[ Pobierz całość w formacie PDF ]

to, że przed laty pani matka z nie znanych nam powodów po-
rzuciła mojego brata. Teraz jednak, gdy Isabelle nie żyje, nie
wypada nam jej obwiniać.
- Jestem tego samego zdania - odparła Sabine, posyłając Ro-
hanowi wyzywające spojrzenie. - Muszę jednak przyznać, że
chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o motywach postępo-
wania mojej matki.
- Trudno powiedzieć, co nią kierowało - westchnął baron. -
Może o tamtej decyzji przesądziła drobna sprzeczka lub też na-
turalny lęk przed zamążpójściem.
- Nie sądzę - odparła Sabine. - W przypadku mojej matki na
pewno chodziło o coś więcej. Jestem tego pewna. Teraz wiem,
że rozpaczliwie próbowała zapomnieć o latach, które tu spędzi-
ła, nie mogło więc chodzić o jedną drobną sprzeczkę... - Zamy-
śliła się na chwilę, a potem powiedziała z mocą: - Panie baronie,
monsieur Saint Yves, ponieważ wszyscy tutaj oskarżacie moją
zmarłą matkę, więc moim obowiązkiem, a zarazem prawem, jest
wyjaśnić te zarzuty. - Zwróciła się do barona. - Dziękuję za za-
proszenie, monsieur, przyjmuję je z radością.
- A zatem spotkamy się znowu w sobotę o ósmej wieczorem?
Mam jednak nadzieję, że wcześniej również nas pani odwiedzi.
Gdzie się pani zatrzymała?
77
S
R
- Panna Russell mieszka w willi Les Hiboux - wtrącił ponu-
ro Rohan.
- Oczywiście! Urocze miejsce, choć brak tam wielu nowo-
czesnych udogodnień - powiedział baron. - Na tyłach zamku
mamy basen, z którego może pani do woli korzystać. - Popatrzył
na bratanka. - Rohan, wskaż pannie Russell ścieżkę przez las.
To dobry skrót, w kilka minut można pokonać odległość mię-
dzy naszymi domami.
- Wujku Gastonie, moim zdaniem będzie lepiej, jeśli to zrobi
Marie-Christine. - Rohan zamilkł na chwilę, a potem dodał: -
Znajdziesz dla mnie trochę czasu? Musimy porozmawiać.
Gaston de Rochefort uśmiechał się przez cały czas, lecz Sa-
bine uważnie obserwowała jego dłonie, które poruszały się ner-
wowo.
- Zapewne byłeś dzisiaj w Arrancay, prawda? - W jego głosie
zabrzmiał oskarżycielski ton.
- Owszem - odpowiedział cicho Rohan - ale nie o tym chcę
rozmawiać. Chodzi o kalkulację, którą zostawiłem na twoim
biurku dwa tygodnie temu.
- Przeglądałem twoje zapiski - odpowiedział baron.
- Ceny są absurdalne. Nasze beczki można oczyścić.
- Wielokrotnie już to robiono - tłumaczył Rohan.
- Powinniśmy też zakupić nowe odmiany winnej latorośli.
- Nie ma pośpiechu. - Baron pokręcił głową. - Drogi chłop-
cze, jesteś taki niecierpliwy. Zresztą nie powinniśmy zanudzać
78
S
R
panny Russell dyskusją o naszej winnicy. Odprowadz naszego
miłego gościa do Les Hiboux. Zachowujemy się grabiańsko, ka-
żąc pani czekać - dodał karcącym tonem.
- Proszę nie robić sobie kłopotu. - Sabine miała na policz-
kach ciemne rumieńce. - Sama znajdę drogę do domu...
- Nasze rozmowy zawsze kończą się tak samo! - powiedział
gniewnie Rohan. - Winnica mało cię obchodzi, tak było, jest i
będzie.
Dwaj mężczyzni wymienili wrogie spojrzenia. Wystraszona
Sabine pomyślała, że gdyby to były inne czasy, zaraz wyciągnę-
liby szpady.
- Touche! - usłyszała głos barona. - Rohan, znów jesteś gó-
rą. Istotnie, zaniedbuję rodowe dziedzictwo. Zaraz pani się do-
wie, że zbyt wiele pieniędzy wydaję na swoje poszukiwania, ale
gdy człowiek jest przykuty do wózka, szuka pociechy. Z zami-
łowania jestem historykiem. Moim celem jest dokładne pozna-
nie dziejów naszego regionu.
- Mogę spytać, czego dokładnie dotyczą pańskie badania?
- Roli miejscowych bastides w wojnach religijnych - odparł
skwapliwie. - Piszę książkę na ten temat.
-Bastides?
* Touche - w szermierce: dotknięcie przeciwnika bronią,
zdobywające punkt (franc).
79
S
R
- To ufortyfikowane miasteczka założone przez Francuzów i
Anglików. Podczas Wojny Stuletniej dochodziło tam do krwa-
wych starć. Był to okres pełen barbarzyństwa i przemocy. Póz-
niej, w XVI wieku, niektóre bastides sprzymierzyły się z huge-
notami przeciwko katolikom i znowu polała się krew.
- Nie wszędzie było tak zle - wtrącił Rohan, a baron roze-
śmiał się głośno.
- Rohan ma na myśli swoją ulubioną historię o sporze Mon-
pazier z Villefranche de Perigord. Mężczyzni z obu tych mia-
steczek wyruszyli na wyprawę przeciwko sobie tej samej nocy i
niepostrzeżenie minęli się w ciemnościach. Po dotarciu na miej-
sce nie zastali obrońców i doszczętnie złupili wrogie miastecz-
ka. Kiedy wzeszło słońce, zrozumieli, że ponieśli takie same
straty i wyszli na głupców, więc zawarli układ, zwrócili dobytek i
odtąd żyli w zgodzie.
- Doskonała opowieść. - Sabine się roześmiała. -Chciałabym,
żeby wszystkie wojny kończyły się w taki sposób. Czy w pobli-
żu znajdują się jakieś bastides?
- Monpazier, jedna z najpiękniejszych twierdz, leży o kilka
kilometrów stąd. Rohan jutro się tam wybiera, żeby załatwić
sprawy związane z ubezpieczeniem, i na pewno z chęcią panią
zabierze. Jest tam doskonała restauracja, w której powinniście
zjeść obiad. Naprawdę polecam.
- Lepiej pojadę tam sama. - Zerknęła ukradkiem na ponure ob-
licze Rohana. - Nie chcę sprawiać kłopotu, więc...
80
S
R
- Nalegam! - przerwał ostro Gaston de Rochefort i z dziw-
nym uśmiechem popatrzył na bratanka. - To dla ciebie żaden
kłopot, prawda, drogi chłopcze?
- Naturalnie - odpowiedział Rohan bezbarwnym głosem,
włożył ręce do kieszeni i odwrócił się na pięcie.
- A więc umowa stoi - stwierdził zadowolony baron. - A
bientót, mademoiselle. Do soboty. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • supermarket.pev.pl
  •