[ Pobierz całość w formacie PDF ]

umiał jeden. Nomen omen, nazywał się Gibasiewicz...
Ju\ grzecznie wracamy do tematu.
Czy jakakolwiek jednostka, obecnie młoda, obojętnej płci, wie z doświadczenia, co
znaczy tango...?
Poza, oczywiście, społeczeństwem Argentyny.
Nie darmo i nie bez powodu w początkach świe\utko ubiegłego wieku tango uznane
zostało za taniec w najwy\szym stopniu niemoralny, skandaliczny, kompromitujący, nie do
przyjęcia w przyzwoitym towarzystwie. Taniec dla kurtyzan, kobiet upadłych, mę\czyzn
wątpliwych. Przyjmować takiego w przyzwoitym domu czy nie...?
Walc od Kongresu Wiedeńskiego poleciał jak z bicza trząsł. Tango napotkało opory.
I słusznie. Najbardziej erotyczny taniec ze wszystkich dotychczasowych. Subtelnie,
emocjonująco, nienachalnie, a jednak...! Prezentujący sto niuansów, stwarzający tysiączne
mo\liwości.
I co te nieszczęsne kobiety dziś o tym wiedzą...?
No właśnie. Te wszystkie, które uparły się zdobywać faceta?
Nieszczęśni mę\czyzni te\.
(Trzecią dygresję mo\e jeszcze Czytelnik wytrzyma. Jeśli nie, niech ominie, jak opisy
przyrody).
W samych początkach rock and rolla autorka znalazła się na wczasach, do czego
wstyd się przyznać, ale ju\ trudno, przepadło. Tam\e odbył się wieczorek za-poznawczy,
impreza niewiadomego pochodzenia, dobrze widziana przez ówczesne władze zwierzchnie z
przyczyn osobiście mi nieznanych.
Formy eleganckie, polegające na przedstawianiu sobie wzajemnie osób obecnych, od
razu wybijmy sobie z głowy. Takie głupkowate, kapitalistyczne wybryki, to nie dla nas.
Na wieczorku zapoznawczym tańczono.
No i fajnie, ka\dy z ka\dym, zwykła zabawa. Pod karą śmierci ja, wówczas osoba
dwudziestoczteroletnia, niekoniecznie cudownie piękna i mo\e nieco zaniedbana, ale nie
najbrzydsza na świecie, nie potrafiłabym sobie przypomnieć, czy ktokolwiek zaprosił mnie do
tańca. Zapewne tak, bo inaczej pamiętałabym \yciową kompromitację, ale nie to wa\ne.
Pod koniec wieczorku zagrzmiał rock and roli. Towarzystwo gotowe ju\ było tańczyć
nawet taniec z szablami, ale pohamowało się rychło, bo wystąpiła jedna para. Dwóch znanych
chuliganów, młodzieńców wówczas wyró\niających się negatywnie i powszechnie
potępianych (dziś byłyby to aniołki niewinne), ruszyło na parkiet.
Rany boskie, jak oni tańczyli! Do chwili obecnej, po czterdziestu ośmiu latach, mam
w oczach ten widok. Jeden był większy i silniejszy, drugi bardziej mikry, wykorzystali walory
fizyczne. Pokaz to był, godzien wszelkich nagród, rock and roli klasyczny, cudowny,
przepiękny! Cały wieczorek zapoznawczy, ju\ na niezłej bani, tkwił w bezruchu, oczarowany,
zachwycony, po czym obdarzył ich oklaskami, od których ręce spuchły.
I nikt ju\ potem nie miał do nich pretensji za \adne wyczyny chuligańskie.
No...? To był taniec...!
(Elementarna uczciwość ka\e nam przyznać, i\ jeszcze w początkach ubiegłego wieku
pokutowały tańce, od wszystkich tang, walców, fokstrotów i tym podobnych niezmiernie
odległe. Ale nawet przy gawotach, menuetach, polonezach i kontredansach miało się
określonego partnera i partnerkę, a przy stosowanej przyzwoicie odległości bez trudu mo\na
było podziwiać wdzięk kibici i kuszące gesty. Zbli\enie tańczących nastąpiło pózniej, wraz ze
wzrostem demoralizacji i upadkiem obyczajów. A potem znikło. Przeistoczyło się w
forsowną gimnastykę, niekiedy nawet rytmiczną, ale od starań uwodzicielskich nader odległą.
Koniec dygresji.)
Wracamy do tematu całkiem porządnie.
A zarazem do owej stodoły na mrozie i sprawy sądowej.
Kwestii młodych dziewczyn, (bo zazwyczaj takie wchodziły w grę), oszukanych,
wykantowanych, a tym bardziej zgwałconych i pozostawionych z potomstwem przy piersi,
wcale nie zamierzamy poruszać. Od czasów Orzeszkowej, Zapolskiej oraz innych odwa\nych
autorów odskoczyliśmy ju\ daleko i nie ma potrzeby się wygłupiać.
Czujemy się natomiast zmuszeni przypomnieć uprzejmie, \e i na tej skromnej ście\ce
płeć \eńska ruszyła do szturmu.
Dość znana była przed iluś tam laty (nie pamiętam przed ilu, ale w ka\dym razie w
drugiej połowie wieku świe\o ubiegłego) historia damy...
(Zaraz, zaraz. Komu znana, komu nie. Prasa nie bardzo się nad tym rozwodziła,
sprawa znana była w kręgach prokuratorsko-sądowniczych. Akurat w tych kręgach się
obracałam, więc mo\e znajomość miała zakres ograniczony.)
... zatrudnionej jako sprzątaczka w powa\nej instytucji, która to dama kolejno
wskazywała sześciu dyrektorów jako ojców swego dziecka. Miała niefart, równie kolejno
dało się ich wykluczyć. Za siódmym razem zeszła do wicedyrektora i ten ju\ popadł w
kłopoty, bo biologia go dopuszczała. Na szczęście dla niego, delegacje słu\bowe wykazały, i\
w decydującym okresie czasu siedział w Pradze czeskiej, zatem dama przyznała się w końcu
do ciecia, pardon, gospodarza domu, tam gdzie mieszkała, za co od cieciowej, pardon,
gospodarzowej domu, dostała po pysku.
(Młodzieniec ze stodoły, w obliczu zaniedbań proceduralnych, dla dobra dziecka
został obarczony ojcostwem i skazany na osiemnaście lat alimentów.)
A diabli go wiedzą, mo\e i słusznie...
Opisane wy\ej wypadki nie stanowiły ewenementu, nie były odosobnione, prawo
przejęło się dobrem dziecka i wydatnie wspomogło damską agresję. Nikt ju\ dziś nie zdoła
stwierdzić, ilu niewinnych facetów zostało wrobionych w ojcostwo, bo baby skwapliwie
skorzystały ze stworzonych im mo\liwości.
I czy jeszcze ktoś się mo\e dziwić, \e mę\czyzni zaczęli się bać coraz bardziej...?
Obecnie problem upadł z racji postępu medycyny. Autorem postępu z pewnością był
przestraszony mę\czyzna.
Jakoś tak trochę pózniej przyszła moda na
GWAAT.
Owszem, były to bardzo straszne rzeczy, ale, jak zwykle, poleciały za daleko.
Wszystkie krzyki na tym tle doprowadziły do sytuacji, w której, jeśli jakaś dziewczyna nie
była gwałcona, czuła się gorsza. Bo jak to, nikt jej nie chciał i nawet nie próbował...?! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •