z
tego, co wiemy o Tadeuszu, morderstwo było właściwie czynem chwalebnym -
zauważyła Alicja - Mam obawy, czy go aby nie uniewinnią. - Wątpię - odparłam
ponuro. - Popełnił za dużo błędów. Przechytrzył z tą chustką. - Chyba nie mógł
przewidzieć, że akurat będziesz tego świadkiem? To była bardzo dobra myśl, gdyby
nie to, Jadwiga wpadłaby znacznie bardziej. - Tak, ale w męskim by się nie
zapchało...
- Kto ci to powiedział? W męskim zapycha się tak samo! Moim zdaniem, idiotyzmem
było raczej nie wytrzeć klucza. Po cholerę on go w ogóle tam chował? -
Przypuszczam, że obawiał się stracić jedyny klucz od tych drzwi. Nie wiedział,
że drugi jest w wazonie. Wetknął go tam pewnie w pośpiechu przed rewizją
osobistą na wszelki wypadek, a potem już nie mógł wyjąć. Codziennie do wieczora
ktoś tam siedział, a potem zostawili na noc dyżurnego milicjanta w holu. A poza
tym zabrali mu klucze od pracowni.
- A meble znał na pamięć, bo je sam projektował i pilnował wykonania -
uzupełniła Alicja. - No i trzeba trafu, że jego błędy zaznaczyły się akurat w
umysłach osób, którym nie sposób nie uwierzyć. Matylda zapamiętała, że
przechodził koło niej dwa razy, tylko ona jest zdolna do czegoś podobnego,
wiecie, ja ją podejrzewam, że ma w mózgu fotokomórkę... A jego przybycie na
rewizję osobistą zauważyli Andrzej i Zbyszek, najbardziej przytomni i
najbardziej prawdomówni ze wszystkich... - Pewnie, gdyby to Włodek tak
twierdził, to równie dobrze mogłoby się okazać, że Witek był pierwszy, a ostatni
przyszedłeś ty i to na czworakach. - Dziurkacz zabrał ze stołu Jadwigi,
przechodząc... Popatrzcie, pierwszy raz się wykryło, kto ostatni używał
dziurkacza! - Ja bym tylko chciał wykryć jeszcze jedno - powiedział Marek w
zamyśleniu. - Oni się dowiedzieli na skutek znalezienia czegoś przy Tadeuszu.
Ale jakim sposobem dowiedział się o tej całej historii Tadeusz? Dużo bym dał za
tę skromną informację... Pomyślałam sobie, że niezależnie od tego, ile by dał,
mam nadzieję, że nigdy się o tym nie dowie. Prawdopodobnie w tego rodzaju
nadziei nie byłam odosobniona, prawie każdy z personelu liczył na takt i
dyskrecję władz śledczych na rozprawie. Traciliśmy pracownię, to było
dostateczne nieszczęście. Jeszcze by tylko tego brakowało, żeby się rozeszły po
świecie wszystkie wiadomości, które współpracownicy nieboszczyka tak starannie i
z takim wysiłkiem ukrywali. - Szkoda pracowni - westchnęła Alicja, podnosząc się
od stolika. - Dobrze się tam pracowało.
- I pomyśleć, że gdyby go udusił o ten głupi miesiąc pózniej, to dałoby się ją
uratować. Takie piękne zlecenia - dodałam z żalem.
- Trudno, moje drogie panie, fatum - powiedział Marek.- Dawno wam mówiłem, że
nie ma sensu walczyć z przeznaczeniem.
Epilog
- No wiesz! - powiedział Wiesio, który skończył pierwszy. Położyłam palec na
ustach, wskazując mu resztę czytających i Wiesio zamilkł, kręcąc tylko głową. W
baraku na stokach Cytadeli siedziały niedobitki dawnego zespołu, czytające
maszynopis kryminalnej powieści, którą wreszcie udało mi się napisać, dzięki
charakterowi nieboszczyka Tadeusza Stolarka i zdeterminowaniu Witka. Tu
znajdowało się biuro, w którym znalazła przytułek część personelu, część
przybyła w charakterze zaproszonych gości, kilku osób w ogóle brakowało. Dawna
pracownia poszła w rozsypkę. Pieczołowicie wykańczane niegdyś pomieszczenia
przeszły we władanie innego biura, meble rozwłóczono po całym mieście, a my [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •