[ Pobierz całość w formacie PDF ]

był takim nadętym idiotą& Azy leciały i do kawy, i do owsianki.  Czy ja już teraz
zawsze będę się tak mazać?  w Monice wzbierał słuszny gniew.  I nic z tym się
nie da zrobić, bo to on musiałby coś zrobić, a on&  . Głośno wycierając nos,
usłyszała poprzez bulgotanie kataru sygnał esemesa. Numer nadawcy był nieznany,
otworzyła niechętnie. Na ekraniku wyświetlacza pokazała się kudłata morda
Winstona. Nie zezłościła się tylko dlatego, że Winston nic złego jej nie zrobił
i mogła go przecież kochać, nawet jeśli Mikołaj& Pod zdjęciem był podpis:  Mój
pan nie ma odwagi zadzwonić do Ciebie, ale bardzo Cię przeprasza. Nie chciał
sprawić Ci przykrości. I bardzo Cię kocha .
Monice łzy zakręciły się w oczach  jakaś nowość?  a potem zaczerwieniła się
gwałtownie.  Zasłania się psem, podły tchórz, bo wie, że psa kocham... Ale
to słowo też napisał&  . Przeczytała esemesa jeszcze raz.  Nie, nie dam się tak
rozmiękczyć . Skasowała tekst, ale zaraz uświadomiła sobie, że straciła też fotkę
psa, a przecież nie ma żadnego jego zdjęcia& Cóż więc zrobiła? No tak, rozpłakała
się. I znowu głośnemu smarknięciu towarzyszył odgłos przychodzącej wiadomości.
Tym razem samo zdjęcie: Winston z różą w zębach.
  Nie wiedziałam, Winstonie, że masz komórkę.  Jednak odpisała, trochę
drżącą ręką. I natychmiast się wściekła, widząc w lustrze swój rozanielony uśmiech.
 Czy ja zupełnie zgłupiałam? .
  Mój pan zgubił wczoraj komórkę i zastanawiam się, czy mu nie pożyczę
swojej .  Odpowiedz przyszła prawie natychmiast.
  Czy twój pan pisał do mnie wczoraj wieczorem? .
  Stracił telefon koło czwartej po południu .
 Od razu się domyśliłam, że to nie mógł być on  Monika natychmiast
zapomniała, jak bardzo się wściekła z powodu głupich esemesów. Chwilę jednak
się wahała, zanim odpisała:
  Przekaż swojemu panu, że jeśli zdejmie moje zdjęcia ze strony, to być może
mu wybaczę jego zachowanie .
  Zdjęcia już zdjął, o wybaczenie będzie błagał aż do skutku .
Monika czuła się, jakby ktoś zrzucił jej z ramion granitowy globus.
Wyprostowała się, ba, wyciągnęła się, wyrzuciła ręce nad głowę i podskoczyła
kilka razy. Kolejny esemes zawierał niebrzydkie zdjęcie czerwonej róży. Znowu
zaszkliły się jej oczy.
 O, nie! Dość tego!  wyłączyła aparat i wrzuciła go do torby. Musiała się już
zbierać do pracy; niedzielna zmiana była długa i męcząca, bo kawiarnia zapełniała
się przeważnie szczelnie już koło południa i pustoszała dopiero póznym
wieczorem. Chwilę medytowała przed lustrem, czyby nie upiąć włosów w kok,
potem przeczesała się z przedziałkiem z boku, ale nie wyglądało to dobrze.
Przypięła więc niesforną szopę klamrą z tyłu głowy. Było niezle. Jeszcze trzeba
poskładać manele, bo gdyby& Kręciła się po mieszkaniu, chowając umyte
naczynia, składając pranie, porządkując książki. Ciekawe, czy zdawała sobie
sprawę, że podśpiewuje do melodii płynącej z radia, powtarzając w kółko trzy
wyrazy:  Niech mnie błaga, niech mnie błaga, niech mnie błaga&  . W końcu
uznała, że mieszkanie wygląda jako tako, i energicznym krokiem poszła do pracy.
Długi spacer w rześkim powietrzu poranka pozwolił Wandzie dojść do siebie
po przeżyciach w areszcie. Wiedziała jednak, że nie może sobie pozwolić na relaks,
jeśli ma wyjaśnić sekwencję dziwnych zdarzeń ubiegłego tygodnia, i to dziś
wieczorem, jak obiecała Krysi. Po przyjściu do domu zaraz usiadła do komputera
i wypisała sobie listę pytań. Po chwili namysłu dopisała jeszcze kilka, na które
zamierzała odpowiedzieć, korzystając z Internetu. Przez kolejne prawie dwie
godziny telefonowała i grzebała w Google u na zmianę. Odpytała Krysię
o drgającego nieboszczyka i o Henia, do Henia zadzwoniła z prośbą o odczytanie
listów znalezionych w kantorku. Rosyjska wymowa Henia przyprawiła ją o ból
brzucha  a może to był głód, jako że z przejęcia zapomniała o jedzeniu?
Odnalazła w Internecie informacje na temat systemu wodnego miasta i planu
przeciwpowodziowego z bardzo interesującą mapką stopni wodnych. Treść mapki
skonsultowała z Mikołajem, a on z Kaziem. Odpowiedz Kazia na pytanie
przekazane przez Mikołaja bardzo ją zadowoliła. Odbyła też konferencję z Hanką,
której gadulstwo wyprowadziło ją z równowagi, i z adwokatem Irenki, dając mu
okazję do uniżonych przeprosin. Spisała sobie wszystkie informacje zdobyte
w ostatnich dniach. W przeprowadzeniu analizy pomogła jej duża miska makaronu
z ziołowym sosem.
 Ha! Może nie wszystko jeszcze rozumiem, ale za to do mojej nowej książki
przybędzie kilka wątków! Jak to mówią w reklamach? Dwa w jednym? Może jest
w tym jakaś głębsza prawda.  I Wanda zwinęła się w fotelu z nową powieścią
Sebalda, ponieważ do spotkania w Starowolskiej miała jeszcze trochę czasu, akurat
tyle, żeby sobie poczytać, nie myśląc ani o czekającej ją pracy, ani o wydarzeniach
ostatnich dni. Ostatecznie była niedziela.
O szóstej w ostatniej sali Starowolskiej zasiadło niewielkie grono dobrych
znajomych: Krysia z Heniem, Haneczka i Wanda. Mikołaj, który bardzo chciał
wziąć udział w spotkaniu, za radą Wandy zrezygnował, a nawet w ogóle nie pojawił
się w kawiarni, załatwiając zastępstwo w szatni. Monika, od niedawna, ale
serdecznie zaprzyjazniona z najstarszą wiedzmą, nie mogła zasiąść, bo pracowała.
Donosząc zamawiane słodycze i napoje, przysłuchiwała się wymianie żartów
i uprzejmości. Wanda obiecała, że nie zacznie opowieści bez jej udziału, musieli
więc poczekać, aż będzie miała wolną chwilę. W końcu się udało i żartujące
towarzystwo spoważniało. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •