[ Pobierz całość w formacie PDF ]

widzenia. Mitch był jego bratankiem, a on kochał ją jak córkę. Musiał myśleć, że
75
jeśli będzie finansowo uzależniona od Mitcha, będzie się jej lepiej powodziło. Będzie bezpieczna...
Mogła i przebaczyła Joe'emu ten podstęp, ale nigdy nie wybaczy Mitchowi. Zwinęła rękę w pięść i
zawzięcie potarła bolące piersi. Cały czas, kiedy zostawiała wiadomość automatycznej sekretarce,
kiedy rozmawiała z sekretarką  pana Bendera", która nigdy nie wiedziała, gdzie on jest, kiedy i czy w
ogóle do niej zadzwoni... Z wściekłością wytarła pięściami łzy z policzków. Wąż! Celowo trzymał ją
cały czas w trasie, nie dając ani chwili przerwy między koncertami a sesjami nagraniowymi. Trzymał
ją w takim napięciu, że nawet załamanie nerwowe przyjęłaby z wdzięcznością. Cały czas o tym
wiedział i tym się bawił! Michelle głęboko wciągnęła powietrze. Stukot butów osoby biegnącej za nią
przebił się przez jej myśli. Płuca bolały ją od zimnego powietrza, a nogi trzęsły się ze zmęczenia.
Dla jej skołatanego umysłu kroki te grzmiały jak bicie bębna, stając się coraz bliższe i głośniejsze...
- O Boże! - jęczała, kiedy dogonił ją, pochwycił w ramiona i mocno przycisnął do piersi. Krzyknęła
wystraszona i zaczęła mu się wyrywać. -;
- Staję się na to za stary - wymamrotał Mitch, przytrzymując do boków ramiona, którymi rozpaczliwie
wymachiwała. Trzymał ją bardzo mocno i przez chwię obawiała się, że zemdleje. Myśl ta pozwoliła
jej odzyskać równowagę.
Szarpiąc się wymamrotała:
- Puść mnie, Mitch! Niech cię diabli wezmą, puść mnie!
- Nie przeklinaj mnie, Michelle! - Szorstko wzmocnił uścisk tak, że tylko szeptem mogła błagać, żeby
ją uwolnił. Wahał się przez chwilę, potem zwolnił uścisk, ale jej nie puścił.
- Boże, nienawidzę cię za to, co mi zrobiłaś, ale ciągle cię pożądam! - Podniósł ją do góry, a potem
powoli z premedy-
73
tacją opuścił na dół, pozwalając jej poczuć każdy pulsujący muskuł swojego ciała.
Poczerwieniała na tę zniewagę. Szamocząc się zdołała uwolnić jedną rękę. Ze spokojem podniosła ją i
wycelowała. Uderzenie w policzek zabrzmiało jak trzask łamanej gałązki.
Z szybkością błyskawicy Mitch chwycił jej rękę i uwięził za plecami, podczas gdy drugą uchwycił jej
włosy i zwinął u nasady szyi. Michelle była zbyt wściekła, żeby się go bać. Bezskutecznie starała się
wyzwolić z jego żelaznego uścisku i w rozpaczy zaczęła wierzgać nogami.
- Ty mała cholerna piekielnico! - Wiedział, że sprawia jej ból, ale jakoś nie mógł się zdobyć na to,
żeby przestać. Wiedziała jedynie, że pożądanie wypalało mu wnętrzności i zasłaniało wszystko.
Tłumiąc przekleństwo, pochylił się nad jej twarzą.
Michelle nie chciała ulec jego niszczącym pocałunkom i zacisnęła z całej siły usta. Mitch łatwo się nie
poddawał i Wściekła była na siebie, że o tym zapomniała. Lata całe dostawał to, czego chciał od
kobiet od niej silniejszych.
Nauczyło go to wszelkich sztuczek, którymi osłabiał teraz jej opór.
Z powolnym, zręcznym rozmysłem zaczął pieścić jej sztywną postać, przesuwając delikatnie ręce po
ciele, jednocześnie próbując przełamać opór jej ust.
Michelle stała sztywno, nieczuła na jego pieszczoty. Wtedy tak nagle, jak zaczął atak - odepchnął ją z
niesmakiem.
Uwolniona gwałtownie Michelle straciła równowagę i się przewróciła. Dotknęła na moment głową
ziemi w poczuciu całkowitej klęski. Nie widziała, jak ruszył w jej kierunku, a potem powstrzymał się
przed jej dotknięciem.
- Dlaczego, Mitch? - Podniosła ku niemu wielkie, pełne łez oczy. - Dlaczego?
Przez ułamek sekundy zobaczyła w jego oczach ból. Wzruszył ramionami i powiedział głosem
pozbawionym złości:
77
- Ta cholerna kariera wydawała się jedyną rzeczą w twoim życiu. Chciałem ci pomóc dotrzeć na
szczyt... Zapewnić ci to, czego tak bardzo chciałaś.
Michelle dobrze pamiętała, jak bardzo jej pomógł!
Próbowała wymyślić jakiś bolesny sposób, żeby odpłacić mu za tę pomoc, za wszystkie zabawy z
Joeyem, które musiała odwołać, ponieważ nie pozwolił jej na jeden wolny dzień, za wszystkie łzy
wylane przez nią i Joeya, kiedy nie mogli być razem w Boże Narodzenie, ponieważ wielki pan Bender
zaplanował dobroczynny koncert w więzieniu. Próbowała przetłumaczyć sobie, że nie powinna mieć
pretensji do tych ludzi za kilka godzin przyjemności, które przeżyli w czasie koncertu. Jednak jej
egoistyczna strona nienawidziła tej publiczności - obwiniała o to, że rozdzieliła ją z synem w tym
najważniejszym dniu. Ile świąt Bożego Narodzenia minęło w życiu dziecka, kiedy był ciągle słodkim,
niewinnym malcem wierzącym w bajki, które opowiadała mu matka?
Michelle potrząsnęła głową, starając się odpędzić ból, który wciąż ją przytłaczał na myśl o straconych
bezpowrotnie pięknych chwilach. O tak, wiele miała Mitchowi do zawdzięczenia!
- Musiałeś być z siebie bardzo dumny - powiedziała z sarkazmem - ukrywając się za fałszywym
nazwiskiem, takim samym, jak brudna robota, którą robiłeś.
Odwróciła głowę, czekając na jego reakcję. Zaskoczył ją swoim śmiechem.
- To była wspaniała gra słów, kochanie. Bender (Giętki), Archer (Aucznik). Zastanów się nad tym
przez chwilę.
Michelle wolałaby zastanowić się nad sposobem, w jaki mogłaby odpłacić jego własną monetą temu
piekielnemu, pozbawionemu skrupułów mężczyznie.
78
Przez następne kilka chwil słychać było tylko plusk wody kilka metrów dalej. Leżała zwinięta w
kłębek, Mitch stał nad nią jak wielka góra.
- Podnieś się, Michelle. - Wyciągnął do niej rękę, ale się nie poruszyła. - Nie bądz dzieckiem, chodz.
Musimy porozmawiać.
Odtrącając wyciągniętą do niej brązową silną dłoń, podniosła się i spojrzała mu ze złością w twarz.
- W porządku. Porozmawiajmy, ale trzymaj ręce przy sobie.
- Dlaczego? - roześmiał się z przymusem. - Obawiasz się przypomnieć sobie, że jesteś kobietą i
zareagować na moje pieszczoty?
Michelle przygryzła dolną wargę i powiedziała sobie zdecydowanie, że nie zniży się do tego, żeby mu
odpowiedzieć.
Popatrzyła tylko na niego ze złością. Odwróciła się i odeszła. Poruszała się powoli, oddychając
głęboko, żeby pozbyć się złości.
Z rękami zaciśniętymi z tyłu, Mitch szedł za nią w takim samym tempie, dostosowując swoje kroki do
jej. Lekko zachrypniętym głosem, który tak dobrze pamiętała, zaczął mówić, i przez krótki moment
wydawało jej się, że jest wszystko jak dawniej, że idą na spacer dla przyjemności bycia ze sobą.
Zmiana jego głosu przywróciła ją do rzeczywistości.
t- I oto jesteśmy tu i dla odmiany ja mam w ręku zwycięską kartę.
Michelle szybko na niego spojrzała i powiedziała złośliwie:
- Brzmi to tak, jakbyśmy grali w karty.
- W karty albo inną grę - odparł, wzruszając lekko ramionami. - %7łycie jest niczym innym jak grą i
wygrywają ci, którzy wiedzą jak to robić.
Michelle poczuła się zagrożona. Tu już przesadził!
76
- Mitch, piłeś albo spędziłeś za dużo czasu w chmurach -rzuciła oskarżające [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •